Mariusz Gierej: Panie Adamie, dlaczego zgodził się Pan na wywiad?
Adam Piechowicz: Przez
większość swojego zawodowego życia uważałem, że osoba, która wykonuje dla
polityków taką pracę jak ja, powinna pozostawać w cieniu. Na tym moim zdaniem
polegała lojalność w stosunku do osoby, która korzystała z mojego doświadczenia
i umiejętności. Sukces miał mieć tylko jednego ojca. Nie było w tym żadnej
nieuczciwości. W końcu kto na ile korzystał z moich rad, pomysłów, analiz sam o
tym decydował. Stawały się one jego. Niewyobrażalne było dla mnie, by wtedy
kiedy polityk stosuje uzasadnienie swoich decyzji czy podejmuje działania,
które spotykają się z uznaniem, za jego plecami podnosić rękę do góry i
krzyczeć: To ja! To ja! To ja to wymyśliłem. To ja to mu napisałem.
No, ale
dzisiaj w modzie jest król Julian. Osobiście jako postać filmowa nawet mnie
urzeka ale w życiu zawodowym wzorem nigdy dla mnie nie będzie. Zresztą królów
Julianów mamy w polityce dość. Niemniej jednak czasy się zmieniły. Pewne zasady
przestały obowiązywać. Jak chociażby ta: nie znam prawdy, nie piszę. Dzisiaj
ważniejsze od tego, jak jest, jest to co o nas napiszą. A pisze kto chce i co
chce. Wolę więc we własnym imieniu wypowiadać się sam. Jestem. Pracuję. Mam
swoje osiągnięcia. Ludzie, którzy korzystali z mojej pomocy dużo mi
zawdzięczają. Skoro dziś politycy to nie tylko oni sami ale także ich twórcy,
to ja Adam Piechowicz jestem jednym z nich.
Mariusz Gierej: Dlaczego dla naszego portalu? Na pewno miał Pan wiele propozycji?
Adam Piechowicz: Zwrócił Pan moją uwagę publikacją na temat mojej rezygnacji z funkcji głównego doradcy premiera. Informacja była krótka ale rzetelna. Nie znalazłem w Pana tekście tak powszechnych dziś insynuacji, spekulacji czy próby pokazania się.
Mariusz Gierej: Od ilu lat jest Pan w polityce, co robił Pan wcześniej i w międzyczasie?
Adam Piechowicz: To polityka przyszła do mnie. Wcześniej było jej we mnie tyle, ile w tych, którzy nie byli zaangażowani w działalność opozycyjną ale utożsamiali się z wartościami, które niosła za sobą „Solidarność”. Były więc znaczki noszone z dumą w szkole i na ulicy. Ale…
Mariusz Gierej: To jest Pan styropianem?
Adam Piechowicz: Proszę nie żartować. Byłem tylko jednym z tysięcy młodych ludzi, którzy tak manifestowali swoje poglądy. Żadna zasługa ale też nie ma powodu by o tym nie mówić. Kiedy w latach 90-tych w Sejmie jedna z dziennikarek zadała mi pytanie: "Co Pan sądzi na temat stanu wojennego?". Odpowiedziałem krótko: "Wspaniały czas. Miałem 18 lat." Zdziwienie na jej twarzy uświadomiło mi, że była nastawiona na wspomnienia „kombatanta”. Można je w końcu snuć bezkarnie, bo nie w każdym przypadku są do zweryfikowania. A moja odpowiedź wynikała z czystej przekory ale była też prawdziwa.
Mariusz Gierej: Krążą na Pana temat różne plotki, wcześniej pojawiły się na temat Pana informacje we "Wprost", "Newsweeku" po ostatnich wydarzeniach w prawie każdym medium w Polsce. Przerwijmy te plotki, dla kogo znanego już Pan wcześniej pracował poza Ewą Kopacz?
Adam Piechowicz: Chcę mówić tylko o tych osobach, które nie mają nic przeciwko temu. Poza nimi wszystkie dawne umowy obowiązują. Pracowałem mi.in. dla Marka Borowskiego, Marka Balickiego, Dariusza Rosatiego, Bartosza Arłukowicza, Tomasza Nałęcza, Andrzeja Celińskiego, Włodzimierza Cimoszewicza - w różnych okresach ich kariery politycznej. Jednym pomagałem osiągnąć założony cel, innym budować pozycję kiedy byli na określonym stanowisku, jeszcze innym znajdować wyjścia z sytuacji kryzysowych. Prowadziłem więc kampanie na urząd prezydenta miasta stołecznego Warszawy ale też kampanie parlamentarne. Chociażby SDPL-u czy LID-u. Miałem także swój udział w pierwszej kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego. Praca dla Włodzimierza Cimoszewicza była epizodyczna ale znacząca. Robiliśmy wraz z kolegą wielką inaugurację kampanii w chwilę po tym jak pan premier ogłosił, że „trzeba się było ubezpieczać”.
Mariusz Gierej: Patrząc na to o czym media piszą ostatnio to wychodzi wręcz ze jest Pan siłą sprawczą wszystkich kampanii w Polsce? Jest Pan?
