Polskie społeczeństwo odkrywa powoli mądrość etapu. Mądrość, która
istotnie jest głębszym wejrzeniem w sprawy tego świata, ale wciąż
dalekim od tego, czym ów świat jest i na czym rzeczywistość polega.
Owa mądrość etapu przejawia się w pojawiających się coraz częściej wypowiedziach, spostrzeżeniach, kwestionujących świętość misji Jarosława "Polskę Zbaw" Kaczyńskiego.
Już nie tylko wraży zdeprawowani wrogowie, co za palisadą getta PiS
knują spiski przeciw Rzeczypospolitej, ale niektórzy spośród tłumu to
getto budujących, a co więcej niektórzy z kapłanów świętości wiary w
PiS, zaczynają głośno mówić, że coś jest nie tak.
Coś jest nie tak z Jarosławem, coś jest nie tak z PiSem. Co takiego? O cóż chodzi, tym co takie wątpliwości zgłaszają? Zapytajmy, zanim przykryci, jakże świętymi plwocinami tłumu wiernych, uczęszczających na marsze przebudzenia, umilkną i wygnani zostaną tam gdzie ich miejsce, na śmietnik historii.
Z PiSem jest nie tak, że nie wygrywa. No ba, ale przecież wybory są fałszowane, co ogłosił premier Kaczyński, a każdy kto nie wyznaje dogmatu o sfałszowaniu wyborów, wrażym zdrajcą i wrogiem Ojczyzny - umiłowanej przez prezesa - jest. Kolejne opowieści: a to sfałszowaniu wyborów, a to o rozbijackiej szkodliwości Ziobry, a to o drugim Budapeszcie co zakochał się w Rosji, zbudowane były by pacyfikować, to niezadowolenie przegranych.
Ale podane do wiary publicznej, tracą siłę oddziaływania. Bo gdybyż
profesor Nowak wierzył, że wybory sfałszowane to czyżby mógł tak
strasznie, tak szpetnie, tak wiarołomnie wysuwać swoje insynuacje i groźby?
Że jak PiS tym razem nie wygra to koniec? I to koniec z PiSem. I co
więcej - z Jarosławem? To zaraz, a co z naszymi posadami?
Parlamentarzystów, Europarlamentarzystów, członków rad, sejmików,
nocników, polityków, asystentów, sekretarzy, członków komisji, członków
ciał, konsumentów strumienia pieniędzy, co nasze życie napełnia
dobrobytem, nam właśnie należnym?
Oskarżenie mądrości etapu jest jednak o wiele gorsze niż to, że PiS nie wygrywa. Kryje się w nim podła sugestia, że PiS wygrywać - po prostu NIE CHCE. Że PiS, to znaczy grupa kilkuset ludzi powiązanych wspólną działalnością, nie ma na celu odbudowywania Ojczyzny, czy nawet trywialnego i doczesnego, zdobywania władzy, tylko, że celem tych ludzi jest KONSUMPCJA KORZYŚCI, jakie system daje tym, co reprezentują jakąś część poglądów społecznych. To ohydne podejrzenie coraz częściej pojawia się, nawet w publicznych, wypowiedziach.
Ludzie trzeźwieją. Trzeźwieją i widzą, że śpiewając o fałszowaniu wyborów, jednocześnie zupełnie, PiS nie robi NIC, by wyniki tych wyborów weryfikować. A przecież przy środkach przez tę organizację posiadanych to wykonalne zadanie. Dlaczego w tym kierunku PiS nie zrobił dokładnie NIC? I w jakim celu?
Stąd ludzie zaczynają pragnąć NOWEJ SIŁY. Nowej siły, która głosy elektoratu pisowskiego, i idące w ślad za tym miliony złotych i setki i tysiące posad, mogłaby zamienić w sukces wyborczy. W sukces, który zakończyłby się materializacją oczekiwań tych ludzi. Spełnieniem marzeń i nadziei. Żeby Polska była sprawiedliwa, prawa, praworządna, dostatnia.
Dlaczego jest to próżne marzenie? Droga donikąd? Gwarancja braku
rezultatu? Dlatego, że w Polsce, partie polityczne - a w szczególności
te, które wygrywają wybory - NIE RZĄDZĄ. Nie rządzą. Nie rządzą. Ile
jeszcze razy potrzeba powtarzać, tę oczywistość, która na obecnym etapie
pozostaje dla ludzi niedorzecznością, tak jak na poprzednim,
pozostawała nią myśl o tym, że PiS to grupa gospodarcza, której
działalność polega na żywieniu się profitami wynikającymi z głosów
sfrustrowanej części społeczeństwa.
W Polsce, tak jak w niemal każdym państwie zachodnim, partie polityczne - nie rządzą. Premier nie rządzi krajem. Przekonanie przeciwne to nonsens na użytek ogłupiania tłumu, który lubi być głupi. Bo ma w .... politykę i interesują go jedynie "dwa K", konsumpcja i kopulacja. Może to i rozsądne podejście. Ale jeśli jedyne, to obracające się przeciw tłumowi.
W kraju demokratycznym, rządzą grupy wpływu, grupy interesów.
