Nie spodziewałem się refleksji ze strony zadowolonych z siebie urzędników unijnych czy sytych dietami europosłów, ale liczyłem odrobinę na Donalda Tuska. Człowieka wydawać by się mogło spełnionego, który może zechce sięgnąć po prawdziwe wyzwania, których w obecnej Unii jest bez liku. I to głównie wewnętrznych, związanych z samym sensem istnienia i sposobem funkcjonowania Unii Europejskiej, która w świadomości obywateli staje się powoli dziwotworem oderwanym od ich realnego życia i problemów.
Spójrzmy na UE co widzą obywatele, a czego nie chcą widzieć euroentuzjaści, a eurosceptycy nie dostrzegają. Bądźmy przez chwilę eurorealistami i zastanówmy się, dlaczego obywatele mieliby popierać UE, co generalnie przeciętny obywatel zyskuje na istnieniu UE? Bo, że jest z tym źle w naszym kraju, świadczy o tym choćby biedafrekwencja w ostatnich wyborach do Europarlamentu.
Czymże ma się ekscytować przeciętny obywatel patrzący na efekty przynależności do Unii? Przeciętny Polak widzi te baseny, autostrady i co z tego. U nas politycy powtarzali jak mantrę, że dzięki UE będzie nam dobrze. Jest dobrze? Części tak, ale zaczyna być coraz większy rozdźwięk pomiędzy tymi co potrafili się przyspawać do kasy z UE, a tymi co liżą łapę. Duża część obywateli patrzy na te betonowe pomniki kolejnych to perspektyw finansowych, tabliczki „Powstało ze środków Unii Europejskich”, tylko co z tego, jak ich nie stać by z tego korzystać!
Coś jest nie tak z samymi obszarami, którymi UE się zajmuje i jak się nimi zajmuje. UE zajmuje się wszystkim co jest związane z ideologią, ale o tym nie będę pisał i tym gdzie … jest kasa. Unia stała się jednym wielkim pokojem dla lobbystów wszelkiej maści. Bardzo chętnie reguluje, ustala reguły gry, zasady tam gdzie jest interes korporacji i biznesu. W tym obszarze nie ma granic absurdu do jakiego się nie posunie, by załatwić czyjeś interesy. I tu bez znaczenia czy chodzi o interesy państw czy korporacji. Przecież likwidacja żarówek, opłaty za CO2, marchewka owocem, ślimak rybą, oszczędzanie energii przy jednoczesnym podnoszeniu opłat stałych to wszystko w czyimś interesie. Bynajmniej nie obywateli. Zyskują głównie korporacje i interesy narodowe najsilniejszych państw. Zyski z tej polityki nie rozkładają się równomiernie. Na poziomie przeciętnego obywatela mamy propagandę tabliczek i coraz większą masę przepisów krępujących i ręcznie sterujących naszą rzeczywistością.
Ludzie chcą żyć lepiej. W przypadku Polski wyjeżdżają, bo za granicą są wyższe pensje, lepszy socjal, stabilniejsze i bogatsze systemy emerytalne, sprawniejsza służba zdrowia. Czy to tylko wina naszego „dziadowskiego” państwa? Nie tylko, bo w dużej mierze nie możemy prowadzić już samodzielnej polityki gospodarczej, a UE niestety nie zrobiła literalnie nic żeby wyrównać różnice poziomów w tych obszarach. Oddaliśmy kompetencje w większości dziedzin, a UE nie ruszyła opasłego tyłka, żeby zająć się wyrównaniem różnicy. Ja rozumiem, że to nie leży w interesie najbogatszych państw, ale … co z interesem Wspólnoty? To są prawdziwie trudne i palące sprawy. Na to UE nie znajduje pieniędzy, nie znajduje pomysłu jak wyrównać pensje, socjal, emerytury, służbę zdrowia na to ma jedną, a jakże uniwersalną receptę … to domena państw narodowych. Niech państwa sobie radzą, w tych regułach gry, które UE ustali.
Jakimś paradoksem jest to, że piszę o tym ja, przez wielu postrzegany jako liberał gospodarczy. A ja się pytam gdzie jest lewica? Podobno Donald Tusk stał się socjaldemokratą! Mówi się, że lewica jest w odwrocie, no jest i będzie z prostej przyczyny… jest najbardziej euroentuzjastyczna, a jednocześnie UE realizuje interesy najbogatszych. Czemu socjaliści europejscy nie wystąpili ani razu o pakiet programów wyrównujących socjal w krajach członkowskich? Bo co? Bo z góry wiadomo, że bogate kraje wolą drenować rynki wschodzące np. z pracowników niż zaangażować się w wyrównanie poziomów i standardu życia? Słyszymy tylko: „Musicie sami nadganiać”, a przecież reguły gry nie są równe. Nie są, kiedy wszystkie koszty programów gospodarczych są zrzucane na barki państw narodowych, a te programy są robione pod najbogatszych. Wszystko co kosztowne i bez fajerwerków, trudne, zrzuca na barki państw narodowych. Tam gdzie kasa i fajerwerki jest czym się PR-owo pochwalić to zrobiła UE. No to tak się nie da.
I widać tego symptomy. Skutkiem jest coraz większa frustracja i niezadowolenie z UE w państwach narodowych. Są oczywiście dwa rodzaje reakcji. Pierwsza reakcja to niechęć ukierunkowana przeciwko Unii, jak to się dzieje w Wielkiej Brytanii, gdzie Cameron podważa nawet swobodę przepływu ludzi i w styczniu będziemy przeżywać powrót naszych rodaków z emigracji. I druga reakcja to postponowanie swojego własnego państwa. Jak u nas. Narzekamy na dziadowskie państwo, tracimy kapitał społeczny i zaufanie. Nie lubimy swojego państwa, ale nawet gdybyśmy chcieli je naprawić jesteśmy jak w gorsecie, stworzonym przez Unię Europejską, i sparaliżowani kosztami jakie na nas zrzuciła. Z tym trzeba coś zrobić albo UE przebuduje to swoje podejście albo … Donald Tusk będzie grabarzem tej instytucji.
Tak więc „Tusku musisz!” i to nie jest kwestia kompetencji tylko… liderowania i widzenia więcej i dalej. O ile oczywiście jeszcze komukolwiek zależy na jakiejś postaci Unii Europejskiej.
Może to już moja choroba,ale nie mogę patrzyć na tego tuskowego degenerata.Mam jednak nadzieję,że zostanie grabarzem UE i przy okazji siebie samego !