Adam Piechowicz: Pozytywną siłą wielu z nich na pewno.
Mariusz Gierej: Wybór tej lewej strony to wyraz poglądów? Jak to wygląda?
Adam Piechowicz: Trochę wyraz poglądów, a trochę też i przypadek. Los sprawił, że będąc posłem pierwszej kadencji zasiadałem między innymi także, w Komisji Administracji, Budżetu i Finansów. Członkiem tej komisji był także Marek Borowski. Na jednym z posiedzeń doszło między nami do ostrej wymiany zdań, która zakończyła się moją porażką. Wynikało to zarówno z braku doświadczenia jak i z szacunku dla Marka Borowskiego. Pewny moich racji oddałem pole Markowi Borowskiemu. Po zakończeniu posiedzenia podszedłem jednak do Marka Borowskiego i pokazałem mu dane, na podstawie, których formułowałem swoje opinie. Przyznał mi rację ale już nie na forum publicznym. Tak rozpoczęła się nasza bliższa znajomość i współpraca. Ja po pierwszej kadencji Sejmu zakończyłem swoją karierę polityka ale bliska relacja z Markiem Borowskim pozostała.
Mariusz Gierej: Z którym z tych polityków pracowało się Panu najlepiej?
Adam Piechowicz: Zawsze najważniejszy jest wynik takiej współpracy. To czy uda się osiągnąć założony cel czy nie. A to z kolei zależy od wielu czynników m.in.: ogólnej sytuacji politycznej, właściwej analizy, dostępnych środków, wielkości wyzwania. Inną kwestią jest tzw. chemia. Nie ma co ukrywać, ma ona ogromne znaczenie dla jakości współpracy. Niezależnie od relacji osobistych wykonuje się tę sama pracę. Ale wtedy kiedy ludzie się dobrze rozumieją, maja takie samo poczucie humoru, podobne postrzeganie świata i system wartości, wtedy praca jest nie tylko obowiązkiem ale i przyjemnością. Największym wyzwaniem jest niewątpliwie połączona kampania parlamentarno-prezydencka. To po prostu polityczny maraton. Ekstremalne wyzwanie zarówno dla kandydatów jak i dla osób, które dla nich pracują. Taki dziewięciomiesięczny bieg bez chwili przerwy kończy się wycieńczeniem, zużyciem wszelkich zasobów, zarówno psychicznych jak i fizycznych. Czasami wybory na wójta lub burmistrza dostarczają więcej emocji, także wyzwań, ponieważ dotyczą małej społeczności, czyli takiej w której wszyscy się znają a pamięć dokonań, bardziej udanych i mniej fortunnych jest ciągle żywa. To też sprawia, że taką kampanię prowadzi się trudniej. Prowadzenie kampanii warszawskiej Marka Balickiego czy prezydenckiej Tomasza Nałęcza to była przyjemność. Kampanii LID-u nie wspominam inaczej niż jako wspaniałą przygodę.
Mariusz Gierej: Jak Pan postrzega po 25-latach stan polskiej polityki? W jakim ona jest w tej chwili miejscu?
Adam Piechowicz: Ewolucję polskiej polityki podzieliłbym na dwa etapy. Od początku lat 90-tych do mniej więcej roku 2005 polityka była moim zdaniem nastawiona na działanie związane z osiągnięciem określonego celu. Chodziło o zmianę, która miała nam przynieść określone korzyści. W pierwszej kolejności chodziło o bezpieczeństwo granic. Na tym głównie zależało politykom, którzy odziedziczyli po PRL-u pewną bojaźń względem świata zewnętrznego. Takie to były czasy. Przeobrażeniu ulegała światowa geopolityka. Pierwszoplanowym zadaniem było więc takie wykorzystanie nowych okoliczności by Polska stała się krajem w pełni suwerennym i niezależnym. Stąd też wielką rolę odgrywała polityka zagraniczna ale równolegle pierwsze rządy musiały się koncentrować na gospodarce. W tamtych czasach gdy prezentowano założenia polskiej polityki zagranicznej czy gospodarczej, na sali sejmowej nie było wolnego ani jednego miejsca. Obrady z uwagą śledzili też obywatele. Później pojawiły się kolejne projekty: NATO i Unia Europejska. Oba wyzwania spowodowały nadzwyczajne połączenie sił koalicji i opozycji. Dotyczyło to w zasadzie wszystkich liczących się obozów politycznych. To unikalne zjawisko. Ta absolutna zgodność do priorytetów Polski i wynikająca z tego współpraca. Pamiętam jak Aleksander Kwaśniewski forsował kandydaturę Bronisława Geremka na szefa Komisji Spraw Zagranicznych. W jego środowisku budziło to potężne opory i napięcia. Jednak upór Aleksandra Kwaśniewskiego przyniósł bardzo dobre efekty. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić by polityk z Platformy Obywatelskiej zabiegał o to by przedstawiciel PiS-u przewodniczył takiej komisji z tytułu jego wybitnych zdolności lub kompetencji. Zupełnie sobie tego nie wyobrażam, choć gwoli sprawiedliwości nie wyobrażam sobie odwrotnej sytuacji, a więc tego by PiS w imię wyższych racji proponował takie stanowisko opozycji. Wejście do Unii Europejskiej zmieniło naszą rzeczywistość.
