Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Obłęd 1939

Świętując 94 rocznicę Bitwy Warszawskiej powinniśmy pamiętać, w szczególności w obliczu rozwijającej się sytuacji geopolitycznej, że za dwa tygodnie przyjdzie nam obchodzić 75 rocznicę zaprzepaszczenia zdobyczy 1920 roku.

Obłęd 1939
Nasi politycy przedstawiają nam nasze siły zbrojne jako jedne z najsilniejszych w Europie. Wydajemy obecnie blisko 2% PKB na program zbrojeniowy, przeszło 150% tego co wydają Niemcy, Czechy, Finlandia czy Hiszpania. Ponad dwukrotnie więcej niż Japonia. Rosja wydaje 3,5%, USA 4,3%. W liczbach bezwzględnych wypada to już gorzej, plasujemy się w okolicy 25 miejsca na świecie.

W 1936 roku wydatki na cele zbrojeniowe II RP uwzględnione w budżecie państwa, według rocznika statystycznego 1938 wynosiły 762 miliony złotych, co stanowiło około 3% PKB (PKB II RP w 1936 roku wynosiło około 25 miliardów złotych za Maddison oraz CPI). Pominąwszy Niemcy, w których wartość tę ciężko w rzetelny sposób stwierdzić (nawet szacunki samego Hjalmara Schachta zawierają nieścisłości), było to 1,5, a nawet dwukrotnie więcej aniżeli w innych krajach europejskich. Podobnie jak obecnie, większość tych środków przeznaczana była na cele wegetatywne. Podczas gdy w XX-leciu sojusz z Francją zobowiązywał nas do utrzymywania wysokiego stanu sił zbrojnych, obecnie względem NATO posiadamy tylko zobowiązania odnośnie ogólnych wydatków, co pozwoliło naszym rządzącym wpuścić w te zobowiązania emerytury wojskowe.

Podobnie jak dzisiaj, siły zbrojne opierały się w dużej mierze na sprzęcie importowanym, bądź produkowanym na licencji. Własny przemysł zbrojny był w wiecznych powijakach, jego zdolności produkcyjne, jakkolwiek w porównaniu z Niemcami, Francją czy Wielką Brytanią były bardzo niewielkie, nie były też w pełni wykorzystywane. Równocześnie ogół wydatków publicznych w II RP stanowił bardzo znikomą część PKB. Udział budżetu państwa w PKB w Wielkiej Brytanii był o 75% wyższy, we Fancji o 50%, a w Stanach Zjednoczonych o 25%. Niestety w Polsce było to w większej mierze efektem mniejszej wydajności systemu podatkowego, niż jego niższych stawek podatków.

Zasadniczym problemem II RP była niska płynność systemu finansowego. Jakkolwiek zadłużenie II RP było relatywnie niskie w porównaniu z krajami zachodu, niewielka ilość rezerw walutowych i deficyt w handlu zagranicznym skutecznie ograniczały gromadzenie kapitału finansowego niebędnego do inwestycji. Jedyną szansę na rozwiązanie tego problemu, powstałą w wyniku reformy walutowej Grabskiego zmarnowano, godząc się po przewrocie majowym na warunki grup finansowych takich jak Bankers Trust i J.P. Morgan odnośnie zasad funkcjonowania banku centralnego w II RP. W efekcie, jedyną drogą do tworzenia wielkich inwestycji, niezbędnych w warunkach przeludnienia wsi, pozostawały bezpośrednie inwestycje zagraniczne i wydatki publiczne. Znowu jednak historia pokazała, że kapitał ma narodowość. Afera cynkowa, której ukręcono łeb na pierwszym posiedzeniu sejmu po przewrocie majowym, zniszczenie Ursusa, któremu rząd polski nie wywiązał się z gwarancji, to tylko dwa z wielu przykładów, że budowa krajowego przemysłu w oparciu o inwestycje zagraniczne nie przynosi takich korzyści jak powszechnie próbuje się głosić.

