9 grudnia 1922 roku, w piątej turze, zostaje przez Zgromadzenie Narodowe wybrany na prezydenta. Dostaje głosy ugrupowań chłopskich, lewicy i mniejszości narodowych. Nacjonalistyczna i ksenofobiczna prawica, nie godząc się z przegraną, przenosi konflikt na ulice Warszawy. W atmosferze nagonki, nowo wybrany prezydent, zaledwie pięć dni po zaprzysiężeniu, pada w Zachęcie od kul wystrzelonych przez związanego z endecją malarza Eligiusza Niewiadomskiego.
Parę dni temu przeszedł ulicami Warszawy PiS-owski marsz w obronie demokracji (!). Ciekawe czy Jarosław Kaczyński – ideowy przywódca demonstracji, Joachim Brudziński – jej wodzirej, albo ktokolwiek inny z organizatorów i głównych bohaterów tego marszu, zauważyli dzisiejszą rocznicę i złożyli hołd temu, który zginął 92 lata temu, bo nie podobał się tym, którzy demokrację mieli za nic.
Jestem pewien, że nie zauważyli. Bo nie sądzę, by tym, co 13 grudnia szli ulicami Warszawy, było z Narutowiczem po drodze.