Mariusz Gierej: To jest ten drugi etap?
Adam Piechowicz: Tak to jest ten drugi etap. To jest już model w którym przestaliśmy realizować wyjątkowe projekty, a zaczęliśmy się poruszać w nowej rzeczywistości. Jakby w niepamięć poszły lata podporządkowania interesów partyjnych wyższym celom, ogromy wysiłek jaki włożyliśmy w dostosowanie naszego prawa do prawa unijnego. Przecież ogrom pracy jaki wykonał Parlament kadencji 2001-2005 był wręcz niebywały. Sejmem kierował wtedy Marek Borowski, miałem więc możliwość obserwowania tego z bliska. Po tym przyszła inna epoka co miało również związek z klęską AWS oraz usunięciem listy krajowej, która pozwalała wprowadzać nie tylko polityków ale wysokiej klasy ekspertów. W ten sposób parlament sam pozbawił się dotychczasowej „jakości”. Zdolność posłów do nie tyle prawnego ile merytorycznego przygotowywania ustaw znacznie się zmniejszyła. Stało się tak dlatego, że profesor, wzięty adwokat czy uznany ekonomista rzadko bywa też specem od partyjniackiej roboty. To powoduje, że autorytety niezbyt garną się do udziału w życiu politycznym, a to zmieniło rzeczywistość parlamentarną. Pojawił się za to nowy typ polityka. Bardziej medialny ale za to mniej zdolny do przygotowywania konkretnych rozwiązań prawnych. Zresztą te rozwiązania prawne stały się domeną rządową przygotowywaną przez RCL. Tam tworzone są ustawy. Praktycznie Parlament zrezygnował z roli wiodącej w tym zakresie. Tak zwana ścieżkę poselską stosuje się wtedy gdy jest to na rękę rządowi, bo „coś” trzeba pilnie przeprowadzić przez Sejm.
Mariusz Gierej: Wiadomo chodzi o brak konsultacji itd. Krótko mówiąc pozbycie się listy krajowej uważa Pan za największą stratę ostatniego 25-lecia?
Adam Piechowicz: Nie wiem czy to jest największa strata, ale ona spowodowała ogromną zmianę. Parlament sam zrezygnował z własnej kadry merytorycznej.
Mariusz Gierej: A co w takim razie myśli Pan o pomysłach na w pełni jednomandatowe okręgi wyborcze? Do Sejmu i do Senatu.
Adam Piechowicz: Mam wątpliwości dotyczące takiego rozwiązania. Nasze doświadczenia to jedna kadencja i tylko cztery mandaty uzyskane tą drogą. Chodzi o Marka Borowskiego, Kazimierza Kutza, byłego wiceprezydenta Wrocławia Jarosława Obremskiego i Włodzimierza Cimoszewicza. Nie prowadziłem, żadnych bliższych obserwacji na temat tego jak ich funkcjonowanie wpływa na nasz system polityczny czy system prawny. Wydaje mi się, że sam mechanizm okręgu jednomandatowego jest ledwie ich częścią. Na przykładzie senatora Włodzimierza Cimoszewicza widać to najlepiej. Włodzimierz Cimoszewicz niezależnie od tego czy uzyskuje mandat z listy krajowej czy z listy z okręgu, czy z okręgu jednomandatowego jest zawsze wartością polskiego życia politycznego. Jak będzie w innych przypadkach? Mój Boże! Czasami dorastamy do pewnych wyzwań. Tak było ze mną. Znalazłem się w Sejmie mając lat 28 i szybko musiałem do tej funkcji dojrzeć. Wszystkiego się nauczyć. Od tego momentu w polityce w tej czy innej roli funkcjonuję. Czasami zdarzają się też flashowe kariery. Jedna kadencja, a nawet pół w tym znaczeniu, że po pewnych zachowaniach pozostałe pół jest mocno bez znaczenia.
Mariusz Gierej: Którego z polskich polityków minionego 25-lecia postrzega Pan jako najwybitniejszego i dlaczego?
Adam Piechowicz: Bez wątpienia profesora Bronisława Geremka. To dla mnie postać wyjątkowa i pierwszoplanowa w Polsce przemian. To on stawiał fundament pod nową polską rzeczywistość i był jej gwarantem. Opoką. Dawał też tak potrzebne poczucie bezpieczeństwa polegające na tym, że ostatecznie rozstrzygał co jest dobre, a co złe. Miałem przyjemność z nim pracować. I wiele się od niego nauczyłem. Przede wszystkim stawiania Polski na pierwszym miejscu.
Mariusz Gierej: A Donald Tusk?
Adam Piechowicz: Donald Tusk to już inna rzeczywistość. W czasach, o których mówiłem, że stanowiły politykę prawdziwą, rzeczywistą ukierunkowaną na sprawy Polski, a nie sprawy partii był mniej aktywny. Natomiast rzeczywiście późniejsza jego ewolucja w nowych już ramach tych trochę mniej wymagających ...
