Boko Haram, World Trade Center, Charlie Hebdo, Allah Akbar, salam alejkum – to nazwy, zwroty, które kiedy po raz pierwszy sięgnąłem po Koran – większości ludziom były zupełnie nieznane, albo znane tylko trochę. To, że każdy napotkany na ulicy mieszkaniec Warszawy, Paryża, Londynu, Berlina, Sztokholmu, wymieni je dziś jednym tchem zawdzięczamy Islamowi. Podobnie jak rozwój medycyny, matematykę, tę szczególną opisową formę poezji i elementy strategii, które pozwoliły aliantom wygrać II Wojnę Światową. Fakt, że dopuściliśmy islam tak blisko Europy okupujemy krwią – jeszcze nie w Polsce, ale pewnie już niedługo.
Muzułmanie zaczynają prowadzić aktywną akcję propagandową i pozyskiwania sympatyków wśród Polaków – tylko w ciągu ostatnich 24 godzin odezwało się do mnie 14 muzułmanów proponując mi: dyskusję, przyjaźń, naukę języka, żonę, przejście na Islam, książki o Jezusie w Koranie oraz darmową wycieczkę do Syrii. Wszystko w językach europejskich – po polsku i po angielsku. Ale ja już z Islamem miałem do czynienia. Uznałem proroka Mahometa, nuczyłem się od Muzułmanów wielu rzeczy – strzelania z karabinu również. I podrzynania gardeł – prawdzie w ramach zabijania i skórowania barana, ale metody – jak mnie zapewnił jeden z Baszkirów, z którymi skórowałem owego barana i pod których czujnym okiem strzelałem – specjalnie się nie różnią. Z pewnością wiem jak trzymać nóż, jak głęboko go przyłożyć i w jaki sposób pociągnąć, aby trafić w obie tętnice szyjne. Jednak i tak muszę przyznać wyższość w tym kunszcie moim nauczycielom. Są lepsi. Są lepsi ode mnie, są lepsi od przeszkolonych żołnierzy a przede wszystkim nie mają nic do stracenia. My, Europejczycy, mamy.
Na razie wiadomo już, jakiego mamy wroga – to nie grupa wbrew pozorom, ale zbiór jednostek raczej niezależnych od siebie, nie znających się zbyt blisko, jeżeli w ogóle. Jednostek, które zasila w broń i środki dowódctwo Państwa Islamskiego znajdujące się gdzieś na Bliskim Wschodzie, niekoniecznie w Syrii, o czym próbuje przekonywać oficjalny głos sił dowodzących NATO. Z rozmów z muzułmanami, których znam, a którzy ufali mi na tyle, żeby temat poruszać w ogóle, dowiadywałem się o wielu miejscach, z których można spodziewać się rozkazów i wsparcia. Jeżeli tylko jeden, czy drugi młodzieniec z oficjalnym wsparciem i opinią lokalnego meczetu zdecyduje się na zbrojną walkę przeciw niewiernym, Państwo Islamskie wie, jak do niego dotrzeć. I jak dostarczyć mu broń.
Na razie jak Europa długa i szeroka rozpoczęły się akcje odwetowe na islamistach prowadzone przez równie trudne do wykrycia i złapania niewielkie grupki skrajnych narodowców, którym przynajmniej na tyle zostaje rozsądku w głowach, żeby nie zostawiać po sobie dowodów tożsamości.
Bomby i koktaje Mołotowa wrzucane do meczetów w Szwecji trafiły również do islamskich świątyń we Francji. Le Mans, Port-la-Nouvelle, Villefranche to początek serii, która doprowadzi wyłącznie do tego, co zaplanowali stratedzy Państwa Islamskiego, czyli doprowadzenia do konfrontacji między cywilizacją zachodnią i jej dziećmi a każdym bez wyjątku muzułmaninem żyjącym w Niemczech, Francji, Belgii, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Norwegii, czy – w końcu – w Polsce. Nawet z tymi, którzy od miesięcy starają się głośno mówić 'To nie my i to nie w naszym imieniu'. Oni są już naznaczeni i doprowadzeni do ostateczności będą zmuszeni poprzeć swoich współwyznawców i bronić przed odwetem ze strony równie przerażonych Anglików, Niemców, Francuzów czy Szwedów. I wtedy wojnę z Islamem przegramy.