Większość kandydatów na najwyższy urząd w państwie już się zaprezentowała. Czas na pierwsze wnioski i podsumowania, zanim kampania, w tym brudna, rozpęta się, o przepraszam rozpocznie się, na dobre.
1. Magdalena Ogórek.
Najpiękniejsza. Jej uroda jest po prostu oszałamiająca. Można tak
patrzeć i patrzeć, byle nie mówiła. O przepraszam, z wystąpieniem nie
było tak źle. Magdalena Ogórek przedstawiła się bardzo dobrze, jako
outsiderka systemu politycznego. Jako osoba pokrzywdzona, do pewnego
stopnia, przez tłustych ludzi, co się dopchali do władzy i nic nie robią
dla ludzi. Jest Magdalena takim Robin Hoodem, który przychodzi z
zewnątrz, jest młody i piękny, i chce zająć się pokrzywdzonymi, o
których nikt nie dba. Brawo!
Pokrzykiwania polityczne, jednak, w wykonaniu pięknej Polki nie wyglądają najlepiej. Źle się łączy uroda z tzw. politycznym zębem. Magdalena Ogórek, stosując konsekwentnie zasadę unikania dziennikarzy, mogłaby mocno namieszać w wyborach prezydenckich, gdyby... gdyby nie..., gdyby istotnie adresowała swoją kandydaturę do wszystkich Polaków.
Tymczasem jej pokrzykiwania o przemocy w rodzinie i ogień w oczach gdy mówiła o in vitro, automatycznie przekreśla jej osobę w większościowym elektoracie polskim tj. umiarkowanie konserwatywnym. Tym bardziej w elektoracie męskim, który nie lubi ciągle być oskarżanym o domniemaną przemoc.
Polacy ogólnie nie chcą, żeby im się ktoś wpieprzał w rodzinę, i ciągle pamiętają komuchów, którzy wciskali się wszędzie, zaś rodzina była dla nich schronieniem. Ogórek zrobiłaby znacznie lepiej, gdyby nie nie poruszała kwestii obyczajowych, gdyż jej zwolennicy i tak by myśleli, że jest "postępowa", zaś zwolennicy potencjalni mogliby się łudzić, że aż taka "postępowa" to nie jest.
Tu wyszło szydło z worka z napisem Miller. Prawdopodobnie dlatego, żeby głosy nie poszły na Grodzką i Palikota. Czyli Ogórek ocaliła jakieś 2 pkt. procentowe za cenę szans na jakieś 10.
Ostrym fałszem trąciły też uwagi pięknej Magdaleny o tym, jak rozumie górników, bo tata był górnikiem. I rolników też rozumie. I prezydent powinien być odważny. Żałosne. Gdy egoizmy grup zawodowych rozdzierają Polskę, domagając się pieniędzy dla siebie kosztem pozostałych, niezorganizowanych ludzi. Gdy polityka jest kłębowiskiem zdradliwych interesów międzynarodowych. Wspieranie grup roszczeniowych i przedkładanie odwagi nad rozsądek i kalkulacje, brzmi jednocześnie infantylnie i groźnie.
2. Andrzej Duda.
Chyba najlepiej w sensie personalnym prezentujący się kandydat.
Stosunkowo młody, przystojny, wykształcony, nie tylko w sensie
formalnych kwalifikacji, ale po prostu w odczuwalnym wymiarze obycia i
zachowania się. Dżentelmen i polityk w jednym. Człowiek na nowe czasy.
W swoim wystąpieniu uniknął w zasadzie spraw programowych, skupiając się na ogólnikach, wartościach oraz własnej osobie i zaszłościach rodzinnych "dziadek wiele razy powtarzał".
Duda mówi: wybierzcie mnie, bo jestem wspaniały i moim ojcem duchowym był Lech Kaczyński. Jednak ta druga część argumentu, tak mocno eksponowana w czasie głównego wystąpienia, w zasadzie zamyka mu drogę do zwycięstwa. Lech Kaczyński... Jego brat, bliźniak, startując tuż po tragicznej śmierci prezydenta, przegrał wybory z Bronisławem Komorowskim. Jakim cudem ponowne, silne odwoływanie się do postaci Lecha Kaczyńskiego ma pomóc w zwycięstwie?
