Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Zostanę górnikiem cz. 1

Branża wydobywcza w Polsce jest jednym z głównych gałęzi przemysłu, zatrudnia całą rzeszę pracowników na każdym poziomie produkcji. W artykule chciałbym prześledzić niemal całą drogę jaką kopalina musi przejść by przynieść przedsiębiorcom zysk. O całej masie uchybień w jej wydobyciu i przetwarzaniu jakie napotyka na swojej drodze.

Zostanę górnikiem cz. 1


Na początek była kopalnia, a więc o kopalniach dzisiaj słów kilka. Tu powstaje najwięcej problemów i uchybień i warto temu poświęcić całą pierwszą część artykułu.

Kopalnia jaka jest każdy widzi, generalnie wyróżniamy dwa rodzaje standardowych kopalni - odkrywkowa i głębinowa. Różnic między nimi chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Oczywiście tańszą eksploatacją charakteryzuje się zazwyczaj kopalnia odkrywkowa, stąd tu mniejsze pole do uchybień, jak i poziom zabezpieczeń. Wystarczy tylko przestrzegać zasad strefy rażenia strzałowego (jeśli mamy do czynienia z eksploatacją metodą strzałową - uwaga na dynamit) oraz nie podchodzić blisko skarp na poziomach wydobywczych. W Polsce metodą odkrywkową wydobywa się przede wszystkim surowce skalne (żwiry, piaski, kruszywo, łupki ilaste (ceramika) itd), ale także węgiel brunatny. Pod tym względem mamy szczęście, nasz węgiel brunatny prawie w całości jest przykryty bardzo skąpą warstwą nadkładu i pokłady ułożone są horyzontalnie (płasko). W Stanach zjednoczonych węgiel brunatny bardzo często wydobywa się metodą głębinową. Jeśli chodzi o sam produkt z kopalni to miejsca na uchybienia w przypadku tych surowców jest mało, chociaż często zdarza się, że kruszywo jest źle przesiane i powoduje to problemy w dalszej fazie produkcji np. masy asfaltowej. Często też kopie się w zwietrzelinie i zamiast kruszywa odpowiedniej frakcji mamy na składzie trochę kulek "gliny". Taki materiał skalny powinien być absolutnie przemielony i przesiany jeszcze raz by zapobiec uchybieniom w normach produkcji w dalszych etapach budowy dróg. Kto jednak ma na to czas i pieniądze? Ładujemy na ciężarówkę i niech się dzieje co chce, nie problem kopalni... a powinien być kopalni. O dalszej drodze kruszywa drogowego napiszę w drugiej części felietonu.

Wracając do węgla brunatnego - bardzo często węgiel ten jest zasiarczony, problem ten dotyka szczególnie kopalni w Turoszowie (blisko Zgorzelca). Teoretycznie węgiel ten należy oczyszczać z minerałów zawierających siarkę (piryt, markasyt - swoją drogą można tam znaleźć bardzo ładne okazy na "półeczkę" ) jeszcze w kopalni. Nikt jednak się tym specjalnie nie przejmuje. Elektrownia Turów przecież ma odpowiednie filtry itp itd. No to teraz proszę spojrzeć na mapkę występowania kwaśnych deszczów w naszym kraju, dziękuję, dobranoc ;)

Dodam jeszcze w formie ciekawostki, że siarka traktowana jest tam naprawdę jako odrzut. Jeszcze 30-40 lat temu prężnie w naszym kraju działały kopalnie samej siarki. Jak np. kopalnia Machów w Tarnobrzegu. Oto jak biznes się zmienia.