Mariusz Gierej: Postpolitycznych?
Adam Piechowicz: Tak. ... była spektakularna i uważam, że dziś jest najbardziej wybitnym przedstawicielem TEJ nowej klasy politycznej. Gdybym jednak miał dokonać oceny głównych polityków tych dwóch polskich światów politycznych to wyglądałaby ona następująco: Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki, Jacek Kuroń ... puste miejsca ... puste miejsca i Donald Tusk.
Mariusz Gierej: Jarosław Kaczyński?
Adam Piechowicz: Nieprzeciętny umysł całkowicie nierozumiejący ludzi.
Mariusz Gierej: Jak bardzo zmieniło się uprawianie polityki i PR jej towarzyszący?
Adam Piechowicz: Praktycznie od Kazimierza Marcinkiewicza, a raczej od jego rzecznika Konrada Ciesiołkiewicza polska polityka jest polityką „paciorków” albo jak kto woli gadżetów. Słynna scena, w której to Kazimierz Marcinkiewicz wychodzi do dziennikarzy z telefonem komórkowym, z którego płyną dźwięki utworu Chopina stojąc na tle pomnika kompozytora stała się punktem zwrotnym. Od tego czasu bardziej liczy się opakowanie „pudełka” niż jego zawartość. W takiej rzeczywistości do dziś funkcjonujemy.
Mariusz Gierej: Pan też tak funkcjonuje?
Adam Piechowicz: Tak.
Mariusz Gierej: Co najbardziej przeszkadza Panu w pracy z politykami?
Adam Piechowicz: Decyzję o współpracy podejmuję po spotkaniu, które pozwala mi określić kim jest osoba, która przedstawia mi propozycję i jako człowiek, i jako polityk. Tak więc podejmując współpracę czynię to świadomie. Wiem jakie zagrożenia niesie za sobą ta współpraca ale też jakie może przynieść korzyści. Im więcej ktoś ma pokory i wątpliwości tym bardziej jestem zainteresowany współpracą z nim.
Mariusz Gierej: Bo będzie widać progres?
Adam Piechowicz: Nie, bo dzięki pracy nad sobą, dzięki pokonywaniu swoich wad i niedostatków ma szansę na rozwój, co w polityce oznacza karierę. A ja jestem politycznym szerpą lubię wprowadzać ludzi na szczyt. Chodzenie po płaskowyżu jest podobno nużące. Wejście na szczyt to większe wyzwanie.
Mariusz Gierej: A to stąd wycofanie się z KPRM-u?
Adam Piechowicz: Do KPRM-u poszedłem dlatego, że pani Premier zdecydowała się wziąć odpowiedzialność za państwo, a sprawdzonych ludzi zabiera się ze sobą. Ja od początku wiedziałem, że do KPRM-u przychodzę na krótko. Już w grudniu podjąłem decyzję o tym, że odchodzę. Umówiłem się na współpracę z innym politykiem.
Mariusz Gierej: Do tego jeżeli Pan pozwoli jeszcze wrócimy. Z tego co Pan mówił to "zrobił" Pan prezydenta, "zrobił" premiera czy ma Pan jeszcze jakieś wyzwania?
Adam Piechowicz: To złe określenie. Niezależnie od tego jakie ambicje ma polityk, czy jest to urząd premiera, prezydenta, wójta, burmistrza, czy radnego, to jeśli udaje się je zrealizować to jest to jego sukces. Moją rolą jest zrobić wszystko, by mu w tym pomóc między innymi przez określone działania czy wykorzystanie potencjału jakim dysponuje. Dla mnie sens tej pracy zawiera się w człowieku, a nie w miejscu do którego zmierza.
Mariusz Gierej: Czy wszyscy w Pana branży tak samo kończą, że zaczyna się na nich polowanie lub sami sobie robią krzywdę?
Adam Piechowicz: To jest ta właśnie współczesna rzeczywistość medialno-polityczna. Politykę robi się w mediach, a media przejawiają głównie zainteresowania o charakterze tabloidalnym. Prawda przestaje się liczyć. Wystarczy samo pytanie sugerujące przysłowiowe zamieszanie w kradzież zegarka. Dawni ludzie cienia dla mediów zyskują wartość celebrytów. Ale oni nadal w dużej mierze robią to co dotychczas. Służą ludziom posiadającym mniejszą lub większą władzę do tego by podejmowali jak najlepsze decyzje.
Mariusz Gierej: Czy polityk to taka marionetka, pacynka w rękach PR-owca, speca od wizerunku? Ile jest w tym co obecny polityk robi jest z jego własnej inwencji, a ile inspiracji takiego fachowca jak Pan?
Adam Piechowicz: Tego nigdy nie można do końca zaplanować. Są i długie rozmowy, spotkania, są i zdarzenia, które weryfikują przyjęte stanowisko. To po prostu milion wspólnie spędzonych godzin, które budują każdą ze stron, bo tu zyskuje każdy. I ten, który doradza i ten komu się doradza. Tylko na końcu polityk zawsze jest sam. Dlatego też jego sukces to przede wszystkim jego zasługa. PR-owiec nie powinien rościć sobie praw do tego sukcesu, bo mimo wspólnej pracy ostateczne decyzje należą do polityka nawet te dotyczące tego czy zdać się na własną myśl, czy na podpowiedź doradcy.
