Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Katarynki,

czyli polska publicystyka polityczna.

Katarynki,
Polska to kraj postkolonialny, w którym podatki były niższe za Hitlera, a punkt ciężkości władzy w naszym nieszczęśliwym kraju leży poza konstytucyjnymi organami. Tym jednym zdaniem można streścić prawie całą publicystykę trzech najpopularniejszych publicystów prawicowych w Polsce. Przypuszczam, że w jednym zdaniu można również streścić ogół publicystyki lewicowej, ponieważ jednak nie czytuję jej regularnie, nie potrafię takiego zdania sformułować. Niemniej jednak jestem przekonany, że co uważniejsi czytelnicy lewicowych i centrowych tuzów prasowych poradziliby sobie doskonale z takim zadaniem.

Rafał Ziemkiewicz w tekście http://dorzeczy.pl/urban-factor/ w dość ostrych słowach skrytykował politykę głównych mediów w Polsce, zwracając równocześnie uwagę, że obecny stan rzeczy sprawia, że nie mamy praktycznej możliwości wysłuchać, bądź przeczytać rzetelnej debaty merytorycznej między reprezentantami głównych linii ideologicznych. Co ciekawe, RAZ przedstawił tezę, że powodem zaistniałej sytuacji jest brak wiary w głoszone poglądy przez reprezentantów szeroko pojętej lewicy. Muszę przyznać, że choć w pierwszym momencie słowa Ziemkiewicza wydały mi się rozsądne i poparte racjonalnymi argumentami, po dłuższym przemyśleniu uznałem, że w rzeczywistości przygania kocioł garnkowi. Co prawda muszę przyjąć na wiarę, że faktycznie większość polskich publicystów prawicowych ma nieformalny zakaz występowania w mediach głównego nurtu, podobnie jak na wiarę przyjmuję zapewnienia, że w podsumowaniach tygodnia RAZ toczy dyskusje w kółku wzajemnej adoracji nie dlatego, że tego chce, a z braku chętnych dyskutantów spoza własnego kręgu. Niemniej jednak uważam, że nie są to przyczyny, a w istocie efekty tego co w polskiej publicystyce możemy dostrzec już od wielu lat.

Uczestniczyłem niedawno w spotkaniach z Witoldem Gadowskim i Stanisławem Michalkiewiczem, które odbyły się w Wadowicach. Na spotkanie z Witoldem Gadowskim wybrałem się właściwie przypadkiem. Na spotkanie z Michalkiewiczem czekałem natomiast z niecierpliwością. Tym bardziej zawiodłem się na przebiegu tego spotkania. Podczas gdy spotkanie z Witoldem Gadowskim odbyło się pod pretekstem promocji jego nowej książki beletrystycznej, Michalkiewicz przyjechał by mówić o swoim standardowym temacie antypolonizmu. Witolda miałem okazję poznać osobiście na konferencji blogerów zorganizowanej przez Andrzeja Madeja w Krakowie. Przyznam szczerze, że wcześniej nie czytywałem jego twórczości. Tak czy inaczej, podczas gdy na spotkaniu z Witoldem Gadowskim z przyjemnością wysiedziałem do samego końca, zadając nawet pytanie dotyczące jego opinii na temat roli światowej finansjery w kontroli służb rosyjskich, na spotkaniu z Michalkiewiczem prawie zasnąłem, opuszczając je zaraz po wykładzie. Nie wynikało to z tego, że bliżej mi do poglądów Gadowskiego niż Michalkiewicza. Z całym szacunkiem dla Stanisława Michalkiewicza, słuchałem i czytałem go już tak wiele razy, że kiedy po raz kolejny wypowiadał swoje zdanie na temat roszczeń diaspory względem naszego kraju, kiedy po raz kolejny przytaczał dobrze mi już znane jego opinie, zwyczajnie mnie to nudziło. Nie piszę tego by zniechęcać ludzi do uczestnictwa w tego typu spotkaniach. Nie piszę tego by obrzydzić komukolwiek jego publicystykę. Chcę po prostu zwrócić uwagę, że słuchanie katarynek może się zwyczajnie znudzić. Podczas gdy Stanisław Michalkiewicz powtarzał to, co już wielokrotnie było mi dane usłyszeć Witold Gadowski podszedł do spotkania w całkowicie odmienny sposób. Co ciekawe, nie wypowiadał się praktycznie w ogóle na temat swojej nowej książki, choć teoretycznie to ona była pretekstem zorganizowania spotkania. W swoich wypowiedziach skupił się na tematach bieżących. Przyjął założenie, że ogół jego poglądów jest powszechnie znany, w związku z czym w jego słowach były co najwyżej odniesienia do tego, co możemy zazwyczaj przeczytać w jego publicystyce.