Konsekwencje polityki gospodarczej XX-lecia międzywojennego w sposób bezpośredni przełożyły się na zdolność bojową polskiej armii w 1939 roku. Budowa COP, spóźniona o przynajmniej 10 lat, nie była w stanie znacząco zmienić obrazu sytuacji. Warto poznać ceny przynajmniej kilku elementów wyposażenia wojskowego w tym czasie. Czołg 7TP z uzbrojeniem kosztował 231 tysięcy złotych. Ciężarówka zdolna przewieźć 10 żołnierzy około 7500 złotych. Zmotoryzowanie brygady kawalerii, przy równocześnym wzmocnieniu jej o batalion pancerny (3 kompanie[40] 7TP, 2 kompanie[30] TKS) stanowiło koszt około 20 milionów złotych. Łączny koszt wzmocnienia siłami pancernymi i zmotoryzowania wszystkich 11 brygad nie przekroczyłby 1/3 rocznych wydatków budżetu na zbrojenia w 1936 roku. 11 brygad pancerno-motorowych mogło zmienić obraz polskiego września. Niestety jest to teza czysto hipotetyczna. Polski przemysł, z przyczyn polityki gospodarczej rządów sanacyjnych, nie był w stanie zaspokoić potrzeb takiego programu modernizacji. Przy pracy na trzy zmiany, polskie fabryki zbrojeniowe potrzebowałyby minimum 5 lat, przy równoczesnej rozbudowie i całkowitej rezygnacji z produkcji na eksport czy rynek cywilny, by wyprodukować dość czołgów, armat i cieżarówek. Nic dziwnego, że polski program zbrojeniowy rozłożony był na długie lata. W zasadzie, w 1936 roku było jasne, że zarówno do konfliktu z ZSRR, jak i Niemcami nie możemy być należycie przygotowani.

W sytuacji w której w sposób oczywisty gospodarka polska nie mogła udźwignąć ciężaru długotrwałego konfliktu zbrojnego było jasne, że jedynie perspektywa szybkiego rozstrzygnięcia wojny może obronić nasz kraj. W sytuacji bardzo długich granic z potencjalnymi agresorami nie istniała fizyczna możliwość utrzymania lini frontu na całej długości, zarówno na wschodzie, jak i zachodzie. Jedyną szansą dla polskich sił zrojnych, na pokonanie wroga, niezależnie czy dotyczyło to Niemiec czy ZSRR, było zniszczenie w możliwie krótkim czasie, możliwie dużych sił przeciwnika. Osiągnięcie tego możliwe było jedynie poprzez wykorzystanie oddziałów o dużej sile ognia, skumulowanych na krótkim odcinku frontu. Kawaleria polska, jakkolwiek stanowiła krok w tym kierunku, z powodu zbyt małej siły ognia i mniejszej od jednostek motorowych mobilności mogła pełnić jedynie funkcję zaporową. Stworzenie jednostek tego typu, jakkolwiek z punktu widzenia budżetowego, nie było nierealne, wykraczało poza fizyczne możliwości polskiego przemysłu.

Oczywiście możemy toczyć dyskusję, jakie realne siły były niezbędne dla obrony przed agresją niemiecką w 1939. Możemy zauważyć, że oprócz sił motorowych i pancernych potrzebowaliśmy również nowoczesnego lotnictwa, większej ilości artylerii, infrastruktury i innych. Jeżeli uświadomimy sobie jednak, że wydatki publiczne w Polsce stanowiły mniejszy o 20% udział w PKB niż miało to miejsce w Stanach Zjednoczonych (43% mniejszy niż w Wielkiej Brytanii), jeżeli zrozumiemy, że sumarycznie w okresie XX-lecia międzywojennego mówimy tu o łacznej kwocie przekraczającej 10 milardów złotych, dotrze do nas rozmiar konsekwencji oraz ciężar odpowiedzialności spoczywający na sanacyjnych rządach.

Nie potrafię określić innym słowem aniżeli obłęd, postawy sanacyjnych rządów w 1939. Rządów, które całym swoim przekazem medialnym podsycały nastroje wojenne, równocześnie zapewniając złudne poczucie bezpieczeństwa opowieściami o potędze polskich sił zbrojnych i wartości naszych traktatów sojuszniczych. Tylko obłędem można wytłumaczyć skłonność do walki, podczas gdy poprzez swoją politykę gospodaraczą całkowicie uniemożliwiło się II RP rozwój umożliwiający obronę swojego terytorium, a armia nie posiadała nawet porządnych planów strategicznych na wypadek wojny. Miejmy nadzieję, że polskiemu społeczeństwu nie przyjdzie w najbliższym czasie powtarzać tej historii.
Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 9 skomentuj »

Myślę, że trudno jest jednoznacznie wskazać, co należało zrobić. Prawda jest taka, że ludzie wtedy nie myśleli kategoriami taktyki IIWŚ lecz IWŚ. Oznacza to, że liczyła się wtedy siłą żywa, a tą Wojsko Polskie posiadało. Postę w rozwoju strategii wojen błyskawicznych był znaczny, ale nie uświadamiany powszechnie, a dostosowanie przemysłu zbrojeniowego do nowych zasad wymaga lat i inwestycji.