Na dużo więcej uchybień jest miejsce w kopalniach głębinowych. Te uchybienia dotyczą w znacznie mniejszym stopniu kopaliny, głównym problemem w tych kopalniach jest kwestia bezpieczeństwa. Na początek trzeba zaznaczyć, że kopiąc kilkaset metrów pod ziemią, robiąc tam puste przestrzenie, zmniejszamy napięcie górotworu. Zagrożenie zawałowe jest zatem największym problemem w każdej kopalni głębinowej. Jest dużo rodzajów zabezpieczeń kopalni przed zawaleniem, ale nie będę teraz szczegółowo każdego opisywał (druga sprawa, że wszystkich nawet nie pamiętam). Chciałem tylko zwrócić uwagę jak bardzo "olewane" są sygnały ruchów odprężenia górotworu w wielu kopalniach. Jedną z głównych metod zapobiegania odprężeniu górotworu i jednocześnie zawałom skalnym jest wbijanie kotew, czyli takich jakby stalowych długich prętów, coś na zasadzie działania stelaży w namiotach. Ignorowane jest niemal całkowite wysuwanie, wręcz wypluwanie kotew ze ściany wyrobiska przez górotwór, nie zakładane są kolejne zabezpieczenia w takich przypadkach. Do tego stopnia, że ludzie kopią dalej, nawet gdy widzą, że na ich oczach ze skały wypada kotwa i wszystko "trzeszczy". Trzeba wyrobić PKB, wszystko wytrzyma! A potem czytamy o przysypaniu górników. Oczywiście takie przysypania najczęściej mają jednak miejsca na przodku wyrobiska, gdzie nie ma jeszcze takich umocnień, tam gdzie drąży się w kolejnych metrach złoża i zbiera urobek. Tam jednak zasady bezpieczeństwa też są często łamane. Np. ile to górników kręci się przy kombajnie... Zmora BHPowców. I tak dzieje się w każdej z kopalń, nawet w KGHMie mamy wypadki w takich miejscach, z tym nic się nie zrobi, bo idiotyzm i brawura ludzi nie zna granic. W tym miejscu jednak należy pochwalić właśnie KGHM, ich poziom zabezpieczeń jest na tyle świadomy i dobry, że zawały na starych wyrobiskach praktycznie się nie zdarzają. Co o tym decyduje? Pieniążki, ich stać na takie zabezpieczenia, a nie stać ich na wypadki.

Dodatkowymi problemami z jakimi zmagają się kopalnie głębinowe jest zapylenie, przepływ świeżego powietrza oraz temperatura. Z tym sobie jednak wszyscy jako tako radzą. Gradient geotermiczny w Polskich kopalniach jest dość korzystny więc nie dochodzi raczej do sytuacji gdzie górnicy pracują w temperaturze przekraczającej 50 stopni Celsjusza. Z tym KGHM będzie zmagał się w Chile.

O ile we wspomnianym KGHMie czy wielu innych kopalniach surowców nieorganicznych problem stabilizacji górotworu jest jednym z niewielu problemów do rozwiązania, o tyle w kopalniach surowców organicznych, czyli w naszym przypadku węgla kamiennego dochodzi kilka dodatkowych. Do głównych należą metan i pył węglowy. Może tym razem zamiast pisać ogólnikowo prześledźmy jak wyglądają poszczególne, działające strefy złóż węgla kamiennego.

Zacznę od Lubelszczyzny. Całkowicie zrozumiała dla mnie jest rentowność tamtejszych kopalń. Węgiel zalega tam dość płytko i zalega niemal horyzontalnie, chodniki robi się właściwie wycinając pas czystego węgla, bez żadnych odpadów. Stąd zainteresowanie prywatnych przedsiębiorców, stąd tak dobrze prosperujące kopalnie. Zastanówmy się jednak nad tym, że zagrożenie metanowe również tam występuje, a wypadków nie ma. Otóż to, po raz kolejny, jak w przypadku wyżej opisywanego przypadku zawałów - są pieniądze, są przestrzegane zabezpieczenia. Czujniki metanu działają prawidłowo i nikt nie ignoruje ich wskazań. Zapylenie pyłem węglowym praktycznie nie istnieje przez świetny system wentylacji. Można? Można! Dodatkowo w kopalniach tych pracuje znacznie mniejsza ilość górników niż np. na Śląsku. Zatrudnieni są tam tylko niezbędni ludzie, tak samo jak w KGHMie. Dzięki temu kasa się zgadza i problemów nie ma. Kopalnie są rentowne, a uchybień brak.

