Mimo wszystko będąc o godzinie piątej rano na lotnisku i widząc śpiące miasto, zdecydowaliśmy się obejrzeć okolicę spacerując. Odmówiłem pomocy taxi i udaliśmy się pieszo wzdłuż ogrodzenia do wyjazdu dla taksówek. Po drodze minęła nas biało niebieska taksówka, następnie zatrzymała się kilkadziesiąt metrów dalej. Zastanawiając się czy wsiąść czy nie i zacząć zwiedzać miasto o tak wczesnej godzinie, dokonałem słusznego wyboru jak się potem okazało. Wsiedliśmy i powiedziałem kierowcy, że udajemy się na zwiedzanie miasta, więc proszę go o pokazanie nam ciekawych miejsc.
Nasz etiopski kierowca Adan,rozgadał się ożywiony tym, że czeka go kilkugodzinny kurs, zadowolony, więc ruszył do przodu pośród powoli tężejącego ruchu na autostradzie. Doha jest poprzecinana zatokami morza Arabskiego, między portem lotniczym a centrum West Bay również jest zatoka. W oddali widać pięknie oświetlone wieżowce, które kształtem nie przypominają naszych tradycyjnych europejskich miast. Co tylko szejkowie sobie wymarzą a architekci zaprojektują to tu powstaje. W stolicy pracami fizycznymi zajmują się ,Pakistańczycy, Hindusi, Afrykanie i Europejczycy, Katarczycy zaś są członkami zarządów lub nadzorują rożne prace. Wspominałem, że w Katarze nie ma podatków, służba zdrowia jest bezpłatna do tego dochodzi bezpłatna energia elektryczna. Są jednak liczniki w taksówkach i te liczniki służą pracodawcy, czyli korporacjom taksówkowym do rozliczania taksówkarzy, jeżeli komukolwiek taksometr kojarzy się z fiskusem to nie tu Poprosiłem taksówkarza o włączenie licznika gdyż jak nigdy w krajach arabskich nie dogadałem ceny(sic!) Przeprosił za roztargnienie i włączył, co ważne za każdym razem, kiedy się zatrzymaliśmy wyłączał licznik. Doha z daleka wygląda pięknie z bliska to jeden wielki plac budowy, przypominam o tym, że aspirują do organizacji MŚ w 2015 roku oraz 2022 roku. Usypali sobie w centrum West Bay kilka sztucznych górek, obsadzili ten jałowy piasek roślinami i w zasadzie udowadniają, że pieniądze dają poczucie szczęścia i dumy. Czy to dobrze czy nie, nie mi jest oceniać tym bardziej, że jestem republikaninem i kapitalistą z przekonania. Wiadomo, że cecha zwana próżnością przez ludzi niewiele posiadających, inaczej jest interpretowana przez ludzi ją posiadających. Wszystko, co się dzieje i rozwija cieszy oko a kiedy cieszy oko, wydzielają się endorfiny szczęścia a to już sukces.
Tak czy siak po zwiedzeniu luksusowej mariny i kilku hoteli jak z bajki,dotarliśmy do starej dzielnicy Doha, vis a vis meczetu spiralnego. Tutaj znajduje się stara część Doha i targ ptaków jedno z najstarszych targowisk Souq Waqif. Jako że była już godzina 9 rano przyszła pora na poranną arabską małą czarną.Zamówiliśmy kawy oraz herbatę dla kierowcy i podziwialiśmy wyłaniające się zza wieżowców słońce. Koszt kawy i herbaty w arabskiej kafeterii to 24 RQ, przyjemność wypicia kawy w centrum starego Doha bezcenna. Bezcenna, dlatego że najprawdopodobniej już niedługo i ta część miasta ulegnie transformacji.
Kolejny punkt programu to jazda do centrum
handlowego w nowym Doha-Villagio Shoping Mall.Jest to jedno z najbardziej luksusowych miejsc zakupowych na naszej planecie Tu nasz kierowca zwrócił uwagę, że wyuzdana budowa jest
tak samo próżna jak usypywanie wzgórz w centrum West Bay. Z zewnątrz bryła przypomina
nasz centra handlowe otoczone oczywiście parkingiem dla kilku tysięcy aut.
