Dziesięć baniek na Polską Agencję Kosmiczną to niska cena za wystrzelenie naszych umiłowanych przywódców w kosmos, zwłaszcza, że NFZ zaoszczędził 2,2 miliarda. Problemem może być jednakowoż kolejność wystrzeliwania, wszyscy na raz się do rakiety nie zmieszczą. Znając życie znowu się podzielimy i pokłócimy, pojazd kosmiczny stać będzie odłogiem aż zardzewieje a jedynym zadowolonym będzie prezes rzeczonej Agencji, który skasuje pensję za pierdzenie w stołek. Czyli klasyka kraju nad Wisłą...
Parlamentarny Zespół Do Spraw Przestrzeni Kosmicznej (tak, istnieje
taki twór) przygotował projekt ustawy powołującej PolSA – Polish Space
Agency – czyli młodszą i rodzimą siostrę NASA. Ma się ona zająć polityką
kosmiczną, czyli najpewniej wdrażaniem polskiego cudu gospodarczego
poza zasięgiem ziemskiej grawitacji i atmosfery (coby nic nie
przeszkadzało). Już wkrótce zatem może nastąpić nagły deficyt meteorów,
komet i innego badziewia latającego w przestrzeni, logicznym też nagle
stał się zakup „pendolino” - na czymś przecież te kosmiczne prędkości
ćwiczyć trzeba. Pierwszym zadaniem Agencji będzie (oczywista
oczywistość) powołanie prezesa – uwaga, uwaga, rzecz nietypowa – w
drodze otwartego konkursu, co ma zapewnić, że nie stanie się ona
partyjnym łupem. Znając polską rzeczywistość przewiduję, że nie będzie
to żaden kłopot dla wysokiej komisji wyłaniającej a podstawowym
kryterium w tymże konkursie stanie się odpowiednie głosowanie na jakimś
zlocie, zjeździe czy konwencie, co ma też swoje dobre strony – pozwoli
mianowicie odciążyć KGHM i pozwoli odetchnąć miedziowemu gigantowi od
napływu półgłówków. Budżet na początku kosmiczny nie będzie, wynieść ma
jedynie dziesięć milionów złotych, co pozwoli na dodatkowe zatrudnienie
ze dwóch wiceprezesów i kilku sekretarek. Na rakietę na razie nie
wystarczy, ale może Amerykanie podrzucą jakąś z demobilu albo wystruga
się z drewna...
Ale dość, ja tu narzekam, że dziesięć milionów poleci w kosmos a NFZ w
roku ubiegłym zaoszczędził na pacjentach 2,2 miliarda złotych, z czego
1,8 miliarda na refundacji leków (dane pochodzą z raportu pokontrolnego
NIK). Wnioski
z tego mogą być dwa – albo Polacy to zdrowe byki i nie chorują, albo
gremialnie postanowili wspomóc dziurawy budżet rezygnując z
przysługujących im w aptekach zniżek. Może być też trzeci wniosek, ale
aż się boję go wyartykułować by nie urazić pana ministra Arłukowicza i
pana prezesa NFZ ciężko i w pocie czoła pracujących i dbających o nas
niczym najtroskliwsza kwoka o swoje pisklęta. Zalęgła się otóż w mojej
głowie myśl – wredna i krzywdząca dla wyżej wymienionych – jakoby
oszczędności te były wynikiem kolejek, w których swoje odstać musi każdy
pacjent zanim obejrzy go lekarz, a nie każdy jest w stanie to wytrzymać
w związku z czym rezygnuje przenosząc swoje aktywa do najbliższego
zakładu pogrzebowego, co przyczynia się do efektywnej likwidacji kryzysu
w branży tak zdrowotnej,
jak i funeralnej - co jako żywo dowodzi prawdziwości słów pana premiera
Donalda Tuska wygłoszonych w Krynicy a obwieszczających koniec duszącej
nasz kraj recesji.
Jak wynika z powyższych przykładów Polska to kraj ludzi zdrowych i
bogatych, obdarzonych w dodatku nieprzeciętną fantazją, którzy pod
światłym przywództwem premiera Donalda sięga gwiazd. Najwyższy czas by
zacząć nowe otwarcie, by wreszcie kraj nasz rósł w siłę a ludziom żyło
się dostatniej. Na początek proponuję wyhaftować na sztandarach nowe
hasło, pod którym raźniej będzie się maszerować do świetlanej
przyszłości: nie róbmy polityki, budujmy rakiety!