Wszyscy rozmawiają o Radku ale mało kto wspomni o jego wiernym kamerdynerze, Marcinie Wojciechowskim, który przez ponad rok biegał za Radkiem jak panienka na telefon.
Wojciechowski został zatrudniony w MSZ jako rzecznik prasowy, ale jak wiemy na innych dziennikarzy patrzył pogardliwie z góry – co jest cechą aroganckich nuworyszów – był za to cieniem Radka podczas każdej podroży zagranicznej.
Wojciechowskiego widać było prawie na każdym zdjęciu Radka, o ile sam nie robił zdjęć swojemu Panu aby umieścić je na Twitterze. Rozumiemy, że Wojciechowski został wytresowany do machania ogonem w "Wyborczej", ale przecież według naszych informacji MSZ jest jeszcze instytucją państwową a nie filią Agory?
Ambitny niezależny dziennikarz Wojciechowski długo przygotowywał się do swojej kariery w MSZ. Michnik wysłał go jako korespondenta do Kijowa i Moskwy a do tego Wojciechowski machnął poprawne politycznie książki o "Pomarańczowym Majdanie" i o byłym szefie MSZ Adamie Rotfeldzie, co musiało być ekwiwalentem złotego klucza otwierającego mu bramy do raju:
http://monsieurb.neon24.pl/post/102052,radek-wundergaffe
Teraz Wojciechowski biega za Schetyną i robi mu zdjęcia do Twittera, ale to już nie to samo. Drzwi do kariery w Brukseli (wraz z Radkiem) zamknęły się byłemu niezależnemu dziennikarzowi "Wyborczej". A pisać hagiografię Radka na razie mu nie bardzo wypada. Los panienki na telefon wcale nie jest taki łatwy.
Kamerdyner pozostał w MSZ ale Radkowi pozostali jeszcze wierni klakierzy