Mariusz Gierej: Miewa Pan momenty kiedy bywa Pan zły na polityka, że nie zrealizował tego co żeście zamierzali i spowodował naprawdę duże komplikacje?
Adam Piechowicz: Jeżeli polityk z tych czy innych powodów znalazł się w sytuacji kryzysowej to dla mnie jest to tylko jedna informacja - należy z niej jak najszybciej wyjść. To dla mnie bodziec do działania. Na ogół pracuję z ludźmi, którzy oceniają w ułamku sekundy, czy popełnili błąd czy nie. Nawet jeśli świadomie podjęli ryzyko, to czy nie mieli do tego prawa?
Mariusz Gierej: Brzmi Pan tak, jakby nie było sytuacji beznadziejnych?
Adam Piechowicz: Bo nie ma. Nawet porażka może prowadzić do sukcesu. Zwłaszcza, że na błędach uczymy się najwięcej.
Mariusz Gierej: Zaczął Pan pracę dla Ewy Kopacz chyba 3-4 lata temu? Jeszcze w Sejmie.
Adam Piechowicz: Pracowałem dla Pani Premier równo dwa lata.
Mariusz Gierej: Jak Pan trafił do niej do pracy, jakim jest ona człowiekiem i politykiem?
Adam Piechowicz: Poznaliśmy się przez przypadek. Pracowałem wcześniej dla Bartosza Arłukowicza, w trudnym dla niego momencie wprowadzania ustawy refundacyjnej. W zasadzie można powiedzieć, że byliśmy wtedy po przeciwnych stronach barykady. Polityka Ewy Kopacz jako byłego Ministra Zdrowia była kwestionowana ze względu na działania Bartosza Arłukowicza. Udało się znaleźć salomonowe wyjście.
Mariusz Gierej: Nie było konfliktu interesów?
Adam Piechowicz: Ja tak tego nie widziałem. Wielkość Ewy Kopacz polegała na tym, że nigdy do tej sprawy nie wracała, nigdy o nią nie wypytywała. Ważne było dla niej, co kto umie, a nie dla kogo pracował.
Mariusz Gierej: Do momentu mianowania Ewy Kopacz na premiera, szło Wam świetnie, tak jak obserwowałem to z boku. Potem nastąpiła katastrofa na Politechnice? Co się stało?
Adam Piechowicz: Za Politechnikę nie odpowiadam. Odbyła się ona całkowicie bez mojego udziału. Ewa Kopacz była już oficjalnym kandydatem na premiera, a jej dotychczasowa ekipa pozostawała w Sejmie. Jak to się skończyło? Padają różne oceny. Ja tego za katastrofę nie uznaję.
Mariusz Gierej: No tak, w myśl zasady nie ma sytuacji beznadziejnych. Ale dobrze, potem było odbicie na expose, do którego przyznawać się chcieli chyba wszyscy w tym kraju. Wszyscy rzeczywiście nad nim pracowali, czy duża część z tych różnych speców ma po prostu bujną fantazję?
Adam Piechowicz: Expose zawsze jest autorską prezentacją. Kto by nad nim nie pracował i choćby umieścił w nim cały akapit, nie upoważnia go do tego, żeby mówić o prawach autorskich zwłaszcza, że to premier bierze za to wystąpienie pełną odpowiedzialność, także jeśli chodzi o konsekwencje polityczne o wiarygodności już nie wspominając. Dlatego też expose Ewy Kopacz jest tylko jej i to koniec opowieści.
Mariusz Gierej: Wybory samorządowe. Można było coś więcej ugrać?
Adam Piechowicz: Zrealizowano projekt 300%. Może więcej zaangażowania ze strony parlamentarzystów przesądziłoby o wygranej ale pamiętajmy moment startu. Dzięki Pani Premier i jej osobistemu udziałowi w kampanii udało się utrzymać władzę w 15 województwach. To wielkie osiągnięcie jeśli wziąć pod uwagę jak wyglądały notowania gdy Ewa Kopacz zostawała premierem.
Mariusz Gierej: Czyli wszystko przedstawiała Pani Premier i to były jej pomysły. Idźmy tą drogą. Na ile wizerunek matki Polki to rzeczywiście Ewa Kopacz na ile wizerunkowa stylizacja?
Adam Piechowicz: Ale Pani Premier jest ciepłą osobą. Każdy kto miał z nią kontakt osobisty to potwierdzi. Do tego należy dodać dużą empatię. Bez niej trudno budować relacje lekarz – mały pacjent. Wymagają one wrażliwości, zrozumienia i budowania poczucia bezpieczeństwa. Są to cechy, które Pani Premier posiada, które ją budują i wzmacniają.
Mariusz Gierej: Ewa Kopacz utrzyma się u władzy w PO?
Adam Piechowicz: Do końca tego rozdania parlamentarnego na pewno. Jej pozycja wydaje mi się niezagrożona.
