Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Operacja Tapir.

Jestem ciekaw ile takich operacji ma miejsce na co dzień.

Operacja Tapir.
Major Wakunin przykucnął w zaroślach. Był zmęczony, głody, mokry, był zły.
- Je..a Tw.a Mać. Jak sam czegoś nie zrobisz, nigdy nie jest zrobione porządnie. - mamrotał pod nosem. Alkohol jeszcze nie wyparował z głowy. Ostatnie 3 dni, te które miały być najważniejszymi w jego karierze zawodowej okazały się być kompletną porażką. W tej chwili, powodzenie całej operacji zależało tylko od niego. Przystawił lunetę karabinu do oka. Zbliżały się. Dwa cele. Wyczekał moment, przekalkulował odległość i przyłożył się do strzału. Nacisnął spust. Chybił.

70 godzin wcześniej.

W budynku dowództwa wrzało. Nie było to jednak standardowe wrzenie jak przed przyjazdem kogoś z centrali, czy przy kolejnej przemianie kadrowej. Tym razem wrzało na prawdę. Puste korytarze, brak kolejki przy automacie z kawą, pusta popielniczka. Skierował się wprost do pokoju dowódcy. Natasza z komunikacji będzie musiała dzisiaj poczekać. Mikołaj Iwanowicz Wakunin był typowym oficerem swojego pokolenia. Do służby trafił jeszcze za Jelcyna. Wojsko było najprostszym sposobem na zapewnienie chleba, a i szacunek dla munduru był w rodzinie duży. Kiedy starego alkoholika zastąpił nowy prezydent i wszystko zaczęło się zmieniać, Wakuninowi pojawiła się w głowie myśl, że jeszcze może coś w życiu osiągnie. Poszedł do szkoły oficerskiej, gdzie wpojono mu myśl, że Rosja jeszcze będzie wielka i to on będzie miał w tym swój udział. Gorliwość i dobre wyniki sprawiły, że po skończonych studiach skierowano go wprost do wojsk specjalnych. Teraz, 10 lat później, za tym korytarzem czekała jego szansa. Na Ukrainie wrzało, większość jego kolegów oficerów już dostała przydziały. Część wyjechała przygotować grunt pod ewentualne operacje, część skierowano do jednostek, na manewry. Teraz przyszły rozkazy i dla niego. Zapukał do pokoju dowódcy. Po krótkim - Wejść - otworzył drzwi.

Generał Kurczynow palił papierosa rozmawiając przez telefon. Ubrany w mundur, lekko przy kości, mężczyzna koło 60ki, nosił bokobrody. Swoim wyglądem przypominał carskiego oficera, któremu ktoś podrzucił na biurko laptopa i dał komórkę. Wejście do pokoju oficera stanowiło świetny powód by zakończyć i tak już przedłużającą się rozmowę z żoną. Po krótkich słowach pożegnania spojrzał na aparat i po jeszcze krótszych poszukiwaniach odpowiedniego przycisku zakończył połączenie.
- Usiądźcie majorze Wakunin. - wskazał ręką fotel naprzeciw biurka. - Mamy dla Was misję. Za dwadzieścia dwie godziny ruszacie z Operacją Tapir.
- Tak jest panie generale. - Mikołaj rozsiadł się w fotelu. Wiedział kiedy generał ma dobry humor i oficer może sobie pozwolić na więcej. Wyciągnął papierosy z kieszeni i zapalił.
- Jutro przed południem Twój oddział stawi się w magazynie ósmym. Tutaj jest teczka ze szczegółami operacji. Nie muszę chyba mówić, że cała operacja objęta jest najwyższą klauzulą poufności.- Generał podsunął majorowi teczkę uśmiechając się porozumiewawczo.
- Ukraina? - zapytał Wakunin.
- Nie, Polska. - odparł generał.

