Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

CZY W POLSCE RZĄDZI MAFIA?

CZY W POLSCE RZĄDZI MAFIA?

Odsłonięty przez obecną „aferę taśmową” fragment rzeczywistości jest może porażający, ale dla mnie nie jest już żadnym zaskoczeniem (o czym poniżej/później). Poza tym, jest dla mnie czymś oczywistym, że takich „puzzli do wyjęcia” jest nieskończenie więcej. Wystarczy zastanowić się nad tym, co się dzieje z Pendolino, co się dzieje z Gazoportem, z autostradą A1, z zamówieniami na sprzęt komputerowy w urzędach centralnych (sprawa „wyciszona”?), z projektem „Inwestycje Polskie”, czyli de facto ze spółką „Polskie Inwestycje Rozwojowe” oraz z całym szeregiem innych ”przedsięwzięć”. Zarówno „rządowych”, jak i „samorządowych”. A także, co się stało (w przeszłości) np. z Możejkami.

Mam nadzieję, że obywatele będą mieć okazję zobaczyć jak najwięcej z tych „puzzli do odsłonięcia”.

Jedynym zaskoczeniem jest dla mnie natomiast skala zblatowania z rządzącym układem ludzi decydujących w „mainstreamowych” mediach, a także skala zblatowania z tym układem (pseudo)naukowców: politologów, prawników, konstytucjonalistów oraz wszelkiej maści tzw. (pseudo)ekspertów i tzw. „autorytetów”.

Jak widać, w imię utrzymania obecnego status quo są oni gotowi poświęcić bardzo wiele. Bo nie mogę przecież zakładać, że wszyscy oni są aż tak bardzo „inteligentni inaczej” i nie dostrzegają tego, co się „odsłoniło”!

Zresztą, w przypadku części dziennikarzy okazało się po zajściach w redakcji „Wprost”, że nagle „odzyskali wzrok”. Bo zauważyli, do czego gotowa jest „władza”. Bo nagle poczuli się zagrożeni.

Kiedyś jeden „klasyk” naszej sceny politycznej zapewniał nas z mównicy sejmowej, że nikt nie wmówi mu, że „białe jest białe, a czarne jest czarne”. Dzisiaj, kiedy nawet „dziecko w podstawówce” rozumie, jaki jest sens opublikowanych rozmów, już cała rzesza „gadających głów” udaje, że „białe nie jest białe, a czarne nie jest czarne”. I za wszelką cenę chcą oni nas - obywateli przekonać, że spotkania dygnitarzy, (występujących jako „dygnitarze” - a nie jako „iksiński”, „igrekowski”) opłacone z pieniędzy podatników, były to „prywatne spotkania” oraz że opublikowane rozmowy tych dygnitarzy są.... dowodem ich troski o państwo (!), a nie prymitywnym, partykularnym „dealem”.

I że jedynym, ale za to niesamowitym skandalem jest to, że służby państwowe, utrzymywane z pieniędzy podatników, nie zdołały zapobiec, aby te ich „prywatne” (!) rozmowy nie dotarły do obywateli. Rzeczywiście – „skandal” niesłychany! Skandal niesłychany, bo ktoś dopuścił do tego, aby obywatele - po raz kolejny, zresztą – mogli się przekonać, jak zgniłe jest ich państwo!

Przywołany powyżej „klasyk”, a obecnie wódz najliczniejszej w sejmie partii opozycyjnej, grzmi teraz, że w Polsce rządzi „sitwa”. W pełni się z nim zgadzam. Tyle tylko, że jestem też przekonany, ze nie jest to pierwsza sitwa, która rządzi w Polsce. I najprawdopodobniej też nie ostatnia. (vide: http://grudziecki.salon24.pl/557818,pis-po-to-samo-zlo)

Te, które rządziły po 1989 roku, wszystkie mają te same korzenie: „zmowę z Magdalenki” i „zmowę okrągłostołową”. I mają też podobne podejście do państwa, w tym podobne postrzeganie relacji: „władza” - obywatele, co poprzedzająca je „sitwa”, czyli PZPR i powiązana z nią kasta - tzw. peerelowska „elyta”. 

Ustrój, który został przez te „sitwy” ukształtowany w naszym kraju po 1989 roku jest tzw. „demokracją”. W cudzysłowie. Bo jest nią tylko z nazwy. Tak samo, jak PRL był „demokracją”. I to nawet „ludową”. (vide: http://grudziecki.salon24.pl/588138,tak-zwana-demokracja-najwiekszy-przekret-wspolczesnosci , także: http://grudziecki.salon24.pl/585378,farsa-zwana-eurowyborami i inne teksty m.in. na: http://grudziecki.salon24.pl/, na http://niezalezna.pl/ - blog „Demokracja czy postmonarchia?”, a także książka „Postmonarchia czy demokracja?”). 