Mariusz Gierej: Łatwiej zdobyć władzę czy ją utrzymać?
Adam Piechowicz: Inaczej się władzę zdobywa, a inaczej się ją utrzymuje. Oba zadania są trudne. Gdy chce się władzę zdobyć, czyli jak ja to nazywam wejść na szczyt, ma się do dyspozycji więcej możliwości, w ramach oczywiście dostępnych metod i środków. Można szczyt zaatakować od północy lub od południa, wejść na niego drogą bardziej niebezpieczną, ale krótszą, albo dłuższą, ale za to bardziej przewidywalną. Wiele decyzji zależy wyłącznie od nas. Chociażby i takie gdzie zakładamy obozy, na jak długo, czy czekamy na lepszą pogodę czy też idziemy już teraz. Utrzymanie władzy nazywam chodzeniem po płaskowyżu. Nie ma już góry do zdobycia. Jest obrona przed tymi, którzy też chcą znaleźć się w tym miejscu. A mogą zaatakować w każdej chwili i od każdej strony. Państwo funkcjonuje siłą inercji, w innym modelu niż szerpa. Na płaskowyżu niewiele od niego zależy. To już bardziej reakcja na pewne zdarzenia niż ich kreowanie.
Mariusz Gierej: Ktoś z najbliższych współpracowników Ewie Kopacz jeszcze został, bo odeszło Was całkiem sporo i to w jednym czasie?
Adam Piechowicz: Nie chcę tego komentować. O obecne relacje proszę pytać pozostałe osoby lub Panią premier.
Mariusz Gierej: Chętnie jak będę miał okazję. Powrócę na chwilę do Pana poprzedniej odpowiedzi. Powiedział Pan, że państwo ma ogromną inercję. Na ile Premier jest w stanie przeforsować swoje rozwiązania gdyby chciał jakieś wprowadzić, czy to rzeczywiście wszystko od niego zależy, czy ma bardzo duże ograniczenia?
Adam Piechowicz: Głównym ograniczeniem, ale też stabilizatorem, jest system prawny. Z jednej strony uniemożliwia szybkie czy radykalne działania, ale z drugiej, stanowi zabezpieczenie przed politykami, którzy mają jedynie słuszną wizję zmian. Trzeba umieć korzystać z tego stanu. Ta inercja opóźnia wdrażanie pewnych rozwiązań, ale uważam, że generalnie nam służy. Lepiej poczekać, przejść wszystkie procedury niż obudzić się w zupełnie niezaplanowanej rzeczywistości.
Mariusz Gierej: A Platforma obecnie to najlepszy wybór dla Polski i za nią do ostatniego naboju?
Adam Piechowicz: Jeszcze przez parę lat na pewno, ale widać już nadchodzącą zmianę. Zmianę pokoleniową i zmianę na lepsze. Ona gdzieniegdzie już się pojawia.
Mariusz Gierej: Czy ta praca sprawia Panu jeszcze satysfakcję czy wyczerpuje?
Adam Piechowicz: Jest wyczerpująca ale i ogromnie budująca. Każdy osiągnięty cel daje wielką satysfakcję. Jeżeli też jednocześnie przynosi dobrą zmianę dla ludzi, to jest to po prostu szczęśliwe wydarzenie w moim życiu.
Mariusz Gierej: Jak Pan widzi polską scenę polityczną za 10 lat kiedy odejdzie to stare pokolenie polityków?
Adam Piechowicz: Patrzę w przyszłość z całkowitym spokojem. Kiedy byłem w szkole średniej ówczesne elity nazywały moje pokolenie „konsumpcyjnym”. O nim Lady Pank śpiewało "Myślisz może, że więcej coś znaczysz...". Okazało się, że mogę jednak coś znaczyć. Jak każdy kto nie boi się nowych wyzwań i ciężkiej pracy. Współczesne, młode pokolenie jest dobrze wykształcone, nie ma „naszych” kompleksów, a co ważniejsze nie ma obciążenia w postaci przeszłości: zielonej, czerwonej, czarnej, jakiejkolwiek bądź. To zdrowy kapitał początkowy.
Mariusz Gierej: Sprawy w kraju i za granicą idą dla Polski w dobrą stronę?
Adam Piechowicz: Bardzo mi się podoba pewna refleksja, w zasadzie korekta, jaka się pojawiła w naszych działaniach. W dużej mierze „zawdzięczamy” to, jak myślę, pewnej naiwności Aleksandra Kwaśniewskiego, typowej zresztą dla początkujących na nowym polu gry. Decyzje dotyczące zaangażowania w pewne projekty pokazały następcom, że należy być bardzo ostrożnym przy ich podejmowaniu. Dodatkowe doświadczenie zdobyliśmy dzięki rządom PiS–u. Przestaliśmy być petentami. Zaczęliśmy funkcjonować, nie tylko w Europie jako stabilne, silne, przewidywalne państwo. Co ważne, także skuteczne, czego dowodem są pozyskane niemałe środki z Unii Europejskiej. Ten nasz pragmatyczny wymiar dobrze nam wróży na przyszłość. Oczywiście jest też pewien niepokój związany ze zmianą sytuacji geopolitycznej za sprawą Ukrainy ale on dotyczy całego świata.
