Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

10 lat Polski w Unii Europejskiej

W jubileusz 10-lecia członkostwa Polski w Unii Europejskiej warto podsumować pierwszą dekadę pod względem gospodarczym ale i politycznym i zastanowić się, czy naprawdę było warto.

10 lat Polski w Unii Europejskiej
Zacznijmy od kilku statystyk związanych z opinią Polaków wobec UE, a potem przejdę do statystyk związanych z parametrami gospodarczymi w Polsce od 2004 roku. W 2003 roku przy referendum akcesyjnym przy frekwencji 58% (czyli 8% więcej od granicy, przy której referendum uznawano za wiążące) Polacy opowiedzieli się 77% za i 23% przeciw.  Długa kampania  przed referendum akcesyjnym nie była wyrównana, bowiem środowiska przychylne akcesji miały poparcie - także finansowe - ówczesnego rządu, który wprowadził Polskę do Unii, podczas gdy przeciwnicy musieli zdać się na własne środki finansowe.
Śmiem twierdzić, że wśród tych 77% ludzi ponad połowa chciała przystąpienia Polski do Wspólnoty, dlatego, że chcieli mieć pełną możliwość podróżowania na terenie UE oraz możliwość pracy, w jakim kraju chcą (np. Wielka Brytania i Irlandia) bez zezwoleń ze strony rządów państw członkowskich.
Polacy wykazują się kompletną niewiedzą, jeżeli chodzi o podstawowe wiadomości o Unii Europejskiej. Pomimo faktu, iż 89% wg ostatniego sondażu CBOSu popiera członkostwo w Unii Europejskiej, aż 74% jest przeciwnych przyjęciu wspólnej waluty unijnej, chociaż zobowiązali się do tego w referendum akcesyjnym na szczęście bez określonej daty.
Około 70% ankietowanych nie potrafi wymienić ani jednego europosła, ani poprawnie opisać procesu wyboru europosłów (padają odpowiedzi typu "wybiera ich premier", "wybiera ich sejm", czasem padnie odpowiedź, że wybieramy ich w powszechnych wyborach co jest prawdą).
Pamiętajmy też, że 89-procentowe poparcie dla członkostwa w Unii Europejskiej, o którym dowiedzieliśmy się z rządowej sondażowni nie oznacza całkowitego poparcia dla powstania Stanów Zjednoczonych Europy, ani czegoś na wzór Bloku Wschodniego. Według jednego z sondaży takie rozwiązanie popiera tylko 17% Polaków (prawdopodobnie lwia część elektoratu Ruchu Palikota i niewielka część Platformy Obywatelskiej), 24% popiera zwiększenie władzy UE, 16% utrzymanie kompetencji UE na obecnym poziomie, 34% uważa, że Bruksela powinna ograniczyć swoją ingerencję w państwa członkowskie i 11% jest za całkowitym wyjściem z Unii.
Ubolewam nad faktem, że przez 10 lat nie było ani jednego badania opinii publicznej na temat działalności Komisji Europejskiej, ale nawet gdyby była, to większość Polaków zastanawiałaby się, czym się ona zajmuje i kto jest jej szefem (pełni rolę organu wykonawczego w UE oraz projektuje ustawy, jej szefem jest obecnie Józef Emmanuel Barroso - red.)
Faktem jest, że przez te 10 lat zrobiono wiele. Warszawa jako jedna z ostatnich stolic europejskich uzyskała wreszcie połączenie autostradowe, w tym przypadku z Łodzią i Poznaniem. Wiele miasteczek powiatowych, często sierot po dawnym podziale administracyjnym opartym na 49 województwach odzyskało swój dawny blask, zaczęto budowę drugiej linii metra w stolicy, doposaża się szpitale i uczelnie. Jednak temu wszystkiemu towarzyszy ogromny wzrost długu publicznego, ponieważ Unia nie finansuje wszystkich, często nietrafionych projektów w całości. Polska i jej władze samorządowe często muszą uciekać się do zaciągania długów celem uzupełnienia ich unijnymi dotacjami, które idą np. na remont tego samego odcinka torów tramwajowych dwa razy w ciągu 8 lat, co jest przykładem z mojego podwórka (red.) Zwiększaniu dotacji towarzyszy także zwiększanie się administracji rządowej i samorządowej, która przy powszechnej komputeryzacji powinna się kurczyć.
Nie popadajmy też w zbytni euroentuzjazm, który lepiej nazwać eurofanatyzmem polegający na przekonaniu, że bez Unii Europejskiej Polska byłaby na takim samym poziomie cywilizacyjnym i infrastrukturalnym jak w 2004 roku w chwili akcesji. Oprócz takich potęg gospodarczych, jak Chiny, Indie, czy Brazylia na które często powołuje się czołowy polski eurosceptyk p. Janusz Korwin-Mikke argumentując, że budują drogi bez ani centa dotacji warto spojrzeć na Chorwację, która wstąpiła do Unii 1 lipca ub. roku. W chwili wstąpienia Chorwaci mieli 1500 km autostrad (których większą część wybudowano po wojnie jugosławiańskiej), czyli prawie tyle samo co Polska w tym samym roku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż Chorwacja jest powierzchnią 5 razy mniejsza od Polski. Proszę uwierzyć, że dobro i rozwój Polski zależy w głównej mierze od niej samej i ten, kto uważa się za patriotę, nie pozwoli na robienie z kraju republiki bananowej. Pieniądze z UE kiedyś się skończą i w końcu zaczniemy dopłacać do budżetu UE po wejściu takich państw jak Serbia czy Ukraina. Wszystkie zapomogi unijne staną się mocą wsteczną kredytami, ponieważ dotacja z definicji jest datkiem bezzwrotnym. Do dotacji trzeba też dodać coroczną składkę wynoszącą około 15 mld rocznie. Słuchając dziś w radiu p. Leszka Millera ucieszyłem się, że chciał oszczędzać na składkach unijnych wprowadzając Polskę do Unii dopiero 1 maja, a nie 1 stycznia po to, aby zapłacić niższą składkę. Po takim drobnym fakcie nasuwa się wniosek, iż już na samym starcie rządzący uznali członkostwo w UE za nie do końca korzystne dla kraju. Uważam, że wzorem Margaret Thatcher w 1984 roku rząd powinien wynegocjować rabat polski, czyli obniżenie składki unijnej.