Ustrój ten jest specyficzną, polską mutacją, ustroju panującego w wielu współczesnych państwach, nie będących już monarchiami od jednego-dwóch wieków. Ustroju, który ja nazywam „postmonarchią”. W państwach, gdzie obywatele „pogonili króla”, władza nie znalazła się de facto „w rękach” obywateli, ale została zawłaszczona przez - mniej lub bardziej liczne – bandy „królików”.

Oczywiście, ustroje tych poszczególnych państw można klasyfikować i opisywać inaczej, np. jako „republiki”, „monarchie konstytucyjne” itd. Można je także opisywać przy użyciu innych pojęć: jako „autokracje”, „oligarchie”, „plutokracje”, czy jako „tyranie” lub „dyktatury”. Tyle tylko, że najczęściej będą one wykazywać cechy odnoszące się do więcej niż jednego takiego „ukształtowania rzeczywistości”. Będą więc swoistymi „misz-maszami”. Określenie „postmonarchia” jest natomiast nie do podważenia. 

Obecna „afera podsłuchowa” odsłoniła przed obywatelami zaledwie „drobny fragmencik” naszej rzeczywistości. I wbrew twierdzeniom przywołanego powyżej „klasyka” naszej polityki – rzeczywistości, której nie da się naprawić prostą wymianą jednej ekipy na inną.  Bo jedyne, co się wtedy zmieni, to tylko to, że jedna „sitwa”, zastąpi drugą „sitwę”. A „cała” rzeczywistość pozostanie bez zmian. Rzeczywistość ta bowiem dopiero wtedy może (ale nie musi!) ulec naprawie, kiedy ustrój zbudowany przez układ okrągłostołowy po 1989 roku zostanie przebudowany w całości.

Rzeczywistość odsłonięta przez obecną aferę podsłuchową jest gorąco komentowana w mediach społecznościowych. Mi najbardziej podoba się obrazek z trzema głównymi „bohaterami” tej afery, ubranymi na czarno i stojącymi w mroku. Obrazek jest podpisany: „Państwo jest teoretyczne. Ale za to mafia jest prawdziwa!”. Trzeba przyznać: internauci mają poczucie humoru. 

W moim przekonaniu, co już zostało zresztą zasygnalizowane powyżej, rzeczywistość jest jeszcze gorsza. W Polsce nie tylko teraz rządzi mafia, ale został ukształtowany ustrój państwa, który można nazwać mafiokracją. Od słowa „mafia”, którego znaczenie jest powszechnie znane i od greckiego słowa „krathos”, które tłumaczy się z reguły jako „władza”. Mafiokracja jest więc to ustrój, w którym trwale „rządzi mafia”. W takim ustroju wymiana jednej mafijnej ekipy na inną jest dla obywateli bez znaczenia. Po prostu zmieniają się tylko „capo di tutti capi”. I tak od 1945 roku. Bez przerwy.

Oczywiście, jest to moje prywatne postrzeganie rzeczywistości. I mam do niego pełne prawo. Nawet nie muszę go uzasadniać. Ale mogę. Dlatego proponuję czytelnikom tego tekstu ćwiczenie intelektualne polegające na wskazywaniu podobieństw między naszą polską rzeczywistością, a „rzeczywistością mafijną”.

Poniżej wyliczę kilka tych podobieństw (ale i różnic), które ja dostrzegam, licząc na uzupełnienie.

Wyalienowanie ze społeczeństwa

Zarówno mafie, jak rządzące w Polsce partie polityczne, skupiają „śladową” część populacji. Jedne i drugie dążą jednak do takiego, maksymalnie możliwego, ukształtowania rzeczywistości, która najbardziej służy ich interesom.  Koszty społeczne są dla nich bez znaczenia. Tym kosztem może być zapóźnienie cywilizacyjne i dysfunkcja sfery publicznej, ale tym kosztem może być też konieczność emigracji milionów współobywateli, którzy nie mogą znaleźć pracy: choćby dlatego, że nie należą do tej, czy konkurencyjnej mafii.