Mariusz Gierej: Bardziej twórcza, inspirująca jest prawica czy lewica, czy Pana zdaniem takie podziały wciąż mają sens?
Adam Piechowicz: Nie pracuję dla ugrupowań od wielu lat. Nie prowadzę ich kampanii. Pracuję dla konkretnych osób, które oczywiście są związane z taką czy inną siłą polityczną. To jednak czy mają one poglądy lewicowe, czy prawicowe jest dla mnie kwestią drugorzędną. Ważne czy chcą służyć Polsce, czy są kompetentne, czy i jakie mają zasady i wartości.
Mariusz Gierej: Zdefiniował się Pan trochę jako zimny profesjonalista bez sympatii politycznych, jak by Pan zdefiniował swoją obecną rolę, którą Pan pełni?
Adam Piechowicz: Jestem szerpą. Ja wprowadzam ludzi, tam gdzie chcą się znaleźć. Pytanie, jakie kto stawia przed sobą wyzwanie. Prezes dużej spółki będzie je widział inaczej, właściciel małej firmy inaczej, radny inaczej, wójt inaczej, prezydent miasta inaczej, aplikujący na takie stanowiska inaczej. To są ich oczekiwania. Ja służę im swoją wiedzą i doświadczeniem.
Mariusz Gierej: Możemy porozmawiać o ostatnich wydarzeniach?
Adam Piechowicz: A o jakich?
Mariusz Gierej: [śmiech]. O ostatniej wielkiej aferze gdzie tabloidy kłóciły się, który z nich doprowadził do odwołania rzecznika rządu i doradców pani Premier.
Adam Piechowicz: Dostęp do wiedzy i prawdziwych informacji ma bardzo wąskie grono. Tak się dzieje w każdej instytucji. W Pana redakcji także. Z wiedzy, którą ja posiadam wynika, że ten obraz, który został przedstawiony w mediach to: 30% faktów i 70% spekulacji oraz insynuacji. Czy komuś na tym zależało? Moim zdaniem gra polityczna odgrywała tu pierwszorzędne znaczenie.
Mariusz Gierej: Obserwując to jak wyglądało państwa funkcjonowanie w KPRM-e i otoczenie medialne wokół to nie odnosił Pan wrażenia, że to gorące krzesła są?
Adam Piechowicz: To, że ktoś chciał zmienić ekipę, to jedna z teorii jaka się w mediach pojawiała. Musi jej towarzyszyć pytanie: kto na tym zyskiwał? Wnikliwi obserwatorzy mają odpowiedzi i pewnie niewiele będą się mylili.
Mariusz Gierej: Wracając do tej całej sytuacji, bo ja sporo z niej nie rozumiem. Pracując w tym czasie kiedy miała miejsce współpraca z Przemysławem Wiplerem, Pan pracował w Sejmie. Miał Pan podpisaną tzw. lojalkę, czy miał Pan jakieś ograniczenia zawodowe narzucone wtedy przez Marszałek Ewę Kopacz? Jak to wyglądało?
Adam Piechowicz: Pracowałem w Sejmie i wiem na pewno, że nie miałem podpisanej umowy z Platformą Obywatelską. Tak jak powiedziałem. Od wielu lat nie pracuję dla ugrupowań politycznych. Pracuję wyłącznie dla konkretnych ludzi. Jeżeli chodzi o moją pracę dla Pani Marszałek to z tego zadania wywiązałem się w stu procentach. To, że współpracowałem w tym czasie jeszcze z innymi osobami, nie miało żadnego wpływu na moje zaangażowanie w pracę dla Ewy Kopacz.
Mariusz Gierej: I klienci wiedzą o tym?
Adam Piechowicz: Tak.
Mariusz Gierej: Czyli krótko mówiąc uczestnicy całej sytuacji mieli świadomość tego, że to nie jest byt jednorodny?
Adam Piechowicz: Pracowałem na pół etatu w Kancelarii Sejmu. Więc, w myśl wszelkich możliwych kanonów, musiałem też pracować gdzie indziej. Między innymi byłem związany kilkoma kontraktami rocznymi i kilkoma wieloletnimi. Na umowę zlecenie, umowę o dzieło, czy też dzięki zatrudnieniu na część etatu. To składowe, które budowały moją zawodową rzeczywistość. Dla mnie sprawa była klarowna.
Mariusz Gierej: Nie miał Pan nigdy poczucia schizofrenii, o którą był Pan ostatnio oskarżany?
Adam Piechowicz: Na czym mogłaby polegać owa schizofrenia?
Mariusz Gierej: Choćby na tym, że mógł Pan narazić swoich klientów na konflikt interesów?
Adam Piechowicz: Ale na czym ten konflikt miałby polegać? Ja nie reprezentuję ugrupowań. Ja tylko pomagam rozwijać i tworzyć potencjał konkretnej osoby.
Mariusz Gierej: A jakby miało miejsce … nie wiem spotkania dwóch Pana klientów na jednej debacie? Co wtedy?
