Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Ziarno i plewy

Próby ujęcia mijającego roku w tabelki, wykresy, rankingi oraz subiektywne zestawienia zwycięzców i przegranych, najlepszych i najgorszych filmów (książek, przedstawień, gwiazd pop-kultury itp.), no i przede wszystkim wróżby i „poważne” analizy na temat przewidywanych wydarzeń nadchodzącego roku są już tak stałym elementem przedsylwestrowych harców w mediach, internecie i telewizji, że albo się z tym pogodzimy i selektywnie rzucimy nań okiem, albo udamy, że ich nie ma.

Każdy końcówkę roku przeżywa po swojemu i prawie każdy wchodzi w nowy po dokonaniu swoistego remanentu życia, inwentaryzacji dobrych i złych chwil, które przyniosły nam kolejne miesiące.
Przeglądam to, co napisałam w ciagu tych dwunastu miesiecy i zastanawiam się, czy udało mi sie oddzielić ziarno od plew? Czy, atakowana ze wszystkich stron informacyjnym szumem i prymitywną czasami propagandą – tak, propagandą, a nie PR-owskimi machinacjami, bo żeby te ostatnie umiejętnie przeprowadzać, trzeba to robić z wdziękiem kolibra, a nie słonia – potrafiłam dostrzec to, co najważniejsze. I co dla mnie było najważniejsze?
W chodzę w nowy rok z pytaniem, czy warto? Może to zbyt jałowe zajęcie, takie oddzielanie ziarna od plew? Może ludzie już nie zauważają, kiedy karmi się ich plewami, wmawiając że to najszlachetniejsza, niezmodyfikowana genetycznie pszenica?
Pytanie „jak żyć?” nie jest pytaniem , które należy kierować do premiera, bez względu na to, kto nim jest. I z takim pytaniem wchodzę w nowy rok, otulając je nadzieją, że znajdę odpowiedź..
P.S. A żeby tak smutnie sie nie kończyło, przypomnę, co „wieściłam” rok temu:

„Diabeł chichocze”
3 stycznia 2013

To tak, jak obowiązkowa jazda na łyżwach – te same, kreślone na lodzie zawiłe linie, wedle wzorców zaakceptowanych przez federację. A więc te ostatnie dni roku obfitują w podsumowania, plebiscyty, wróżby i przepowiednie. Ci, którym nie sprawdziły się apokaliptyczne wizje końca świata, tym bardziej gorliwie wieszczą, co nas czeka. Wróżą z kart tarota, układu gwiezdnych konstelacji, a w jednym z tabloidów – z pośladków. Każdemu według potrzeb. A mnie przypomina się powiedzenie Karla Krausa, XX-wiecznego austriackiego dramaturga i publicysty: „Gdy mówisz, co będzie w przyszłym roku, diabeł chichocze.” A zatem: Rok powinien być spokojny. Żadnych wyborów, nawet wewnątrzpartyjnych, a więc wstrząsów w rodzaju upadku inżyniera-prezesa Pawlaka. Dalszy ciąg przepychanek w sprawie wraku, jakże pożytecznych, kiedy chce się odwrócić uwagę społeczeństwa od prawdziwych problemów. Udawanie, że nie było afery Amber Gold i bierny opór w sprawie powołania komisji śledczej. Platforma potrafi wyciągać wnioski z przeszłości. Jeśli SLD było na tyle naiwne, by, wierząc w obiektywizm takiego gremium, powołać w dwa tygodnie od ujawnienia tzw. afery Rywina komisję, to PO, mając trochę za kołnierzem w związku z tzw. układem gdańskim, do takiej dezynwoltury nie dopuści.
Istnieje realne niebezpieczeństwo, że premier Tusk wygłosi trzecie exposé, ponieważ odnoszę wrażenie, iż według rządzącej ekipy jest to ostatnia deska ratunku, kiedy nie wiadomo, co robić. Biorąc pod uwagę, że nic, co się zapowiada w takim przemówieniu, nie przechodzi w sferę realizacji, lud pracujący (a także bezrobotny) wsi i miast może spać spokojnie. Będzie, jak było. Zmian nie chcemy, bo doskonale wiemy, że nic dobrego nam nie przyniosą.
Prymus wicepremier Piechociński będzie codziennie składał na Twitterze sprawozdanie ze swojego urzędowania, a koalicjant i tak będzie robił, co chce, bo wie doskonale, iż PSL ma rączki co prawda wolne, ale w dybach. W dybach koalicji. Elektorat ludowej partii, szczególnie ten zatrudniony w rozlicznych państwowych agendach, nigdy by nie darował powtórki z historii, czyli czterech chudych lat, kiedy po wyrzuceniu przez Millera z koalicji w 2003 roku musiał przeżyć cztery lata o chlebie i wodzie, zanim w 2007 nie przytulił ich Tusk.
Będą trwały podchody zmierzające do stworzenia konkurencji dla miłościwie i jednoosobowo panującego Prezesa, choć chyba do ojcobójstwa nie dojdzie. Medialne spekulacje o konsolidacji prawicy wokół Sikorskiego, Giertycha i Kamińskiego należy włożyć między bajki. Żaden z nich nie dysponuje szablami w sejmie ani aparatem w terenie. Gdyby dodać do tego układu jeszcze Gowina, to kto wie… ale tak, to pobożne życzenia części mediów i mojej sąsiadki z Podkowy. Jeśli Prezesa da się jakoś opanować i choćby najbardziej bulwersujący artykuł w prasie nie wywoła jego histerycznej reakcji, może liczyć na utrzymanie poparcia, a jeśli powróci do roli przewidywalnego męża stanu z receptą na uzdrowienie państwa, to kto wie…?
A SLD, jeśli chce naprawdę coś znaczyć, to powinien odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie – czy chce być alternatywą dla PSL i tkwić w poczekalni potencjalnych zastępców tego ugrupowania jako partner PO w rządzącej koalicji, czy też chce naprawdę przekroczyć magiczny próg jednocyfrowego poparcia i zawalczyć o rząd dusz tych wszystkich, dla których prawicowe rządy nie są szczytem marzeń. Przepychanki z Palikotem, próby masowych zrywów (Zachęta) bez dobrej organizacji, czy wreszcie przywiązywanie zbyt wielkiej wagi do dezercji jednego z działaczy nie przysporzą mu zwolenników. W końcu nazwisko Siwiec dziś bardziej kojarzy się z biustem Natalii, niż europosłem Markiem.
Zapowiadany na wiosnę kongres lewicy może być kolejnym niewypałem, jeśli będzie tylko spotkaniem partnerów, którzy sobie miło pogawędzą i rozejdą się, każdy w swoją stronę. Jeśli po lewej stronie sceny politycznej nie będzie pełnej determinacji, rezygnacji z jednostkowych, ambicjonalnych planów i woli porozumienia, to należy przestać marzyć o tym, że lewica kiedykolwiek powróci do władzy. Były dwa takie przykłady w historii Polski – w 1997 roku AWS i w 2001 roku SLD – kiedy zjednoczono wszystkich po prawej i lewej stronie, i osiągnięto sukces. I choć oba te przedsięwzięcia zakończyły się przegraną w następnych wyborach, nie świadczy to o tym, iż sam pomysł był do bani, tylko że źle wykorzystano czas, którzy podarowali wyborcy.
I choć diabeł chichocze, nie mogłam się oprzeć pokusie, by napisać o tym, co może się zdarzyć w przyszłym roku. Oby był dla nas lepszy, niż odchodzący

Data:
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.