Konwój samochodów wjechał na główną drogę w Durovie koło Safonowa. Dwie ciężarówki i cztery samochody obstawy kierowało się na zachód. Ubrani po cywilnemu, z bronią pochowaną pod siedzeniami, żołnierze z oddziału majora Wakunina wyglądali jak typowa ruska gangsterka. Ciężarówki które obstawiali niczym nie różniły się od tego typu samochodów należących do jednej ze znanych, międzynarodowych firm spedycyjnych. Major wiedział, że w rzeczywistości były to samochody tej firmy spedycyjnej. Kiedyś w barze spotkał kolegę ze studiów. Popili trochę, on jak na wzorowego oficera przystało podpytał odpowiednio delikwenta i dowiedział się, że tamtego przydzielono do firmy transportowej będącej pod ścisłym nadzorem wywiadu wojskowego. Żołnierze wyczuwali niepokój swojego dowódcy. W samochodach panowała cisza, czase któryś otworzył okno by splunąć, bądź wywietrzyć po fajkach. Dwadzieścia kilometrów przed granicą białoruską konwój zjechał na pobocze. Szesnastu mężczyzn skierowało się na brzeg drogi i jak na komendę opróżniło pęcherze.
- Będzie padać. - szeregowy Tucharinow nie miał żadnych kompleksów. Najmniejszy w drużynie był najbardziej wygadany. Cały oddział popatrzył na niego i jak na komendę spojrzał w niebo. Nawet major złapał się na tym jak bezmyślnie spogląda z zbierające się w promieniach zachodzącego słońca chmury. Wszyscy wsiedli do swoich samochodów i ruszyli w dalszą drogę. Przez granicę przejechali bez problemu. Celnik po okazaniu glejtu puścił cały konwój, a Białorusini nawet nie kwapili się by wyjść ze stróżówek. Jadąc całą noc zrobili jeszcze jeden postój by wymienić kierowców. Nad ranem, gdy zbliżali się do celu zaczęły się kłopoty.

- Panie majorze. Na drodze jest jakaś blokada. - W radiu Wakunina zabrzmiał głos Tucharinowa jadącego w pierwszym samochodzie. - Chyba roboty drogowe, albo wypadek. Jakiś pieprzony milicjant kieruje ruchem. - Jak da się jechać, to się nie zatrzymujemy. - Major uchylił okno i wyjrzał na drogę.
- Panie majorze, kierują na jakiś objazd polną drogą. Może się przebijemy? - Tucharinow bardzo szybko zrozumiał, że jego żart był całkowicie nie na miejscu.
- Jedziemy objazdem, nie wszczynać mi tam burd. Najważniejsze jest bezpieczeństwo transportu. - nuta strachu w głosie Wakunina sprawiła, że żołnierze poczuli się jeszcze bedziej niekomfortowo. Już od samego magazynu w Tupiku zastanawiali się, co za transport mają przewieźć. Chociaż nie znali celu swojej podróży, każdy znał drogę na zachód. Wiedzieli, że nie jadą na Ukrainę, a to oznaczało, że kroi się coś większego. Niepokój oficera w takiej sytuacji oraz jego wręcz chorobliwa troska o transport sprawiły, że żołnierzom do głowy przychodziły rozmaite myśli.

