Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Jak grochem o ścianę

Od paru lat zaangażowany jestem w analizę czegoś co w ortodoksyjnej (europejskiej) nomenklaturze nazywane jest ekonomią (gospodarką) społeczną, czy innowacjami społecznymi. Nie będę się tutaj znęcał nad tym, że terminy te to klasyczne oksymorony (ekonomia czy innowacje z natury są społecznymi). W dzisiejszym wpisie chciałbym poruszyć inny problem, który pokażę na przykładzie ‘ekonomii społecznej’, ale wydaje się być problemem natury ogólnej. Mianowicie jak krytyczne analizy pochodzące z ‘wnętrza sytemu’, okazują się być nie tylko nieskutecznymi, ale wręcz ignorowanymi. Trochę na zasadzie: „plują mu w twarz, a on udaje, że deszcz pada”.

Jak grochem o ścianę

W czerwcu 2008r. w Gdańsku odbyła się konferencja „Ekonomia Solidarności”. Na tej Konferencji zaprezentowano i ogłoszono dokument Manifest Ekonomii Społecznej. Powstawał on w latach 2006-2008, w zamierzeniu miał być to głos środowiska ekonomii społecznej w Polsce, który miał zainicjować budowę polskiego modelu ekonomii społecznej i zintensyfikować jej rozwój. Cztery lata po tym wydarzeniu, w listopadzie 2012 Jan Jakub Wygnański i Piotr Frączak opublikowali tekst podsumowujący te lata doświadczeń, pt. Manifest ekonomii społecznej cztery lata później. Głos ten jest o tyle ważny, że autorami są osoby od wielu lat bardzo zaangażowane w działalność trzeciego sektora, aktywnie uczestniczący w rozwijaniu ekonomii społecznej w Polsce, osobami o niekwestionowanym autorytecie w środowisku aktywistów, ale też i wśród polityków i samorządowców.

Autorzy zauważają, w tym okresie „w Polsce ze środków UE uruchomiono na bezprecedensową skalę liczne programy wsparcia ekonomii społecznej na poziomie krajowym i regionalnym. Wydano setki milionów złotych, wsparto setki programów i instytucji, których celem ma być wspieranie ekonomii społecznej, zorganizowano tysiące konferencji i szkoleń, uruchamiano zespoły, budowano strategie, prowadzono badania itd. Można zaryzykować twierdzenie, że był to najkosztowniejszy w ostatnich latach program wsparcia ekonomii społecznej w całej UE.” Po tej refleksji zadają pytanie na ile te wszystkie działania były skuteczne, i przedstawiają jeszcze całą listę dodatkowych, ważnych pytań: „Czy podmiotów ekonomii społecznej jest więcej? Czy stworzono w oparciu o te mechanizmy nowe, wartościowe, trwałe miejsca pracy dla osób, które mają problemy z odnalezieniem się na otwartym rynku pracy? Czy środowisko jest bardziej zintegrowane i zdolne do budowania wspólnej wizji rozwoju ekonomii społecznej? Czy ekonomia społeczna i jej produkty są bardziej rozpoznawalne społecznie? Czy dotarliśmy do jakichkolwiek ważkich nowych znalezisk badawczych? Czy nasza pozycja w UE jako dynamicznego lidera rozwoju ekonomii społecznej została podtrzymana? Czy na poziomie rządowym udało się zbudować poważne środowisko realnie, a nie tylko nominalnie zainteresowane rozwojem ekonomii społecznej? Czy wreszcie zakładanie i funkcjonowanie podmiotów ekonomii społecznej jest prostsze, wziąwszy pod uwagę np. dostęp do kapitału początkowego, fachowego wsparcia, dostępu do rynków?”

Bardzo niepokojące jest to, że ci doświadczeni działacze ruchu społecznego, doskonali znawcy historii i bieżącej sytuacji w szerokorozumianym trzecim sektorze, konstatują, że „wiele wskazuje na to, że właściwie na wszystkie zapisane powyżej pytania trzeba udzielić odpowiedzi negatywnej.” Proponują, by „szczerze zastanowić się nad powodami porażki i zadbać o to, aby przynajmniej tych samych błędów nie powielać w przyszłości”.