Wróćmy jednak do Rafała Ziemkiewicza (trzeciego z publicystów uwzględnionych w rozpoczynającym powyższy tekst zdaniu pominę milczeniem). Był czas, że również i jego twórczość czytałem z dużym zainteresowaniem, a filmiki z jego udziałem, zamieszczone w internecie śledziłem na bieżąco. Kiedy jednak po raz kolejny rozmowa na tematy bieżące przekształciła się w krytykę państwa postkolonialnego, a wiodącym żartem okazało się stwierdzenie, że "Donald się wściekł" RAZ na dłuższy czas wypadł z mojego kręgu zainteresowania. Ile razy można słuchać tych samych osób, mówiących to samo? Oczywiście ktoś może rzec, że w istocie taki stan rzeczy świadczy o stałości poglądów. Niemniej jednak stałość poglądów nie powinna oznaczać totalnej stagnacji intelektualnej, a niestety takie zjawisko coraz częściej możemy zaobserwować w polskiej publicystyce politycznej. Zupełnie jakby odcinanie kuponów z własnej popularności uniemożliwiało poszerzanie własnej wiedzy. Jakby pisanie tekstów wykluczało czytanie nowych pozycji, czy też poszukiwanie nowych treści, które pozwolą wzbogacić prezentowane poglądy o kolejne źródła, dodatkowo je uzasadniające. W takiej sytuacji nie może nikogo dziwić, że zarówno w prasie, jak i w telewizji nie obserwujemy już konfrontacji poglądów. Co z tego, że do TVN zaproszą do programu Ziemkiewicza czy Warzechę jeśli ich konfrontacja z reprezentantami poglądów lewicowych będzie wyglądać dokładnie tak samo jak to miało miejsce 5 czy 10 lat temu kiedy takie programy mogliśmy jeszcze zobaczyć. Co z tego, że naczelni publicyści z obu stron barykady wezmą się za łby, jeśli równie dobrze można by puścić powtórkę programu nagranego przed kilku laty.

Mimo wszystko można krytykować podejście mediów głównego nurtu do debaty publicznej. Nie zmienia to jednak faktu, że równie ostro można skrytykować metodę działania TV Republika, czy innych prawicowych środków przekazu. Niedawno opublikowana książka pod tytułem "Resortowe dzieci" stawia tezę, że gro polskiej sceny medialnej jest okupowane przez spadkobierców minionego systemu. W różnych tekstach skierowanych przeciwko obecnym elitom powtarza się jak mantra oskarżenie o zabetonowanie sceny medialnej i politycznej w Polsce. Niestety, gdy ktokolwiek spróbuje w sposób bezstronny spojrzeć na tę sytuację zobaczy, że rzecz nie dotyczy jedynie mediów głównego nurtu. Czy w mediach prawicowych możemy zobaczyć nowe twarze? Czy jeśli takie się pojawiają to w rzeczywistości nie są one spowinowacone z już popularnymi tuzami tych mediów? Czy cokolwiek stoi na przeszkodzie, by do Saloniku Politycznego zaprosić osoby, które dotychczas nie zyskały wielkiej popularności? Jestem przekonany, że wśród młodych publicystów, zarówno lewicowych jak i prawicowych, którzy dotychczas publikowali w internecie, czy gazetach lokalnych znalazłoby się wielu takich, którzy przed kamerami nie tylko wnieśliby powiew świeżości, ale również pozwolili widzom zobaczyć, że poza głównym nurtem medialnym toczy się znacznie ciekawsza debata niż ta, którą na co dzień oglądamy w telewizji.

Niestety by było to możliwe decydenci mediów musieliby wykazać się nie tylko odwagą. Po pierwsze musieliby zaakceptować możliwość, że nie posiadają monopolu na prawdę. Co więcej, musieliby także interesować się tym, co dzieje się sieci. Nie mogą przecież oczekiwać, że przy obecnym kształcie mediów w Polsce, jakikolwiek człowiek spoza światka sam się do nich zgłosi. Oczywiście zapewne tacy również się zdarzają. Przypuszczam jednak, że w większości przypadków, nie są to Ci, którzy faktycznie mają coś do powiedzenia, ale osoby naiwnie wierzące w to, że media prawicowe różnią się od lewicowych tym, że są otwarte na oddolne ruchy społeczne. Pisząc na ten temat koniecznie muszę zwrócić uwagę na casus Uważam Rze i osoby Grzegorza Hajdarowicza. Pominąwszy kwestie oceny moralnej przemian, które nastąpiły w tym czasopiśmie, trzeba zwrócić uwagę, że Hajdarowicz, w odróżnieniu do innych mediów, po mianowaniu Jana Pińskiego redaktorem naczelnym i odejściu starej redakcji nie stawiał oporu przed publikacją tekstów osób, które dotychczas nie były znane szerszej publice. Oczywiście można domniemywać o przyczynach takiego stanu rzeczy, można przypuszczać, że działanie to miało nie tylko na celu ocalenie gazety przed upadkiem związanym z brakiem chętnych do publikacji zgodnej z ogólną linią czasopisma, ale również stworzeniu wrażenia, że Uważam Rze jest czasopismem niezależnym. Chociaż gwałtowny spadek poczytności tej gazety dla wielu decydentów w światku mediów w Polsce może sugerować, że publicyści niezależni są zwyczajnie słabsi od tych okupujących pierwsze strony innych pism, trzeba jednak pamiętać o nagonce na Hajdarowicza i Uważam Rze. Śmiem przypuszczać, że całą sprawę wykorzystano do tego, by "udowodnić" społeczeństwu, że "prawdziwi publicyści" w Polsce już pisują do poważnych gazet, a poza głównym nurtem nie ma nic ciekawego.