Adam Piechowicz: Każda z nich byłaby przeze mnie przygotowana jak najlepiej. Pan zakłada, że udział PR-owca np. w polityku to 90% czyli, że tenże przykładowy polityk jest jedynie nośnikiem, w dodatku nie własnych: poglądów, wiedzy, wartości, cech charakteru, osobowości itd. Tak nie jest. Dziś każdy profesjonalny polityk operuje tymi samymi i sprawdzonymi metodami. Nie każdy polityk ma natomiast świadomość, że powinien się ich uczyć czy odwagę by po nie sięgnąć. Trzeba widzieć swoje słabości i niedostatki. Często przełamywać się by je pokazać i nad nimi pracować. W tym właśnie ja pomagam. Ludzie, z którymi pracuję, pozostają sobą. Dlatego nie ma tu żadnego konfliktu. Gdyby był, to ten PR-owiec, musiałby być przypisany do jednej partii. A co jeśli jego „podopieczny” zmieniłby barwy polityczne. Czy powinien wyrzec się jego czy partii? A może powinien złożyć publicznie samokrytykę? Siłą dobrego PR-owca jest też jego apolityczność. Widzi i rozumie więcej niż np. załoga ze słynnej oblężonej twierdzy.
Mariusz Gierej: No tak została zbudowana ta narracja wokół PR-u!
Adam Piechowicz: Tak było 20 lat temu. W tym czasie zaszła zmiana, a na pewno zaszła ona we mnie. Ja nie pracuję dla ugrupowań politycznych. Nie robię kampanii wielkich bytów partyjnych. Robię kampanie personalne i pracuję dla osób, które mają określone aspiracje. Gros moich klientów nie należy do żadnej partii. Są na przykład niezależnymi samorządowcami.
Mariusz Gierej: Nie mogę nie zapytać również o postawę dwóch chyba głównych aktorów w tym "dramacie"? O postawę Ewy Kopacz i Przemysława Wiplera? Ma Pan żal do któregoś z nich? Do obydwojga?
Adam Piechowicz: Nie wypowiadam się na temat osób, z którymi współpracowałem chyba, że ze względu na upływ czasu, nie ma to już żadnego wpływu na to jak są postrzegane. W przypadku posła Wiplera pozwolę sobie jednak na pewien komentarz, ponieważ on sam ogłosił miastu i światu fakt naszej współpracy. Poseł Wipler, co będzie zrozumiałe i czytelne dla jego środowiska, utracił zdolność do spoliczkowania czyli utracił zdolność honorową.
Mariusz Gierej: Dobrze w takim razie, że nie ma go w tym pokoju?
Adam Piechowicz: Nie tęsknię za jego towarzystwem i myślę, że mało kto w Polsce odczuwa taką potrzebę. Sam poseł przekona się o tym boleśnie po najbliższych wyborach.
Mariusz Gierej: Sądzi Pan, że nie uda im się wejść?
Adam Piechowicz: Nie wiem czy „im”. Tak jak mówię. Nie pracuję dla ugrupowań i nie chcę ich oceniać. W przypadku posła Wiplera jednak sobie na to pozwolę. W zasadzie cała jego ewolucja przebiegła w takim oto modelu: Został pobity przez kobietę na Mazowieckiej i to tak nim wstrząsnęło, że udał się na Wiejską, żeby tam pobić inną kobietę, mam na myśli Iwonę Sulik.
Mariusz Gierej: A właśnie jak chodzi o Iwonę Sulik wydaje się, że padła trochę mimowolną ofiarą Pana i tej całej sytuacji? Poprosił Pan ją o przysługę i okazała się ona taką niedźwiedzią dla niej samej.
Adam Piechowicz: Muszę tutaj skorzystać z okazji i publicznie przeprosić Iwonę Sulik. W moim przekonaniu prośba o niewinną przysługę, naraziła ją na niezasłużone konsekwencje. Stąd słowo "przepraszam".
Mariusz Gierej: To w końcu za co pani Ewa Kopacz zwolniła panią Iwonę Sulik?
Adam Piechowicz: O to trzeba pytać Ewę Kopacz.
Mariusz Gierej: Ewentualnie Iwonę Sulik?
Adam Piechowicz: Ewentualnie Iwonę Sulik.
Mariusz Gierej: Jeżeli się da namówić to z przyjemnością. A to prawda, że Sławomir Nitras powiedział Panu parlamentarnie „wy…j z KPRM” jak pisała o tym jedna z gazet?
Adam Piechowicz: Bardzo się zdziwiłem brakiem reakcji ze strony Sławomira Nitrasa. Powinien, we własnym interesie, domagać się zdementowania tego kłamstwa. Nie widzieliśmy się od 31-ego grudnia ubiegłego roku. Istnieją więc ku temu wszelkie podstawy. Skoro jednak Sławomir Nitras milczy, muszę przyjąć, że tabloidowa wersja bardzo mu się spodobała. Bardziej niż prawda.
Mariusz Gierej: Dziękuję
Wywiad przygotował i prowadził: Mariusz Gierej
Facebook: https://www.facebook.com/GierejMariusz
Blog: http://www.mariuszgierej.mpolska24.pl/