Po kilku kilometrach jazdy boczną drogą dojechali do skrzyżowania. Tutaj niestety nie było już pieprzonego milicjanta, ani nawet znaku drogowego. Dochodząc do wniosku, że kierując się większą z dróg, w stronę drogi głównej szybko znajdą się z powrotem na właściwej trasie ruszyli dalej. Tym większe było ich zdziwienie, gdy po kilkunastu kilometrach droga zwężyła się w lesie, by kawałek dalej skończyć się zamkniętą bramą ośrodka pałacowego, w którym właśnie trwała jakaś impreza. Wakunin wściekły wytoczył się z samochodu. Nie było szans by na niewielkim podjeździe przed bramą samochodom ciężarowym udało się zawrócić. Popatrzył na zegarek. Do spotkania z kontaktem operacyjnym zostały dwie godziny. Skierował się spiesznym krokiem do bramy. Nie widząc nikogo w pobliżu, po sprawdzeniu, że brama faktycznie jest zamknięta zawołał.
- Kapralu Porosznikow. Podejdźcie tu i mnie podsadźcie. Ktoś musi tam wejść i porozmawiać z właścicielami. Może na dziedzińcu uda się te krowy zawrócić.
Major przesadził susem ogrodzenia i skierował się w stronę Pałacu. Na wspomnianym wcześniej dziedzińcu znajdował się kwietnik. Nie zdziwiło specjalnie Wakunina, że obok krokusów i pierwiosnków zakwitał na nim paw. Przypuszczalny sprawca leżał na ławeczce w stanie upojenia alkoholowego. W pałacu wciąż trwała impreza. Słychać było odgłosy muzyki, pokrzykiwania pijanych gości i czuć było zapach weselnego jedzenia. Otworzył drzwi i wszedł do budynku. Pierwszą osobą, zdolną do interakcji, którą napotkał była jedna z kelnerek obsługujących imprezę. Niedopięte guziki, zsunięta lekko rajstopa i czerwone rumieńce na twarzy świadczyły dość jednoznacznie o tym, że impreza weszła już w fazę, w której obsługa pije równo z gośćmi. Pije i zapewne robi wiele więcej. Dziewczyna bowiem skupiła się na liczeniu banknotów dolarowych, które najprawdopodobniej otrzymała od jednego z wdzięcznych za umilanie czasu gości.
- Gdzie znajdę właściciela? - major postanowił załatwić sprawę jak najszybciej. Przy odrobinie szczęścia jeszcze uda się zmieścić w wyznaczonych ramach czasowych.
- Właściciel śpi, ale mogę poprosić jego syna. - Dziewczyna była bardziej niż widokiem nowej twarzy zaskoczona tym, że twarz ta była całkiem trzeźwa. - Proszę usiąść i poczekać chwilę, podać Panu coś do picia?.
- Dziękuję, nie trzeba. Proszę się pospieszyć.

Syn właściciela był równie pijany co reszta gości. Wieść o wizycie obcego człowieka rozeszła się po całej imprezie i w przeciągu kilku minut dookoła Wakunina zaroiło się od podpitych panien i panów mających problemy z zachowaniem równowagi. Zanim major doczekał się rozmowy z synem właściciela zdąrzył trzy razy odmówić kieliszka wódki, dwukrotnie więcej razy odmówić mu się nie udało. Dowiedział się, że trafił na wesele, że przyjdzie mu rozmawiać z ojcem pana młodego. Ten okazał się być barczystym mężczyzną po pięćdziesiątce. Po sposobie poruszania, Wakunin stwierdził, że z pewnością ma do czynienia z byłym wojskowym. Sposób wypowiedzi również to sugerował.
- Biedunow jestem, w czym mogę pomóc? - Głos miał przepity, język plątał się tylko odrobinę. Wielka zmarszczka na czole w połączeniu z rubasznym uśmiechem na twarzy rozmówcy sprawiała, że każdy wyraz padający z jego ust jakby wybrzmiewał całą jego osobą.
- Wstyd przyznać szanowny panie, ale na objeździe się pogubiliśmy i zamiast wrócić na główną trafiliśmy do Pana. - major stwierdził, że w zaistniałej sytuacji szukanie wymówek tylko skomplikuje sprawę. Biedunow wyjrzał przez okno i obrzucił wzrokiem tiry. Zmarszczka na czole jeszcze się pogłębiła.
- A dokąd to tak nocą w tyle samochodów jedziecie? Nie wieziecie tam przypadkiem jakiegoś transportu z wódką? Bo nam się tutaj już zaczęła kończyć. - Do syna właściciela podeszła zadbana kobieta w średnim wieku.
- Oj Panie oficerze, proszę się nie kłopotać pytaniami męża. - wtrąciła się do rozmowy - A wódki mamy dosyć. - Zwróciła się już do męża.
Wakunin poczuł jak oblewają go siódme poty. Ubrany był po cywilnemu, broń miał ukrytą, ale doświadczonej kobiecie mundur nie był potrzebny by poznać żołnierza. Biedunow się uśmiechnął.
- No i przejrzała Pana ta moja hetera. Spokojnie towarzyszu, swój swego zawsze pozna. Ja tylko dzisiaj tak jestem po cywilnemu.
Major rozejrzał się dookoła. Poczuł, że na nogach robi mu się miękko. Teraz zobaczył, że przynajmniej połowa spoglądających na niego gości również odbyła przeszkolenie wojskowe.
- Kogo to tutaj podsyłają mi pod bokiem? - głos Biedunowa obniżył się, nabrał zdecydowania.
- Przykro mi Panie Biedunow, ale to jest tajemnica. - odparł Wakunin.
- A może panie oficerze to mnie szukacie? - Biedunow pochylił się z uśmiechem. - Może to właśnie do mnie wieziecie ten transport.
Dłoń Wakunina powędrowała na kolbę pistoletu. Nie zdążył jednak do niego sięgnąć gdy dwóch osiłków chwyciło go fraki i rozłożyło na ziemię.
- Do mojego gabinetu z nim, a te samochody na dziedziniec wprowadzić. Chłopakom dać odpocząć i wrócić mi zameldować. - major wraz z obejmującym przyciśnięty do ziemi policzek chłodem bijącym z posadzki poczuł, że jak znikają jego marzenia o wielkiej karierze.