Bezprawność

Mafia, będąc tworem „pozapaństwowym” i strukturą „pozapaństwową”, dąży na terenie swego działania do podporządkowania sobie „władzy publicznej” wszelkimi dostępnymi metodami: poprzez obsadzanie stanowisk swoimi ludźmi, poprzez przekupywanie lub uzależnianie innych itd.  Partie polityczne rządzące w Polsce postępują podobnie. Uczyniły jednak „o niebo więcej” – same uchwaliły sobie szereg przepisów (tzw. „prawo”), w tym regulujących ich status, które pozwalają im działać legalnie. Są legalnymi mafiami.

Te przepisy to, przede wszystkim, ustawa „o partiach politycznych” i „kodeks wyborczy”. Zapewniają one im wielomilionową „kasę” z budżetu państwa, co w powiązaniu z szeregiem innych uregulowań (np. progi wyborcze) de facto eliminuje „pozaokragłostołową” konkurencję. 

Przepisy te, będąc „legalnymi”, są bezprawne. Odbierają one bowiem obywatelom ich „przyrodzone im” prawa, w tym prawa polityczne: np. do faktycznego wybierania i bycia wybieranym. (vide: http://grudziecki.salon24.pl/526184,polska-lamie-prawa-czlowieka). 

Jestem w pełni świadomy, że dla ogromnej większości prawników w Polsce, którym do głowy wbito slogany mające swe korzenie w pozytywizmie prawnym, powyższe zdanie jest niezrozumiałe. Proponuję im, na początek, do przemyślenia proste pytanie: czy dla zaistnienia ich prawa do życia konieczny jest zapis w ustawie? Czy bez tego zapisu, a nawet wbrew niemu, to prawo nie istnieje? (zagadnienie „całościowo” przedstawione w książkach „Co to jest demokracja?”, 2010 r. i „Demokracja”, 2013 r. - dostępne w bibliotekach np. w BN)

Wodzowski charakter

Rządzące w Polsce partie polityczne z każdym kolejnym „rozdaniem”, stają się coraz bardziej scentralizowane i coraz bardziej poddane wodzowi. Dzieje się tak, ponieważ ustawa „o partiach politycznych” nie wprowadza żadnych unormowań dotyczących ich organizacji. Partie polityczne mają więc absolutną swobodę w kształtowaniu swej struktury, sposobu podejmowania decyzji, wyłaniania władz poszczególnych szczebli oraz – co kluczowe – wskazywaniu kandydatów na posłów, senatorów, prezydentów, burmistrzów, radnych itd. W praktyce przekłada się to na pozbawianie wpływu na „życie partii” szeregowych członków, na ograniczanie znaczenia ciał kolegialnych i na skupianie władzy przez jednostki dominujące na poszczególnych szczeblach (powszechna tendencja w postmonarchiach). Partie i pod tym względem upodabniają się do mafii.


Nie ma sensu rozpisywać się nad wszystkim negatywnymi zjawiskami, które tym samym stają się powszechne. Eliminacja ludzi niewygodnych lub mogących stanowić zagrożenie dla „wodza”, robienie karier przez miernoty i „przydupasów”, a w konsekwencji ogólne wycofywanie się obywateli z udziału w „życiu politycznym” kraju, to tylko te najbardziej oczywiste.

Powyższe zestawienie jest chyba już wystarczające do udowodnienia powyżej sformułowanej tezy, że w Polsce został ukształtowany – wbrew obywatelom – ustrój, który można nazwać mafiokracją. Zresztą, zgodnie z rzymską zasadą, rzeczy (stany) oczywiste nie wymagają dowodu.

Powstaje pytanie, co dla nas – obywateli wynika z uświadomienia sobie, że żyjemy w takiej rzeczywistości. Obawiam się, że - w krótkiej perspektywie – niewiele. Platforma będzie się rozsypywać dalej (sygnalizowałem to ponad pół roku temu - http://grudziecki.salon24.pl/540194,tylko-samoboj-po-czy-juz-samobojstwo ).

Wcześniej, czy później odbędą się wybory. I obawiam się, że - jeżeli nie zdarzy się nic „pozytywnego” - wygra je PIS. Przy frekwencji na poziomie 40% lub niższej. A dalej wiemy, co będzie. 

A czy może zdarzyć się coś „pozytywnego”? Czy może powstać jakaś ogólna, masowa, oddolna inicjatywa obywateli, zdolna zmienić ustrój? Obserwując to, co się dzieje od wiosny ubiegłego roku, czyli od ostatniej próby stworzenia takiego ruchu (I spotkanie „Oburzonych”), muszę stwierdzić, że jestem pesymistą w tym względzie. 

Mafia trzyma się mocno.

I zrobi wiele, aby układ (ustrój) pozostał bez zmian.

...............................

Teksty autora także na: http://grudziecki.blog.pl/

Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.