Różne siły, w różnym stopniu potrafią, czy to w sposób bierny czy
aktywny, swój interes egzekwować w polityce państwa. W państwie
zachodnim, politycy pełnią rolę reprezentantów i arbitrów, pomiędzy
grupami interesów. W państwie zachodnim, władzy nie ma ten, kto wygrał
wybory, tylko ten kto ma wpływ na polityków. Gdy to zobaczymy, wszystko stanie się bardziej zrozumiałe.
Jeśli więc, ktoś chciałby przejąć władzę, zacząć rządzić krajem, to starałby się w pierwszym rzędzie o uzyskanie wpływu na polityków. Ten wpływ mają media. Ten wpływ mają ludzie posiadający wielkie ilości pieniędzy. Ten wpływ mają czasem organizacje przestępcze. Ten wpływ mają czasem tajne stowarzyszenia. Ten wpływ mają służby tajne. Ten wpływ mają obce państwa. Ten wpływ w końcu ma także i miejscowe społeczeństwo. Polityka jest grą tych wpływów. Rządzi ten, którego wpływ dominuje. Rządzi na tyle, na ile jego wpływ przeważa nad innymi, a nigdy to nie jest przewaga stu procentowa, całkowita.
Nie do przecenienia jest rola wpływu społeczeństwa
danego kraju, na jego sprawy. Pomimo, że nie jest to wpływ dominujący,
to istotnie zmienia on zachowania polityków i kierunki ich działań.
Wpływ społeczeństwa na politykę w państwie jest proporcjonalny, do dwóch
jego cech: stopnia jego integracji i stopnia jego organizacji.
Z jednej strony mamy społeczeństwa zachodnie, które są stosunkowo zintegrowane. Brak w nich większych napięć. Istnieje zgoda w ogólnych zarysach, na różnice zdań, które nie kwestionują wspólnoty. Społeczeństwa te, są jednocześnie zorganizowane. Ludzie, także dzięki większemu stopniowi zaufania do siebie, łączą się w dziesiątki i setki małych stowarzyszeń i organizacji, tworząc w ten sposób tkankę społeczną. Takie społeczeństwo nie jest już górą piasku, zbudowaną z oddzielonych od siebie jednostek, którą każdy może dowolnie przesuwać i kształtować i stawia ona marny opór. Takie społeczeństwo jest poprzeplatane więziami społecznymi, czyniącymi zeń organizm, zdolny reagować i wywierać pewien wpływ.
Zupełnie odwrotny przykładem są społeczeństwa sfery post sowieckiej, gdzie czynnikiem spajającym była goła, odgórna siła aparatu przymusu, którego celem była realna atomizacja ludzi. Jaskrawym przykładem jest tu Ukraina, ze swoim umęczonym społeczeństwem, które zostało okradzione z własności swojego państwa, okradzione z terytorium, okradzione z majątku, a mimo to NIE POTRAFI w żaden sposób przeciwstawić się negatywnym procesom.
Los, fatum... siły zewnętrzne... Gdyby 45 milionowy naród zechciał, to uporządkowałby szybko sprawy na swoim terenie. Wyszedł z desperacji na drogę współpracy i wzrostu.
Tymczasem....Na ślepo Ukraińcy raz na jakiś czas dają wyraz swojej
desperacji. Ich kompletna bezradność jest tak uderzająca, że nie sposób
tego pojąć, że tych co ich okradli wybrali na szefów swojego państwa. Ci
wybrani zaś, tak sprawy państwa prowadzą, że leje się ukraińska krew,
odpadają części terytorium, armia przegrywa, złoto wyjechało, korupcja
się szerzy, majątki oligarchów rosną, a kraj jest bankrutem, który musi
teraz sprzedać resztę tego co ma albo i swoją przyszłość, to jest
przyszłość pokoleń. Jak to wszystko możliwe? Ano możliwe, bo
społeczeństwa, bo tkanki społecznej, tam nie ma. Bo są odrębni ludzie,
walczący o przeżycie. Bo są emocje, negatywne. Bo nie ma więzi. Bo nie
ma organizacji społeczeństwa. Prosta zależność przyczynowo skutkowa.
Zatem być może nasze społeczeństwo, dojrzeje kiedyś do kolejnej mądrości etapu i zrozumie, że wybory mają znaczenie drugorzędne. Że znaczenie pierwszorzędne ma to, jakie JEST to społeczeństwo. Jak bardzo zorganizowane, jak bardzo zintegrowane. Jak identyfikujące się ze sobą, w miejsce rozdzierania jedności przez wulgarnie egoistyczne interesy grup społecznych i jednostek. Może zrozumiemy, że naszczuwanie się na siebie nawzajem, nawet w imię najświętszych, jak to nam się wydaje, wartości, jest drogą do doczesnego piekła. Piekła biedy, klęski i nienawiści. Może zrozumiemy, że potrzeba wspólnych wartości, zgody, kooperacji, współpracy, rodzącego się zaufania, powściągnięcia rozbuchanych egoizmów jest jedyną drogą odbudowy tkanki tego społeczeństwa. Jedyną drogą poprawy jego bytu jako całości. Jedyną drogą odbudowy Rzeczypospolitej.
A w to miejsce, zgodnie z bieżącą mądrością etapu, serwuje się nam, póki co, kolejnych zbawicieli, co jeśli tylko zwyciężą to... no no... będzie się działo. W telewizji.
---------------------------------------------------------------------------