Godzinę później już był pijany. Okazało się, że faktycznie Biedunow stanowi jego kontakt operacyjny. Wakunin miał się z nim spotkać w jednym z magazynów w Kransnajej Gorce. Nie chcąc jednak opuszczać wesela syna, dowódca rezydentury okręgu, korzystając z pomocy usłużnych milicjantów skierował majora z transportem wprost do siebie. Po kilku godzinach wszyscy żołnierze byli już pijani. Do wieczora całkowicie integrowali się z imprezą. Potężnie zbudowany kapral wrócił z kelnereczką z jednego z pokoi, szeregowy Tucharinow tańcował z siostrą świadka. Również major nie narzekał na brak rozrywki. Posadzono go między żoną Biedunowa, a jej siostrzenicą studiującą na którymś z niemieckich uniwersytetów. Jak chyba w każdym domu w regionie w tym czasie głównym tematem rozmów była Ukraina.
- Pani szanowna dawno z Berlina przyleciała? - major stwierdził, że nie ma nic przeciwko temu, by ten kontakt operacyjny na trwałę zagościł w jego raportach.
- Mikołaju, mów mi po imieniu. Po to nas sobie przedstawiono. Dwa dni temu. - Uśmiech dziewczyny był szczery, a oczy szukały kontaktu.
- Ciekaw jestem jak na zachodnich uniwersytetach jest odbierana obecna sytuacja polityczna. - Wakunin zdąrzył się już przy stole przekonać, że delikatne podejście do tematu, po takiej ilości alkoholu jest całkowicie nie na miejscu. Dwa miejsca od niego, urzędnik celny z oficerem wywiadu rozważali kwestię mobilizacji i zmasowanego uderzenia celem uzyskania połączenia z Okręgiem Kaliningradzkim. Pan domu tłumaczył panu młodemu, jak w dzisiejszych czasach toczy się wojnę przy użyciu rury z gazem. Dziewczyna wyraźnie miała również wiele do powiedzenia w tej kwestii, gdyż jeszcze zaraz po wejściu na salę Wakunin zobaczył, jak obrzuca wyzwiskami siedzącą po przekątnej kolejną ciotkę gdy ta straszyła sankcjami z Unii Europejskiej.
- Wiele powiedzieć nie mogę. - zaczęła nieśmiało. - Studenci w większości mają to w nosie, ale za to moja koleżanka, której ojciec pracuje w jakimś ministerstwie mówiła, że jego szef, który chodzi na różne spotkania i konferencje, mówił, że ze strony Unii to za wiele obawiać się nie musimy. Mówił, że z Polską jakoś trzeba sobie będzie poradzić, ale ogólnie wszyscy są zgodni o dalszej potrzebie współpracy gospodarczej. - dziewczyna buchnęła potokiem słów. Okazało się, że oprócz koleżanki z ojcem w ministerstwie, w jednej grupie studiuje z córką bankiera i synem prezesa korporacji. W przeciągu kilkunastu minut, Wakunin dowiedział się więcej o realnej polityce niż przez całą służbę w siłach specjalnych. Uroczą konwersację przerwał kobiecy krzyk i straszliwy łomot i pisk za oknem. Major wybiegł na dziedziniec. Paki na samochodach ciężarowych były porozbijane, na ziemi leżał broczący we krwi Tucharinow. Po krótkim rozeznaniu w sytuacji Wakunin dowiedział się, że Tucharinow wyszedł z siostrą świadka na spacer, kiedy z samochodów zaczął dobiegać się huk. Szeregowy podszedł do jednego z pojazdów by sprawdzić co się dzieje, kiedy klapa ciężarówki otworzyła się z łomotem. Chwilę później wybiegły z niej wielkie włochate bestie, które staranowały i zasiekły pechowego bawidamka.