Po tej publikacji spodziewać należałoby się gorącej reakcji środowiska, wielu debat i głosów polemicznych. Zastanawiające jest to, że nic takiego nie nastąpiło, mimo, że od publicznego udostępnienia tekstu upłynęło prawie dwa lata (piszę to we wrześniu 2014 roku, a tekst udostępniony był w internecie w listopadzie 2012 r.). To symptomatyczne. Czy jest to reakcja typu ‘chowam głowę w piasek’, czy wynika to ze swego rodzaju cynizmu, z przekonania, że ‘faktycznie tak jest, niewiele tutaj sam mogę zrobić, ale póki mogę działać i korzystać z funduszy unijnych to będę w tym trwał’?

Przyznam się, że zatrważające jest stwierdzenie Jakuba Wygnańskiego i Piotra Frączaka, że „z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że liczba osób, które zostały zatrudnione do wspierania ekonomii społecznej jest wyższa niż liczba stworzonych w sektorze ekonomii społecznej miejsc pracy”. Z jednej strony to nie dziwi, bo tak zwykle jest z instytucjami państwami (im więcej zatrudnionych w urzędach pracy tym gorzej jest z wielkością bezrobocia), ale w przypadku zaangażowania oddolnego, środowisk lokalnych, można byłoby spodziewać się czegoś innego.

Autorzy zastanawiają się też nad tym ‘jak wspierać rozwój ekonomii społecznej’, ale równie ważna jest podniesiona przez nich kwestia ‘jak nie wspierać rozwoju ekonomii społecznej’. Ciekawe jest jednak to, że w istocie proponują modyfikację aktualnego stanu rzeczy, a nie jakieś zmiany zasadnicze, a może nawet i rewolucyjne. Tak odczytuję ich stwierdzenia: „Należy rozważyć stworzenie na poziomie krajowym konsorcjum różnych instytucji, którego celem byłoby wypracowywanie rozwiązań systemowych ważnych dla ekonomii społecznej … Trzeba zracjonalizować liczbę różnego rodzaju ośrodków wsparcia i zakres ich działań. … Rozsądne byłoby też stworzenie dosłownie kilku, ale „mocnych” inkubatorów z prawdziwego zdarzenia, w których byłyby rozwijane i testowane bardziej złożone i innowacyjne prototypy działań z obszaru ekonomii społecznej.”

Autorzy potwierdzają moje generalne odczucie, że wspieranie rozwoju innowacyjnego przez państwowe instytucje jest działaniem fasadowym. Piszą oni mianowicie, że „innowacje społeczne powinny zasilać ekonomię społeczną tak, żeby uniknąć obserwowalnego obecnie stanu: odtwórczości, oportunizmu, unikania ryzyka i bezrefleksyjnego kopiowania schematów (ze względu na to, że są „fundowalne”, a nie ze względu na to, że okazały się skuteczne). W całym obecnym systemie finansowania podstawową troską jest maksymalizowanie biurokratycznie rozumianego bezpieczeństwa (stąd hiperformalizm). Nie ma natomiast przestrzeni na podejmowanie trudnych, innowacyjnych, a co za tym idzie – obarczonych ryzykiem przedsięwzięć.” Myślę, że za taką sytuację nie należy jednak winić samych zaangażowanych w tworzenie innowacji społecznych, to jest błąd systemowy i to co jest najistotniejsze w efektywnym prowadzeniu procesu innowacyjnego (tzn. godzenie się na podejmowanie ryzyka i pogodzenie się z tym, że naturalną sytuacją jest ponoszenie porażek w większości przypadków) nigdy nie będzie obecne we wspieranym przez instytucje państwowe (publiczne) rozwoju innowacyjnym.

Za bardzo pozytywny postulat uważam to, że Jakub Wygnański i Piotr Frączak wspomnieli o konieczności ekonomizowania i demonopolizacji systemu wsparcia ekonomii społecznej i ogólnie rozwoju Trzeciego Sektora. Uznają oni, że obecnie proces ekonomizacji jest zahamowany, ryzyko występuje w procesie uzyskania środków, „ale już nie tego, czy przedsięwzięcie się powiedzie od strony ekonomicznej”. To czy projekt zakończy się sukcesem nie ma „żadnego znaczenia dopóki zachowuje się proceduralną poprawność i zbiera przysłowiowe już podpisy”. Autorzy uznają, że bez „istotnego zwrotu w kierunku ekonomizacji sektor popadnie w całkowitą zależność od administracji, a ta poświęci go i porzuci w pierwszej kolejności, gdy tylko zabraknie jej środków własnych (już teraz widać tego przejawy) lub środków unijnych (co też w końcu nastąpi)”. Mam tutaj pewną satysfakcję (trochę na zasadzie ‘A nie mówiłem!’), bo wspominałem o tym w ekspertyzie jaką wykonałem dla Instytutu Spraw Publicznych w 2005 roku, której fragmenty zostały później opublikowane w kwartalniku Trzeci Sektor ( ’Ekonomia (gospodarka) społeczna‚‚ , ekspertyza wykonana dla Instytutu Spraw Publicznych, 2005 (publikacja w Trzecim Sektorze  i polemika)).

