Na rok wyborów parlamentarnych i prezydenckich premier Tusk zapowiedział podwyżkę płacy minimalnej oraz pochwalił się optymistycznymi założeniami do budżetu. W 2015 r. PKB ma wzrosnąć o 3,8 %, a inflacja do 2,3 %.
Tymczasem: spodziewana dynamika PKB w 2014 r. wynosi 3 %, a Rada Polityki Pieniężnej ciągle nie może podwyższyć inflacji z obecnych 0,3 % (kwiecień). Niższy nominalny wzrost dochodów (PKB to suma dochodów w ciągu roku) to niższe dochody budżetu. Wydatki rząd planuje z rozmachem pod wybory. Skutek – wzrost deficytu i długu publicznego.
To stary numer z czasów Rostowskiego. Na papierze niski deficyt (co by Bruksela nie gadała). W realizacji dupa blada. A po wyborach kolejna podwyżka podatków, bo przecież wicie rozumicie deficyt sam sobie wzrósł.
Brak nadziei na przełomowe zmiany powoduje, że nie głosujemy. Szczerze mówiąc, sam nie głosując, jako obywatel odczuwam z tego powodu dyskomfort. Dlatego z przyjaciółmi z mPolski wdrażamy pomysł jak przełamać polityczny klincz. Pierwszy krok – zaskarżyliśmy próg wyborczy.