Subtelna różnica to to, że fasada stylizowana jest na budynki jak gdyby były to
połączone ze sobą kamienice. O ile zewnętrzna cześć budynku delikatnie zachwyca
o tyle wnętrze wręcz oczarowuje. Kompletnie nie czuć, iż jest się w centrum handlowym,
sklepy zamknięte wczesną porą, więc przypomina to wszystko stare miasta europejskie.
Tłumaczę jak to wygląda, po obu stronach szerokiej ulicy znajdują się imitacje
kamienic mieszkalnych, na parterach tych kamienic są posadowione prawdziwe sklepy
jak na starym mieście. Różnica polega na tym, że marmury imitują kostkę brukową
starych XVIII wiecznych miast, do tego dochodzą lampy uliczne z epoki, plus
podświetlone imitacje okien oraz tarasów mieszkalnych. No i najciekawsza
pozycja z punktu widzenia sztuki malarskiej, sklepienie, czyli półokrągły sufit
nad ulicami wymalowany trójwymiarowymi kształtami chmur i nieba.Na jednym ze
skrzyżowań znajduje się rotunda ze zbiornikiem wodnym, do którego wpływa
sztuczna rzeka, po której pływają gondole. Niestety o tej porze jeszcze nie pływały,
więc nie mogliśmy tego zobaczyć, wspominał nam o tym taksówkarz. Ta część
"miasta" to oczywiście stylizowana Wenecja, każde ze skrzydeł
przypominało jakąś reprezentatywną ulicę miasta europejskiego czy to Paryż czy
Mediolan czy wspomnianą Wenecję z nazwami ulic włącznie i podobną
infrastrukturą.
Po zwiedzeniu centrum i małych zakupach w hipermarkecie udaliśmy się na mały rekonesans pozostałej części miasta. Poza znanymi już widokami budów nowoczesnych wieżowców oraz szerokich autostrad i ulic nic już nie było w stanie nas zaskoczyć. Już po zakończeniu objazdu podjechaliśmy pod halę odlotów, od hali przylotów dzieli ją odległość po zewnętrznej około 3 km. I tu wracam do kwestii rozliczenia za kilka godzin jazdy po mieście plus oprowadzenie nas przez Etiopczyka..........Zapytałem ile kosztował nas przejazd, na co on odpowiedział, iż pozostawia to w mojej gestii. Przypominam, że wszędzie gdzie byliśmy poza taksówką na zwiedzaniu licznik był wyłączony. Już miałem zapytać czy kwota 80 USD jest zadowalająca, ale nauczony wieloletnim doświadczeniem w krajach muzułmańskich "strzeliłem" kwotę dosłownie - "fifty bags its Ok?"....Spojrzał na mnie lekko skonsternowany, wyjął rachunki, pokazał i stwierdził, że 50 to trochę mało, ponieważ licznik wskazał.....112 Riyali (sic!) Nieco oniemiałem, jako że kwota 112 Riyali to równowartość 30 USD. Powtórzyłem, więc że daje mu 50 dolarów(zamiast określenia "bags") i od razu ujrzałem dwa równiutkie lśniące bielem szeregi w jego ustach
Po pożegnaniu z naszym kierowcą dostaliśmy adres, nr tel i inne namiary również z zaproszeniem do Etiopii. Udaliśmy się na odprawę, jako że bagaż nadany w Berlinie miał status tranzytowy odbyło się to w ekspresowym tempie, pieczątka w paszporcie i znowu byliśmy w strefie bezcłowej. Tak się skończyła nasza króciutka sześciogodzinna wizyta w najbogatszym państwie świata. Nie żałuję ani minuty i serdecznie polecam każdemu ktokolwiek będzie musiał przesiadać się w Doha i będzie dysponował czasem dłuższym niż 4 godziny pomiędzy lotami, naprawdę warto.