Duda to PiS. To koń PiSu wypuszczony przed wyborami parlamentarnymi. Z
jednej strony jego zadaniem jest popularyzować PiS (tu także przez
odwoływania się do Lecha Kaczyńskiego), z drugiej strony, właśnie ta
nalepka, ta perspektywa zamyka mu drogę do realnego sukcesu, to jest do
zwycięstwa w wyborach.
3. Bronisław Komorowski.
Oaza spokoju. Wszyscy, którym w Polsce jest dobrze albo jako tako,
zagłosują z pewnością na Komorowskiego. Wszyscy, którzy obawiają się
awanturnictwa i "aktywnej prezydentury" zagłosują na Bronisława
Komorowskiego. Wszyscy, którzy chcą utrzymania status quo zagłosują na
niego.
Taka jest większość Polaków. Komorowski jest "swój", jest sympatyczny. Nie jest piękny jak Ogórek, ani przystojny jak Duda. Nie jest tak elokwentny i pociągający. Ale jest swój, jest normalny. Może się z nim identyfikować każdy Polak, któremu jest jako tako i który ma jakiekolwiek anse, bądź wątpliwości, do jakiegokolwiek pozostałego kandydata. Komorowski ma niski elektorat negatywny.
Główne przesłanie obecnego prezydenta brzmi - jestem wasz. Jestem taki jak wy. Jestem jednym z was. Nie najlepszym i nie najpiękniejszym. Ale nie będę robił głupot i nie będzie wam ze mną źle. Też kocham Polskę, ale tak normalnie, a nie tak szczytnie ani nowocześnie. Lubię bigos i robię błędy ortograficzne, ale kto lubi ludzi idealnych? Nikt.
4. Korwin Mikke. Wariat jak zwykle.
5. Paweł Kukiz. JOW.
6. Grzegorz Braun. Wykryje wszystkie spiski w Polsce, w tym żydowskie. Wprowadzi JOW z okręgami po 1,5 mln ludzi.
7. Adam Jarubas. Ma coś na włosach i jest ze wsi.
8. Marian Kowalski. Jeśli kogoś jeszcze nie pobił, to pewnie dlatego, że nie miał możliwości.
9. Jacek Wilk . Jest mecenasem i ma niegłupiego szefa partii.
Kampania prezydencka kandydatów w dużej mierze opiera się na kłamstwie i manipulacji, gdyż ich obietnice i zapowiedzi, nijak się nie mają do realnych kompetencji urzędu prezydenta RP.
Opowieści o tym, co to nie zrobi dla seniorów i dla młodych piękna Magdalena, może sobie ona opowiadać, bo nawet w przypadku wyboru, nie będzie miała możliwości ich zrealizować. Prezydent w Polsce może niewiele i stanowi jedynie taki, bardzo źle pomyślany, zawór bezpieczeństwa, "jakby co".
W sumie najbliższy prawdzie o prezydenturze jest Bronisław Komorowski, któremu pozostali kandydaci zarzucają, nie bez odrobiny racji, gnuśność i pasywność. Taka jednak jest natura prezydentury w Polsce. Najaktywniejszym do tej pory prezydentem był Lech Kaczyński. Pytanie, jednak, co konkretnie Polacy zyskali na tej aktywności, pozostanie bez rzeczowej odpowiedzi.
Żaden z kandydatów nie jest specjalnie wartościowy, bo żaden nie podnosi istotnych problemów państwa, które mógłby podnosić prezydent.
Nie odnosi się do problemów społecznych. To znaczy do sposobu funkcjonowania społeczeństwa. Do degradacji postaw ludzkich, do degradacji więzi ludzkich, do braku współpracy, do egoizmów niszczących wspólnotę.
Tu właśnie osoba, nie posiadająca środków kształtowania państwa, ale posiadająca legitymację z powszechnego wyboru, mogłaby wiele zrobić, wiele uzmysłowić ludziom. To są jednak tematy, poza perspektywą partyjnych kandydatów.
Przyjdzie nam wybierać pomiędzy celebrytyzmem, słusznością jakiejś
partii, albo świętym spokojem i swojskością. Kandydata z prawdziwego
zdarzenia brak. Męża stanu. Wizjonera. Albo po prostu mówiącego do
rzeczy faceta (kobiety), któremu zależy na dobru wszystkich pozostałych.
Takie są reguły polityki, w której czasem jedynym wyborem, jest wybór
najmniejszego zła i najmniejszego ryzyka.
--------------------------------------------------------------------------
Mój blog domowy.