Evidence-based policy, czyli polityka oparta na dowodach nie jest czynnością mechaniczną. Nie wystarczy przedstawić wyniki eksperymentów laboratoryjnych, by zmieniać politykę państwa lub jego system prawny. Powiedzmy, że obniżymy wiek ze względu na stopień rozwoju poznawczego. Jeśli jednak kolejne eksperymenty wykażą, że osoby nadużywające alkohol, narkomani, emeryci po 80. roku życia, a nawet (o zgrozo!) mężczyźni przechodzący kryzys wieku średniego kiepsko wypadają w eksperymentach badających "hot cognition", to czy oznaczać to będzie, że takie jednostki (a może nawet grupy społeczne) powinny być pozbawione czynnego prawa wyborczego?
W różnych państwach od czasu do czasu pojawia się pomysł obniżenia wieku
pozwalającego głosować. W Polsce swego czasu Ruch Palikota proponował,
by obniżyć wiek z 18 do 16 lat. Ta reforma, poza proceduralną
trudnością, mówimy bowiem w tym przypadku o zmianie konstytucji, nie
jest czymś szczególnie radykalny. Choć od lat 70. XX wieku
najpowszechniejszą granicą wieku jest lat 18, to już np. w Austrii czy w
Brazylii głosować można od lat 16.
Oczywiście, większosć dyskusji związanych z obniżeniem (lub
podwyższeniem) wieku prowadzona jest ze względów politycznych, a czasem
motywowanych doraźnymi interesami graczy politycznych. Nie jest to
dobry sposób podejmowania tego, skądinąd, ciekawego problemu. Musimy
zadać sobie pytania bardziej szczegółowe, niż "jaka jest średnia wieku
moich wyborców i czy obniżenie wieku pomogłoby mi uzyskać lepszy wynik w
wyborach?", lub jeszcze inaczej "czy obniżenie wieku pozwalającego
głosować znacznie zwiększy frekwencję wyborczą przez co zwycięzca będzie
mógł cieszyć się większą legitymizacją władzy?".
Jeśli na serio ktoś chciałby podjąć się przedstawienia argumentów za i
przeciw, to musi zadać inne pytania, choćby takie jak: "Dlaczego
uzależniono nabycie czynnego prawa wyborczego od wieku?", "Jak i dlaczego wybrano ukończenie 18 roku życia jako przesłankę pozwalającą głosować?" W NewScientist w artykule
Let science decide the voting age Autor przedstawia ciekawe badania poświęcone rozwojowi mózgów nastolatków. W związku z tym zakłada, że
to stopień rozwoju intelektualnego powinien decydować o możliwości wpływania na politykę państwa poprzez udział w głosowaniu.
Jeśli więc mowa o rozwoju intelektualnym, to naturalnym miejscem
poszukiwań są badania nad zdolnościami poznawczymi człowieka, a w
szczególności neuronauka poznawcza i psychologia eksperymentalna.
Z badań wychodzi na to, że z ludzie osiągają różne stopnie dojrzałości od 15 do 22 roku życia. Mamy kilka rodzajów dojrzałości poznawczej z czego dwa wybijają się na pierwszy plan? Możemy wyróżnić poznanie gorące "hot cognition" i zimne "cold cognition".
"Hot cognition" charakteryzuje się podejmowaniem decyzji pod wpływem
silnych emocji, w sytuacji stresowej, być może pod silną presją ze
strony innych osób. Statystycznie rzecz ujmując mózg człowieka dobrze
radzi sobie z podejmowaniem decyzji w tak "trudnych warunkach" kiedy
osiągnie dojrzałość charakterystyczną dla osób nie młodszych, niż lat
18. (czasem nawet trzeba poczekać do 21 roku życia). Z kolei "cold
cognition" związane jest z podejmowaniem decyzji nawet przy wsparciu (po
konsultacjach) z osobami trzecimi, a przede wszystkim nie ma tutaj mowy
o presji czasu. Podejmowanie decyzji w takich warunkach jest już dość
dobrze rozwinięte w wieku lat 16. Głosowanie na kandydatów na stanowiska
publiczne, które odbywa się w przeznaczonych do tego miejscach,
zapewniających spokój i anonimowość, zdecydowanie ma więcej wspólnego z
"cold cognition". Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by obniżyć wiek, w
którym młodzi obywatele nabywają czynne prawo wyborcze.
Evidence-based policy, czyli polityka oparta na dowodach nie jest czynnością mechaniczną. Nie
wystarczy przedstawić wyniki eksperymentów laboratoryjnych, by zmieniać
politykę państwa lub jego system prawny. Powiedzmy, że obniżymy wiek ze
względu na stopień rozwoju poznawczego. Jeśli jednak kolejne
eksperymenty wykażą, że osoby nadużywające alkohol, narkomani, emeryci
po 80. roku życia, a nawet (o zgrozo!) mężczyźni przechodzący kryzys
wieku średniego kiepsko wypadają w eksperymentach badających "hot
cognition", to czy oznaczać to będzie, że takie jednostki (a może nawet
grupy społeczne) powinny być pozbawione czynnego prawa wyborczego?
Pobawmy się dalej w political fiction. Jeśli uzasadniać granicę
czynnego prawa wyborczego w ten sposób, to dlaczego nie przeprowadzać
testów, które będą stanowiły przesłankę do uzyskania "biernego prawa
wyborczego"? Może trudności w funkcjonowaniu w sytuacjach
stresowych, kiepskie wyniki w testach sprawdzających rozwój moralny
jednostki, ukryte uprzedzenia rasowe lub polityczne, cechy
psychopatyczne, skłonność do oszustwa także powinny być brane pod uwagę
przy ubieganiu się o stanowisko publiczne?
Społeczeństwo z jego systemem prawnym, to nie laboratorium z fMRi'em.
Niemniej, pisząc już zupełnie serio, jeśli mam mieć możliwość wyboru na czym
politycy i ustawodawcy powinni opierać swoje poczynania, to wybieram
naukę, a nie krótkoterminowe, partykularne interesy akurat istniejących
partii politycznych.
Dojrzałość w sensie politycznym to raczej całe społeczeństwa nabywają przez pokolenia. Dojrzałość sensie "jednostkowym" uznałbym, że jednostka osiąga w momencie jak "odzyska" to co utworzyło do tej pory społeczeństwo. Nie jest to na pewno w żaden sposób powiązane z wiekiem, ale stanem wiedzy i doświadczenia.
Sama możliwość głosu raczej wynika z tego co pisał Bastiat, jakaś forma w której możliwość wyrażenia swojego interesu i woli.
No w naszym przypadku raczej na odzyskaniu tego co straciliśmy w latach 1939-89.