Początkowo żołnierze chcieli wyruszyć od razu. Sam major rozważał takie rozwiązanie, do momentu w którym sierżant, krzyczący najgłośniej o polowaniu na bestie nie zatoczył się i przewrócił na dziedzińcu. Po krótkiej konsultacji z Biedunowem uznał, że razem z przeszkoloną częścią gości wyruszą przed świtem.
- Widzisz synek. I polowanie jak ruski wielmoża będziesz mieć na weselu.- Biedunow był pierwszy gotowy do wyjścia. Tym razem ubrany w typowy myśliwski strój zbierał wszystkich mężczyzn z bronią na dziedzińcu.
- Długiej wyprawy to z tego nie będzie. Do granicy 5 kilometrów, uprzedziłem mojego kolegę z drugiej strony, że pójdzie dzisiaj ekipa przez las, ale przecież nie o to nam chodzi. - Biedunow uśmiechnął się wymownie do Wakunina.

Niecałe dwie godziny później, major Wakunin przeklinał na czym świat stoi. Zapowiadany przez Tucharinowa deszcz wytrzymał dwa dni i zaczął padać zaraz po opuszczeniu pałacu. Po solidnej dawce alkoholu dnia poprzedniego spało mu się tak dobrze, że nie zdąrzył nawet zjeść śniadania. Ogromne ilości kwasów żołądkowych w połączeniu z alkoholem, stworzyły zabójczą dla żołądka mieszankę. Major Wakunin przykucnął w zaroślach. Był zmęczony, głody, mokry, był zły.
- Je..a Tw.a Mać. Jak sam czegoś nie zrobisz, nigdy nie jest zrobione porządnie. - mamrotał pod nosem. Przystawił lunetę karabinu do oka. Zbliżały się. Dwa cele. Wyczekał moment, przekalkulował odległość i przyłożył do strzału. Nacisnął spust. Chybił.

Franek bardzo się ucieszył, kiedy z za granicy zadzwonił do niego stary kumpel z akademii. Jeszcze bardziej ucieszyła go wiadomość o tym, że stadko dzików będzie spędzane na jego ziemie. Kiedy z samego rana, gotowy do wyjścia na pierwsze solidne polowanie od roku dostał informację, że z całego stada do granicy dotarły zaledwie dwie sztuki, z czego jedna to jeszcze warchlak, zasmucił się. Z wielkiego polowania znowu nici. Udał się na ambonę z której widać było lasy białoruskie. Wyczekał swoje. Kiedy dziki wyszły z lasu najpierw strzelił do maciory.

Epilog.

Wakunin siedział w fotelu i czytał gazetę. Sytuacja na Krymie się stabilizowała. Unia Europejska i Stany Zjednoczone straszyły kolejnymi sankcjami. Na drugiej stronie gazety pułkownik znalazł artykuł o epidemii wśród polskich świń. Wyraźnie sugerowano, by nie jeść mięsa pochodzącego z Polski. W trosce o zdrowie Rosjan zaczęto wprowadzać embargo na polską wieprzowinę. Pułkownik Wakunin z uśmiechem na twarzy odłożył gazetę.
Data:
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.