Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

O ostatnich wydarzeniach okiem kibica

Przeglądając relacje z wydarzeń minionego weekendu na polskich boiskach bez problemu mogliśmy się doszukać wielu wypowiedzi na temat ostatniej decyzji premiera Donalda Tuska.

Bawiły mnie te wypowiedzi, w których pojawiało się stwierdzenie „Panie premierze, ale ja zapłaciłem za ten mecz! Żądam zwrotu pieniędzy!”. Moim zdaniem pretensje słuszne, sam byłem ofiarą tej decyzji, ale co to da jeśli będę wykrzykiwał lub wypisywał ten slogan gdzie popadnie? Zapewne nic, bo premier (jak to premier) jest ciągle bardzo zajęty swoimi obowiązkami, choć nikt go nie zmuszał do objęcia tego stanowiska. Nie da się ukryć, że w tym natłoku pracy premier Tusk strzelił sobie samobójczego gola, który będzie mu się odbijał czkawką do najbliższych wyborów parlamentarnych. Decyzja czysto pokazowa, ujawniająca ułomność wybranych przez nas przedstawicieli narodu, spowodowana wcześniejszym brakiem zainteresowania ze strony rządu tematem piłki nożnej w naszym kraju. Bo jak uzasadnić ciągłą działalność skorumpowanego związku, w którym liczy się tylko własna kieszeń? Pan premier Tusk rozpoczął „renowację” polskiej piłki nie od tej strony, od której powinien. Zajął się kibicami – silną i zwartą grupą stanowiącą spory odsetek polskiego społeczeństwa. Tym sposobem strzelił sobie w stopę. Na każdym ligowym spotkaniu (nie tylko Ekstraklasy) w Polsce można było usłyszeć opinię potencjalnego elektoratu PO. Przy okazji przypomniały się inne niespełnione obietnice rządu budowa dróg, podwyżka VAT itd.

Jak można zauważyć, godną postawę w ubiegły weekend przyjęli tylko kibice, ci prawdziwi. Zwłaszcza z Poznania i Warszawy. Pojawili się pod stadionami swoich drużyn, aby choćby w ten sposób dopingować piłkarzy. Lech i Legia wygrały swoje spotkania, piłkarze podziękowali za doping, choć niektórym na to nie pozwolono. Sam byłem pod stadionem i nie ukrywam – dawno tak dobrze się nie bawiłem. Mimo, że czułem się podobnie jak mój ojciec dwadzieścia dwa lata temu, gdy mógł zobaczyć mnie jako noworodka jedynie przez małe, oddalone kilka metrów szpitalne okno. Czułem niebywale dużą satysfakcję z wygranej mojej ukochanej drużyny, mimo tego że posiadałem kupiony bilet, a bramek jak i całego spotkania nie widziałem. Była oprawa, były bębny, flagi, śpiew. Było niezwykle kulturalnie, bo jak nazwać słowa z ust animatora prowadzącego doping: „Głośniej, pokażcie swój potencjał!”, które podczas normalnego spotkania brzmiałyby… chyba wiecie o czym mówię. Premier nie pozwolił mi być na meczu, więc chociaż spotkałem się z kumplami na zgromadzeniu. I od tego momentu jesteśmy najbardziej zagorzałą sektą w Polsce. Pozostaje lekki niedosyt, że nie zjedliśmy żadnego kota, ani nie złożyliśmy ofiary z młodej dziewicy…

Autor: Mateusz Pluskota

Tekst pierwotnie opublikowano na portalu polskich kibiców www.koniecpzpn.pl , na Nowym Ekranie publikujemy za zgodą S.O.S. dla Polskiej Piłki, zdjęcie nagłówkowe wykonał Grzegorz Dembiński, a pochodzi z portalu: Bulgarska.pl

Data:
Kategoria: Sport

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.