Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Chiny, przede wszystkim tradycja

Jest jedyna różnica jaką można zauważyć, porównując to państwo z innymi. Sądzę że nie popełniam błędu twierdząc, że zarówno przyjęcie przez Mao ideologii marksistowskiej, jak i wzniecona przez niego tzw. „rewolucja kulturalna” w bardzo ograniczonym zakresie zmieniła tak Chiny, jak i Chińczyków.

Chiny, przede wszystkim tradycja

Sposób myślenia i zasady postępowania pozostały nadal te same. Kraj funkcjonuje praktycznie tak samo jak wcześniej. Paradoksalnie, romans Mao z marksizmem umocnił w Chińczykach poczucie wyższości kultury chińskiej nad europejską. Różnica jaka, zdecydowała o tym, że w Rosji komunizm zbankrutował, a w Chinach przynajmniej w teorii, ma się całkiem dobrze (oficjalnie Chiny nadal są państwem komunistycznym) to fakt, że Rosjanie dostosowywali własny naród i jego kulturę do ideologii, a Chińczycy wprost przeciwnie.

Druga różnica, to stosunek do otaczających narodów i sformułowanie celu głównego. Jak pamiętamy komuniści rosyjscy twierdzili, że są internacjonalistami. W Związku Radzieckim pojawiła się nawet nowa narodowość – człowiek sowiecki, jako odpowiedź na nacjonalizmy hamujące "postęp". Celem było, aby jak w sowieckim hymnie, związek nasz bratni opanował cały świat. W Chinach nic podobnego nie miało miejsca, na każdym kroku podkreślano, że wszystkie działania mają na celu wielkość Chin. Nikt nie twierdził, ani nie twierdzi, że celem jest światowa ekspansja. Chodzi o Chiny i kropka.

Dla przykładu do dzisiejszego dnia wśród Chińczyków funkcjonuje idiom: „wszyscy jesteśmy Chińczykami”. Z reguły używany jest na zakończenie dyskusji. Po co oni to mówią? Czyżby jednak mieli ochotę na opanowanie reszty kuli ziemskiej? Nie, powiedzenie to odnosi się do relacji wewnątrz grupy, czy też społeczności ograniczonej ramami chińskiego społeczeństwa. Jest to swojego rodzaju deklaracja, moment, w którym kończą się różnice zdań, a zaczyna jedność poglądów obecnych i podejmowane jest jakby zobowiązanie do jednomyślnego działania w zakresie, który został podczas danej dyskusji ustalony. Na marginesie mówiąc, ktoś komu zechciałoby się postąpić inaczej, niż zostało ustalone, naraża się na ostracyzm powodujący nawet wykluczenie z grupy.

Dodatkowo rozpowszechnia się wśród całej społeczności opinia że delikwent „stracił twarz”. Taka „przyjemność” jest dla Chińczyka chyba najgorszą rzeczą jaka może mu się w życiu przytrafić. Chińczyk, woli stracić życie niż „twarz”. „Strata twarzy” przypomina znaną z naszej historii infamię, lecz jest o wiele bardziej restrykcyjna wobec delikwenta. W kulturach Dalekiego Wschodu podobna zasada jest normą, wystarczy wspomnieć japońskich samurajów lub wojowników mongolskich. W przeciwieństwie do Europy, w Chinach wykluczenie jednostki łamiącej społeczne normy nie zanikło. Jak najskuteczniej powstrzymać Chińczyka przed podjęciem jakiegoś działania? Trzeba wytłumaczyć mu, że naraża na szwank „dobre imię Chin”. Tu wyraźnie widać różnicę w mentalności. Dla  Chińczyka odwołanie się do interesu grupy, ma większą wagę niż interes jednostki, nawet jeśli chodzi w danym wypadku o własną osobę. Nie jest to oczywiście uniwersalne zaklęcie, pamiętać należy o argumentach, ponieważ może mieć miejsce zdarzenie, które jest dla Chińczyka całkowicie niezrozumiałe. Więcej, w jego ocenie to właśnie postępując w sugerowany mu sposób wychodzi na przysłowiowego głupka.