Polska scena medialna jest zabetonowana z każdej ze stron. Po kraju jeżdżą katarynki, na okrągło powtarzające te same slogany, w żaden sposób nie zmieniające obrazu debaty publicznej w Polsce. Katarynki nawijają wciąż to samo, do tych samych osób, już przekonanych do danego zestawu poglądów. Co więcej, jak przystało na katarynki, nie tylko grają wciąż te same numery ale grają je w taki sam sposób. Nie ma co się dziwić, że w efekcie nie zyskują nowych fanów. Katarynki w odróżnieniu do muzyków nie mogą tych samych utworów zgrać w inny sposób, z większą werwą, z dodatkowymi wstawkami. W takiej sytuacji nie ma co oczekiwać, że w najbliższym czasie nastąpią jakiekolwiek głębsze zmiany sceny medialnej. Dotyczy to zarówno prawej, jak i lewej strony sceny. Mając zagwarantowane całkiem spore dochody, katarynki nie mają bodźca do tego by się rozwijać. Jak śpiewał Kazik Staszewski - "Bo artysta syty nie ma nic do powiedzenia. Chce picia i jedzenia, nie chce nic zmieniać. Artysta głodny jest o wiele bardziej płodny". Niestety, głód polskim publicystom z pierwszych stron gazet nie grozi. Tak ten system jest skonstruowany. Pozostaje tylko liczyć na to, że decydenci pójdą po rozum do głowy. Jeżeli zależy im nie tylko na tym, by utrzymać obecny status pełnego brzucha, ale także pragną, by w Polsce w końcu coś zaczęło się zmieniać sprawią, że obecne tuzy poczują oddech młodych wilków na karku. Może to skłoni ich, by odstawili katarynki w kąt, sięgnęli do książek i na powrót zaczęli się rozwijać, jak na prawdziwych publicystów przystało.
Data:
Komentarze 16 skomentuj »

No, żeś kolego dał do pieca :D
A to teraz gromy powinny się na Twoją głowę cisnąć, ręce podniesione na ikony należy obciąć ;-) Jak śmiałeś :)
Po prawdzie to RAZ-a i Michalkiewicza to od kilku lat nie czytuję :-)

tam się wkradł błąd; powinno być:
"Polska to kraj postkolonialny o zerwanej ciągłości historycznej, w którym podatki były niższe za Hitlera, a punkt ciężkości władzy w naszym nieszczęśliwym kraju leży poza konstytucyjnymi organami ponieważ rządzi nim układ".
!
właśnie tak
dokładnie nie inaczej
!
;)

Malwina Gardas Wtedy zdanie to stanowiłoby kwintesencję nawet większej ilości publicystów :). Problem jednak nie polega na błędnej ocenie rzeczywistości, gdyż tego zarzucić im nie można. Problemem jest to, że chociaż posiadają dużą ilość odbiorców, nie rozumieją, że bez nowej formy, nowych treści, lub przynajmniej nowych twarzy głoszących to samo, ich zasięg nie może się zwiększyć.

Malwina Gardas Bardziej chodzi o nowe pokłady treści, nowe spostrzeżenia, nie wszystko da się wytłumaczyć systemem czy układem, a w sprawach ekonomii, i stosunków międzynarodowych to już w ogóle jest czarna dziura.

ja bym użył stwierdzenia że nastąpiła inflacja Ziemkiewicza Michalkiewicza itd. Też od dawna nie czytam . Dla mnie jeszcze liczy się Bielecki Kieżun Dutkiewicz Matyja ale i tak brak w naszej przestrzeni praktyków , ludzi którzy ze swojej praktyki napiszą o biznesie o zarządzaniu w administracji publicznej itd. Teoretykom już dziękujemy.