Przez całe 10 lat członkostwa w UE zasypani zostaliśmy masą zobowiązań w postaci rygorystycznych euroregulacji, o których mało się mówi w mediach. Spośród nich warto wymienić ustawowe górne limity produkcji rolnej, limity emisji CO2, od których nasz rząd próbuje się uchylać i tu dla niego plus; dolną granicę podstawowej stawki podatku VAT w wysokości 15%; stawki ulgowe też zostały podwyższone np. na książki; radykalne ograniczenie możliwości produkcji wędlin, które zawierają szkodliwe substancje, a rząd dbający o lud przecież nie może się temu tak obojętnie przyglądać; coroczna podwyżka akcyzy na papierosy, co służy spadkowi wpływów do budżetu; wysoka akcyza na benzynę i energię elektryczną pochodzącą z tradycyjnych źródeł, przez którą płacimy za prąd kilka razy więcej niż w USA; regulacja cen np. roamingu, takich praktyk nie powstydziliby się przedstawiciele rządów państw Bloku Wschodniego;  ingerencja organów UE w system socjalny i pracowniczy, związki zawodowe chcą to wykorzystać i zaskarżyły już Polskę do Komisji Europejskiej; dyrektywy tytoniowe radykalnie ograniczające naszą wolność oraz liczne regulacje dotyczące małych i średnich biznesów, które można jeszcze długo wymieniać.
Przez ostanie 10 lat wyjechało ponad 2 mln emigrantów. Głównie na Wyspy Brytyjskie, ale też do Holandii, Belgii i Szwecji. Nie należy na tym polu zbytnio chwalić Unii Europejskiej, bowiem wolność podróżowania i pracy może być gwarantowana przez państwa spoza UE np. Szwajcarii, która dziś otworzyła rynek pracy dla mieszkańców nowych państw UE poza Bułgarią i Rumunią. Nie należy też obwiniać Unii Europejskiej, że to ona zmusiła ludzi do emigracji. Należy obwiniać polski rząd, który nie chce brać przykładu z rozwiązań prawnych Wielkiej Brytanii, czy Irlandii w których prowadzenie firmy jest znacznie prostsze, a podatki są statystycznie niższe niż w Polsce (kwota wolna od podatku w UK wynosi 10 000 funtów rocznie).
Według obszernego artykułu p. Tomasza Cukiernika z czerwca 2013 roku od 2004 do 2013 roku ceny gazu wzrosły o 121%, cena prądu średnio o połowę (w Warszawie najwięcej, 73%), ceny wody i odprowadzania ścieków wzrosły podobnie, 50%, średnia pensja po uwzględnieniu inflacji wzrosła w ciągu 9 lat zaledwie 18%. Pan Cukiernik w swoim artykule pisze: "W 2004 r. za średnią pensję brutto można było kupić 1990 m sześc. gazu ziemnego (wraz z przesyłem), a w 2013 r. – w wyniku podwyżek – już tylko 1386 m sześc. Podobnie w 2004 r. za średnią krajową pensję w Warszawie można było kupić 5723 kWh energii elektrycznej (wraz z przesyłem), a w 2013 r. – już tylko 5103 kWh. W roku przystąpienia do UE za średnią płacę krajową Polak mógł kupić 818 litrów oleju napędowego, a w 2013 r. – tylko 663 litry tego paliwa. W 2004 r. za średnie wynagrodzenie można było nabyć 1761 bochenków chleba, 1761 litrów mleka, 208 kg wołowiny lub 1205 kg cukru, a dzisiaj już tylko 1531 bochenków chleba, 1354 litry mleka, 134 kg wołowiny lub 927 kg cukru. Jeśli chodzi o papierosy, to w 2004 r. za średnią pensję można było kupić 498 paczek, a teraz – 304. Jednym słowem – biedniejemy. Według najnowszych badań GUS 6,7 proc. polskiego społeczeństwa żyje w skrajnej biedzie, a 16–17 proc. w umiarkowanym ubóstwie. Z kolei z majowego sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej wynika, że 71 proc. Polaków uważa, iż sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku. I nie ma się co spodziewać, że nastąpi w tym zakresie jakiś przełom. "
Warto też wspomnieć o ratyfikowanym po 5 latach od członkostwa przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Traktacie Lizbońskim, który znacznie ograniczył suwerenność krajów członkowskich. Jednym z jego założeń jest odejście od zasady jednomyślności w zamian za zasadę podwójnej większości, czyli zgody 55% państw członkowskich, w których mieszka 65% państw Unii.
O jakiej Unii Europejskiej marzę? Marzę o Unii, która nie ingeruje w systemy podatkowe, socjalne, karne, edukacyjne i biurokratyczne państw członkowskich, ale przede wszystkim nie ingeruje w prywatne sprawy ludzi. Marzę o Unii, która realizuje zasady, dla których powstała. Zasady trzech podstawowych wolności: handlu, podróży i działalności gospodarczej. Wzywam wyborców do poparcia partii sprzeciwiających się koncepcji Stanów Zjednoczonych Europy, a popierających Europę wolnych suwerennych ojczyzn.
Data:
Kategoria: Polska
Tagi: #unia #europejska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.