Dobrze to ilustruje stosunek do oszustwa. Samo oszukiwanie nie jest w Chinach traktowane jednoznacznie źle! Wszystko jest w porządku gdy rzecz się nie wyda, gdy zaś wyda, no to mówiąc ogólnie na szacunek się nie zasługuje. Co ciekawe pechowy oszust nie jest oceniany negatywnie z powodu oszustwa, tylko z powodu własnej nieudolności w oszukiwaniu. Nie oznacza to ,że oszustwo nie jest karane, oczywiście jest i winowajca konsekwencje na pewno poniesie. A co z ofiarą oszustwa? Też mamy do czynienia z dwiema sytuacjami, w pierwszej gdy oszust zostanie „złapany” i w drugiej gdy mu się uda oszukać. Pierwsza kończy się podobnie jak w Europie, to znaczy oszust ponosi karę i jest zmuszony do naprawienia szkody. Druga jest kompletnym zaskoczeniem dla Europejczyka. Proszę sobie wyobrazić, że pogardą i ośmieszeniem jest dotknięta ofiara oszusta. Ogólna opinia w takim przypadku wyraża się stwierdzeniem: „jesteś tak głupi, że dałeś się oszukać”. Dlatego Chińczyk, który pozwolił się oszukać, raczej na pewno nie przyzna się do tego że padł ofiarą takiego czynu. To właśnie jest źródłem mitu o niechęci Chińczyków do współpracy z policją. Oszukany Chińczyk po prostu się wstydzi, a upublicznienie faktu, że padł ofiarą oszustwa przyniesie mu w jego środowisku więcej szkód niż strata wynikła z przestępstwa. Dlatego woli rzecz zachować w tajemnicy. Co wcale nie znaczy, że zapomni i nie będzie poszukiwał okazji do rewanżu.

"Pamięć” o postępkach wobec siebie i swoich bliskich może trwać nawet kilkaset lat, słynne sycylijskie vendetty to przysłowiowy pikuś. Porównanie tych zjawisk jest nieco ryzykowne, ponieważ mechanizm praktykowania „zemsty rodowej” w Europie jest inny. W Chinach powód zemsty nie ulega zapomnieniu, przyczyna nawet jeśli powstała wspomniane kilkaset lat wstecz, jest dokładnie pamiętana przez kolejne pokolenia „mścicieli”, a w Europie najczęściej ulega zapomnieniu. Skutkuje to kolejnymi „odsłonami vendetty”. Nikt nie pamięta pierwotnej przyczyny, raczej zemstę powoduje „ostatni” czyn adwersarza. Paradoksalnie to w Chinach łatwiej taki pokoleniowy konflikt zakończyć w inny sposób, niż całkowita eliminacja przeciwnika i jego rodu. 

Skoro już jesteśmy przy rodzinach, to należy pamiętać, że w Chinach rodzina to o wiele szersze pojęcie niż u nas. Generalnie tam obowiązuje zasada: "skoro mamy wspólnego przodka to jesteśmy rodziną". Niby u nas jest tak samo, lecz jak zwykle „diabeł tkwi w szczegółach”. Tam ten wspólny przodek mógł się przydarzyć nawet dwieście lat wcześniej. U nas praktycznie pokrewieństwo w trzecim pokoleniu nie ma większych konsekwencji, oczywiście gdy dany krewny nie jest akurat miliarderem lub ministrem w aktualnym rządzie. Więcej na ten temat mogliby powiedzieć członkowie Platformy Obywatelskiej lub PSL. Tekst w założeniu jest o Chinach, więc jak to tam w PO i PSL bywa to w tym momencie nie będę komentował. Specyfika chińska polega na tym, że stopień pokrewieństwa jest precyzyjnie określany. U nas taka precyzja jest w zaniku, wystarczy zwrócić uwagę na powolne zatarcie się różnic pomiędzy określeniem stryj i wuj. W Chinach żona nie przyjmuje nazwiska męża, więcej w przypadku rozwodu dzieci zwyczajowo pozostają przy ojcu.  Nie oznacza to, że relacje pomiędzy dziadkami ze strony matki, a wnukami nie istnieją lub są gorsze jakościowo w porównaniu z wnukami ze strony ojca. Jak się wydaje chodzi tu o kwestie dziedziczenia i obowiązku opieki nad rodzicami. Obowiązek w pierwszej kolejności spoczywa na synu, co pośrednio tłumaczy dominującą w Chinach chęć posiadania męskiego potomka.

Data:
Kategoria: Świat
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.