Mając obecną wiedzę wydaje się, że należało stworzyć małe, autoonomiczne oddziały i prowadzić tą wojnę od początku trochę w wersji partyzanckiej, a umocnić jedynie kluczowe węzły komunikacyjne, przeprawy, ośrodki przemysłowe.

W takich warunkach postęp oddziałów panccernych byłby bardzo powolny, polskie oddziały pojawiałyby się na tyłach wroga, nękałyby go nagłymi atakami.

Jakkolwiek by jednak było, polska armia nie miała szans wygrać tego starcia. A sojusznicy nas zostawili, bo jak pokazał rok 1940, 1941 i 1942 nie mieli sił, by walczyć z potęgą III Rzeszy ...
DOpiero potencał przemysłowy USA pozwolił stopniowo opanowac sytuację, a i tak "o włos", a Niemcy zarzucili by aliantów rakietami V2, nowoczesnymi ubootami, myśliwcami odrzutowymi, a nawet bronią jądrową ...

Przecież to Werner von Braun był autorem pierwszego lotu kosmicznego, za jaki można uznać próby V2, oraz lotu na księżyc.

Gdyby Polska była lepiej przygotowana, to Niemcy przerzucili by tam większe siły, stracili by więcej sprzętu (i tak przestarzałego), ale ogólny wynik by się nie zmienił.

O wiele ciekawsze spekulacje dotyczą sytuacji, gdyby Polska weszła w sojusz z III Rzeszą i wspólnie wyprawiła się na ZSRR ...

Mylisz się. Wskazać jest bardzo łatwo. Nie możemy jednak mieć pewności, czy wskazana ścieżka w rzeczywistości prowadziła do sukcesu. Jedno możemy powiedzieć z całą pewnością, że prowadzona polityka była zła, a jej konsekwencje straszne. W chwili obecnej możemy jedynie przeprowadzać symulacje i wyciągać wnioski na przyszłość. Czerpać z tej największej w naszych dziejach porażki doświadczenie. Zgadzam się, że w zainstniałych warunkach Polacy praktycznie nie mieli realnych szans na zwycięstwo, nie można jednak rozpatrywać klęski wrześniowej w oderwaniu od 13 letnich rządów sanacji. Rządów nieudolnych, skorumpowanych i całkowicie bez wyobraźni. Bzdurą natomiast jest twierdzenie, że jakby co Niemcy mogli przerzucić większe siły. Nie mogli. Nie mieli ich. Gospodarka III Rzeszy ledwie żyła, zobowiązania wobec zagranicznych wierzycieli były tak duże, że Rzeszy groziło bankructwo w przeciągu kilku miesięcy. Nie bez powodu Hjalmar Schacht zrezygnował z funkcji prezesa Reichsbanku.

Jeszcze jest jednak kwestia "sojuszy". Stosunek w niej ZSRR był kluczowy.
Bez Związku radzieckiego Niemiecka maszyneria wojskowa by się w końcu zawiesiła nawet na nas. A ten czynnik został w naszym przypadku zamglony. Dzisiaj, patrząc po Ukrainie chyba jest nawet gorzej. Nawet niczego zainicjować nie potrafimy, o jakimś uformowaniu naszego interesu nie ma marzyć.

Kwestia "sojuszy" kształtowała się w sposób dość oczywisty. Nie było by 17.09 gdyby nie decyzja Francji i Wielkiej Brytanii o rezygnacji z ofensywy jesiennej, która zapadła bodajże 12.09.

"Sojusznik" który ma inny cel niż nasz (chce usunięcia IIIRzeszy jako hegemona), raczej a nie powinien być liczony jako sojusznik ;p

EDIT: Ale to moja prywatna opinia.

Co fakt to fakt. W polityce trzeba jednak mieć rachubę na to, że istnieją również sojusze doraźne. Tam gdzie cele składowe naszej ogólnej strategii pokrywają się ze składowymi strategii innych państw i osób.

