Rzadko bywa aby fabrykanci cukierków i czekolady rzucali się w wir wielkiej polityki, więc warto pomyśleć kto pana Poroszenko w ten wir wrzucił.
Tak się ładnie historycznie składa, że dekadę temu w wir wielkiej polityki w Iraku został wrzucony mieszkający w Londynie iracki biznesmen Ahmed Chalabi. Chalabi założył na początku lat 90-tych tzw. "Iraqi National Congress" (INC), który uzyskał finansowanie CIA (około 8 milionów $ rocznie). W sumie przez lata grupa Chalabiego otrzymała około 90 milionów $.
Kiedy plany inwazji Iraku były gotowe, Chalabi został przerzucony na północną granicę Iraku i wkroczył dumnie do swojej ojczyzny. W planach doradców Busha Seniora Ahmed Chalabi miał być przyszłym prezydentem Iraku.
Niestety towarzystwo pokłóciło się w drodze i ta sama ręka która usadziła wysoko Chalabiego na początku lat 90-tych zmiotła go w niebyt wiosną 2004 roku. Chalabiego oskarżono w współpracę z Irańczykami, co w naszych czasach oznacza śmierć polityczną.
Warto tutaj zaznaczyć (informacja ekskluzywna), że klan Chalabiego miał ścisłe kontakty z dniepropetrowskim klanem złodzieja oligarchy Ihora Kolomoyskiego a waszyngtońscy lobbyści którzy pracowali wcześniej dla Chalabiego kręcili się już 10 lat temu wokół Ihora Kolomoyskiego i Wiktora Pinczuka (kasjera naszego Aleksandra (Saszy) Kwaśniewskiego). Mały świat.
Co tam Poroszenko zainkasował na majdańskiej rewolucji (puczu) to jego, ale mamy nadzieję, że nie będzie kombinował teraz geszeftów na własną rękę, inaczej zostanie oskarżony o współpracę nie tyle z Irańczykami co z Władimirem Putinem, co w naszych czasach oznacza taką samą śmierć polityczną.
Powtórka z rozrywki czyli Poroszenko w Kijowie i Chalabi w Bagdadzie