Malwina Gardas Myślę, że problem nie tkwi w tym, że staliśmy się odbiorcami nakierowanymi na ciągle zmieniające się twarze. Problem tkwi w tym, że te nowe twarze nie traktują pisania zawodowo, gdyż nie mają takiej możliwości. Tym samym nie mogą poświęcić tyle czasu na to by przygotowywać nowe treści i poszukiwać źródeł. Co więcej często nie mogą pisywać regularnie, a co za tym idzie trudniej im o stałą publikę i poszerzanie grona odbiorców.

Wojtku - teoretycy też są ważni; bo inaczej zostaniemy postkolonialnymi technokratami o zerwanej ciągłości intelektualnej;)

Najlepszym intelektualistą dla mnie jest Rafał Dutkiewicz Prezydent Wrocławia . Warto tu wspomnieć że to właśnie On zainicjował poważną debatę o stanie państwa jako pierwszy uruchamiając cykl konferencji Polska Pierwszej Prędkości i ruch Polska XXI . Z tego czerpie dziś Pis robiąc Polska Wielki Projekt rząd Polska 2030 a nawet ten portal i praca Mariusza jest pochodną Jego działań. Jego i naszej ekipy. A zaznaczyć trzeba że RD jest praktykiem byłym menagerem i bardzo dobrym menagerem miasta więc zupełnie inaczej czyta się takie treści.

Grzegorz Talar Nie jestem przekonany Andarianie :)
W swoim czasie Piotr Marzec na NE pisał o Terra Incognita. Czyli zastanawiał się jaki jest profil osoby która nie głosuje. Z tego wyjdę, bo wg. mnie takie jest bardziej odpowiednie pytanie. Jaki jest profil osoby która czegoś nie robi. Może i forma ma znaczenie, ale mnie to nie przekonuje. Moim zdaniem prędzej będą dzielić tą samą publiczność.
Takie spostrzeżenie jak się sypnęło Uważam rze. To JKM sypnął apropo rozwalenia RN, że podział daje więcej. Bo URze rozsypało sie na więcej tytułów i razem mają więcej nakładu. Potem przychodzi kalkulacja biednego studenta i kupowanie tylu gazet to kiepski biznes. W końcu następuje cięcie po tygodnikach.

Zmęczenie materiału też wg. mnie dot. danego osobnika i tego ile razy daną rzecz czytałeś. Jak ktoś nie słuchał wcześniej RAZa, Michalkiewicza itd. to będzie jak najbardziej świeży. No, ale kto ich nie czytał... Więc pytanie raczej, co przekonuje tych "terra incognita". Muszę także stwierdzić, że pisanie regularne powoduje, że zakopujesz "stare" notki. Które będą aktualne, no ale właśnie zakopane pod tym co już powiedziałeś wiele razy.
Dlatego może być i tak, że formy mogą się zmienić pod wpływem "konkurencji". Ale pytanie na ile to nie będzie zwykła roszada, która sama w sobie będzie zahaczać o wtórność. Ot, "Did i ever tell you the definition of "Insanity"?" :)

Piszą, mówią, głoszą to samo od lat i nie dostrzegają że są wyalienowani. Ich zainteresowania są niszowe, większość społeczeństwa ma je w nosie.

Nie zawsze są niszowe. Rzecz w tym, że przekonują przekonanych, a nieprzekonani nie chcą ich słuchać.

Grzegorz Talar Nieprzekonanych jest większość. Większość nie uczestniczy w wyborach.

Wg mnie dyskusja jest tak sterowana, żeby powodować w widzu wzrost emocji, a nie refleksję. Media głównego nurtu potrzebują swoich wrogów. Dobrym przykładem jest pajacowanie Korwin-Mikkego. Jedyny ratunek to wszelkiego rodzaju blogi i fora internetowe.

Problem z blogami i forami polega na kilku rzeczach. Po pierwsze zasięg treści jest dramatycznie różny i często jest dziełem przypadku, po drugie jeśli ktoś nie czerpie bezpośrednich korzyści z pisania nie ma możliwości poświęcać tyle czasu na przygotowanie materiałów, a co za tym idzie nie może trzymać poziomu przy regularnym pisywaniu.

Bartłomiej Zhcdy 10 lat 4 miesiące temu

no cóż... świetny komentarz, mogę tylko dodać: polecam poczytać Gwiazdowskiego :-)

Niestety i w jego przypadku, podobnie jak u Rybińskiego nastąpiło wyraźne zmęczenie materiału. Muszę jednak przyznać, że jak Rybińskiego zwyczajnie nie jestem już w stanie czytać, tak Gwiazdowski wciąż czasem powie coś, jeśli nawet nie nowego, to w nowym ujęciu.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.