Ad Zbyszek

ad 1. Nie przesadzałbym z taką opinią. Powszechny patriotyzm i jego wykorzystanie przez machinę propagandową miało znamiona kultu, nie określałbym jednak II RP mianem państwa religii politycznej. Był to klasyczny przykład wojskowej dyktatury realizującej interesy grup wpływów (tu różnica względem III RP, w której mamy dyktaturę medialną).
ad 2. Pełna zgoda. Jedyna kompletna strategia na wojnę z Niemcami, opracowanie Kutrzeby i Mossora zakładało współpracę z Sowietami w zakresie likwidacji kotła pruskiego i nie uzyskało aprobaty naczelnego wodza.
ad 3. Jestem przekonany, że Śmigły i kilka innych osób w państwie wiedziało o nim, część z nich zapewne jeszcze przed podpisaniem dokumentu.
ad 4. W 38 było to ponad 400 milionów złotych w złocie. W wekslach walutach i innych przeszło 600 milionów. Równocześnie mieliśmy relatywnie bardzo niskie zadłużenie (mniej niż 20% PKB), dawało nam to dużą zdolność kredytową, nawet 4 miliardy (o których bodajże Kwiatkowski wspominał we wrześniu). Pieniądze nie były problemem. Problemem był brak sił produkcyjnych i ograniczona zdolność importu.
ad 5. Jak dla mnie była to bezczelna grabież. Jedyny Wieniawa, który miał na tyle honoru i się zabił.
ad 6. Osobiście staram się walczyć z kultem powstańczym możliwie dużą ilością argumentów merytorycznych, niestety po głębszym zastanowieniu muszę przyznać rację, że jest w tym wiele z religii politycznej.

Ciekawy tekst. Parę tez dodatkowych:

1. II Rzeczpospolita Sanacyjna była państwem religii politycznej. Religii obowiązkowej dla wszystkich Polaków. Bogiem w tej religii była Ojczyzna, postawą religijną patriotyzm, najwyższymi kapłanami i przedstawicielami boga byli urzędnicy sanacyjni. Z rzeczy właściwej i cennej jaka jest patriotyzm, zrobiono rzecz ciemną i obłudną jaką stał się patriotyzm w wydaniu Sanacyjnym.

2. W 1939 roku istniała nierównowaga sił. Jednak popełniono liczbę błędów taktycznych niemal równa liczbie błędów w przygotowaniu. Po prostu błędnie prowadzono kampanię obronna marnując nawet to co posiadano. Wszystko bowiem miał załatwić honor i poświęcenie.

3. Francja i Anglia wiedziały o pakcie Ribbentrop Mołotow i o tajnym załączniku i... nie powiedziały Polsce. Teraz pytanie: dlaczego i po co?

4. W 1939 roku Polska posiadał rezerwy walutowe. Nie pamietam. Wydaje mi się, że po ówczesnych cenach to była wartość kompletnego wyposażenia dwóch najnowocześniejszych dywizji pancernych. Warto byłoby sprawdzić.

5. W okresie międzywojennym społeczeństwo polskie prowadziło zbiórki na wojsko i na uzbrojenie. Ludzie oddawali złote pamiątki rodowe itp. Jak w kontekście informacji w artykule, w kontekście nie rozdysponowania posiadanych rezerw złota i dewiz przez państwo, wygląda ta akcja i apele do społeczenstwa o poświęcenie i oddawanie datków na armię? Jak wygląda stosunek tego co zebrano wielkim społecznym kosztem do tego co zostało zmarnowane albo nie wydane przez Państwo?

6. Obserwowana rzeczywistość skłania raczej do wniosku, że atmosfera jest "przedpowstaniowa". Okulicki z Monterem i Beckiem znów w nowych przebraniach ludzkich, walą w bęben religijno patriotycznego uniesienia, którego szczytową kuliminacją ma być heroiczna zagłada naszego kraju i społeczeństwa. Co będzie oczywiście najszczytniejszym sukcesem godnym czci, co poprowadzi pozostałych do jego powtórzenia.

Ja bym nie zwalał wszystkiego na rządy sanacyjne, Polska była krajem zacofanym już przed rozbiorami. Nie było przede wszystkim bazy intelektualnej w społeczeństwie, która wymagałaby odpowiedniej jakości rządów, a mniejszości narodowe starały się wszystko sabotować. Moim zdaniem przez te 20 lat zrobiono więcej niż obecnie przez 25 lat. Oczywiście zawsze można udowodnić, że można było więcej. Poza tym na arenie międzynarodowej powszechnie traktowano nas jako kraj tymczasowy, o wysokim ryzyku inwestowania stąd podstawowy problem z kredytami. Aby poprawić naszą wiarygodność i choćby tylko zaistnieć na rynku międzynarodowym dotowaliśmy eksport naszego wegla. Dlatego różowo nie było.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.