Nie uważam, że ‘gospodarka społeczna’ nie powinna istnieć we współczesnym społeczeństwie. Wręcz przeciwnie, ten sektor gospodarki powinien funkcjonować, z korzyścią dla ludzi, a przez to z korzyścią dla społeczeństwa. Powiem więcej, istnieje on w sposób naturalny w gospodarcze rynkowej (kapitalistycznej) od początku jej istnienia i będzie istniał, jeśli tylko pozwolić ludziom działać. Gospodarka społeczna (i innowacje społeczne) to głównie proces oddolny, w dużym stopniu spontaniczny, bez narzucania jak powinien on wyglądać przez ‘czynniki odgórne’ (rząd, politycy, stowarzyszenia regionalne, itp.).

Data:
Kategoria: Gospodarka

Witold Kwaśnicki

Własność, Wolność, Odpowiedzialność, Zaufanie - https://www.mpolska24.pl/blog/kwasnicki

Prof. Witold Kwaśnicki pracuje w Instytucie Nauk Ekonomicznych na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego (jest kierownikiem Zakładu Ogólnej Teorii Ekonomii). Obecnie jest prezesem Oddziału Wrocławskiego Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
Jest inżynierem i ekonomistą z wykształcenia oraz liberałem i ‘wolnorynkowcem’ z przekonania.
Autor kilkudziesięciu artykułów i trzech książek (Knowledge, Innovation, and Economy. An Evolutionary Exploration, Historia myśli liberalnej. Wolność, własność, odpowiedzialność. Zasady ekonomii rynkowej).

„Wszystko więc, cobyście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy”
Ewangelia św. Mateusza 7.12

„Postępuj według takiej tylko zasady, którą mógłbyś chcieć uczynić prawem powszechnym.”
Immanuel Kant, Grundlegung zur Metaphysik der Sitten, II, paragr. 31 (1785)

„Doubt is the beginning, not the end of wisdom.”
(George Iles)

Komentarze 3 skomentuj »

A wystarczyłoby uprościć przepisy podatkowe i nie zakazywać(ograniczać tysiącami regulacji i pozwoleń) inicjatywy gospodarczej np. drobny handel i drobna wytwórczość :/

A ja stawiam tezę, że nie ma czegoś takiego, jak "ekonomia społeczna".

Jest to jedynie SŁOWO-WYTRYCH mające uzasadnić okradanie ludzi i przekazywanie ukradzionych pieniędzy na podejrzane projekty, których jedyną weryfikacją jest aplikacja i decyzja urzędnicza.

Wszystkie kawały o bezmiernej głupocie projektów unijnych można 1:1 przenieść na projekty "ekonomii społecznej". To ten sam "zwierz" mający twarz BIUROKRATY ...

A rozwiązanie jest proste:
- pozwalniać wszystkich urzędników zajmujących się projektami UE lub "ekonomii społecznej" i o zaoszczędzoną kwotę obniżyć podatki, lub przeznaczyć ją na zmniejszanie długu budżetowego.

I to właściwie tyle ... nic więcej robić nie trzeba ... NAPRAWDĘ ...

Ekonomia społeczna już nie istnieje,zniszczona została przez zdegenerowany system finansowy i tym samym gospodarczy.Dodatkowo polityczna swołocz wytworzyła w społeczeństwie niechęć do walki o lepsze jutro,ponieważ zaangażowanie przynosiło i nadal przynosi odwrotny skutek,same straty a zyski mizerne przy czym nie chodzi tu o wymiar finansowy !Wielu praktycznie już czeka na upadek tego systemu opartego na pieniądzu dłużnym i gospodarce tusko-zamordyzmu unijnego !Dlatego Polacy nagminnie uciekają z kraju,bo zdają sobie sprawę,że be walnięcia nic nie da się zrobić !

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.