No i dochodzimy do największej zakały Polskiego górnictwa czyli do kopalni węgla na Śląsku. Aż strach się bać gdy się o nich pomyśli. Węgiel na Śląsku zalega niestety beznadziejnie, bo w przerażającej większości pokłady są pod sporym nachyleniem, czyli tworzenie jednego albo dwóch poziomów chodników by eksploatacja posuwała się płynnie naprzód jest niemożliwe. Trzeba ryć górotwór kolejnymi, następującymi w niedużej odległości (m p p t) między sobą chodnikami. Zwiększa to ryzyko zawałów, zwykłe prawo fizyki - im więcej dziur w serze tym bardziej giętki. Ser jednak ma to do siebie, że się łatwo wygina, skale o to ciężej, skała zwykle się kruszy. Kiedy wrócimy do wspomnianych przeze mnie uchybień w kotłowaniu to mamy cały obraz sytuacji. Oto dlaczego ciągle słyszymy o zawałach w śląskich kopalniach węgla kamiennego. Eksploatacja posuwająca się we wspomniany sposób daje niestety większe pole popisu metanowi, który nieodłącznie towarzyszy każdym kopalinom organicznym. Dużo trudniej jest odpowiednio przewietrzyć tak dużą liczbę poziomów, jest to nie lada wyzwanie, jest to też bardzo kosztowne i na tym na Śląsku się oszczędza. W wielu tamtejszych kopalniach temat metanu jest bardzo ignorowany i jeśli przez X lat nie było żadnego wybuchu metanu to znaczy, że "nie ma czym się przejmować, prawda"? Ignoruje się bardzo często wskaźniki gazomierzy, które pokazują przekroczenie norm. Tam w wielu kopalniach jest też niepisana zasada "o ile wskazanie gazomierza musi przekroczyć normę, aby przerwać wydobycie". Właściwie po co wydawać kasę na te gazomierze jeżeli nos sztygara wie lepiej? Może wróćmy do czasów "kanarkowych"?

Dla wyjaśnienia - za dawnych czasów, zanim ktoś wymyślił porządny gazomierz, a kopalnie węgla i zagrożenie metanowe istniały, do określania poziomu bezpieczeństwa w kopalniach służyły kanarki (tak, te ptaszki). Zamykano takiego kanarka w klatce, wieszano klatkę w chodniku, kanarkiem się opiekowano, podawano mu regularnie wodę, jedzenie itp. Gdy kanarek zdychał i śmierdziało gazem, wiadomo było, że trzeba się ewakuować, bo grozi wybuchem. Kanarek po prostu śmiercią reaguje na przekroczenie dopuszczalnej, bezpiecznej normy metanu. Nie udało mi się jednak do dziś ustalić czy normy ze wskazań gazomierzy czy granica śmierci kanarków są bardziej restrykcyjne, pewnie dużo też zależy od kondycji kanarka ;)

Niemniej zagrożenie gazowe istnieje i jest spychane na margines. Bo przecież PKB trzeba wyrobić i utrzymać ten kraj (jak mawiają górniczy związkowcy)! Węgiel musi iść do elektrowni, a metan niech się schowa. No i tak metan często chowa ludzi.

Tak samo, albo nawet bardziej olewany jest pył węglowy. Gdy zapylenie węglem jest zbyt duże, a dodatkowo dochodzi do utrzymywania się wysokiego stężenia metanu, każda iskra może spowodować kulę ognia. Jest to jeszcze groźniejsze dla ludzi od wybuchu metanu. Fala ognia zwykle leci wtedy przez cały korytarz spalając wszystko na swej drodze.

I tutaj na ciekawą rzecz się natknąłem przy okazji ostatniej katastrofy w KWK Wesoła. Trwają poszukiwania zaginionego górnika, prawdopodobnie jego ciała, ratownikom przeszkadza zapylenie, między innymi pyłem węglowym. No tak, bo ratownicy już muszą patrzeć na normy, tym bardziej, że są teraz pod bardzo ścisłym nadzorem Urzędu Górniczego. Natomiast jeden z górników z owej kopalni śmiało powiedział "ale ci ratownicy delikatni, już przy nie takim zapyleniu się ino węgiel kopało". Lepszej puenty nie trzeba.

Pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze! Dlatego na Śląsku tak często olewa się zabezpieczenia. Przy przeludnionych, trudnych w eksploatacji kopalniach trzeba tak robić by chociaż trochę mniej wyjść na minus.

W następnych częściach (lub części, jeszcze nie wiem) prześledzimy dalszą drogę kopalin w przemyśle drogowym oraz energetycznym, a także skupimy się na tym dlaczego nazwałem śląskie kopalnie "zakałą" Polskiego górnictwa. Będzie o okazaniu różnic pomiędzy państwowymi, a prywatnymi kopalniami, o tym czemu te państwowe są nierentowne, o związkach zawodowych i o moich pomysłach na naprawę naszego rodzimego przemysłu wydobywczego. Już dziś zapraszam.

Kuba Rutkowski

Blink - https://www.mpolska24.pl/blog/blink1

O wydarzeniach w kraju i na świecie - subiektywne spojrzenie na niektóre sprawy wymagające komentarza. Czasem też bujanie w obłokach.

Komentarze 1 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.