Otóż uważam, że Polakom potrzebne są trzy wielkie święta narodowe, święta, które, niczym Pą Prezydą będą łączyły Polaków. Uważam, że świętować można na trzy normalne sposoby:
-Defilada Wojskowa
-Marsz
-Obiad świąteczny
I wszystkie są potrzebne.
Marzy mi się więc jedno święto, które będzie narodową odmianą Wigilii Narodzenia Pańskiego, w to święto, niekoniecznie rodzinnie, zasiądziemy przy stole i będziemy po prostu świętować, jeść, pić, lulki palić i tańcować, ale rozpocząć możemy minutą ciszy, bądź symbolicznym toastem za poległych.Takie świętowanie, doroczne jest swoistym rytuałem i w bardzo piękny sposób spaja naród - wszyscy wspólnie się radujemy.
Innym typem święta, jest święto Wojska Polskiego, w czasie którego, zamiast małej defilady, powinniśmy oglądać naszych żołnierzy na alejach, a nie ulicach - w miejscach przystosowanych do defilady z rozmachem. Niektórzy zapewne widzieli w Internecie, bądź nawet pamiętają słynną defiladę na tysiąclecie Polski z 1966r. Czyż serce nie rośnie na ten widok? A co dopiero musiał czuć człowiek obecny w na tej defilady?
I ostatnim, najbardziej ostatnio kontrowersyjnym typem święta, jest święto marszowe. Święto kontrowersyjne przez to, ze trudne do opanowania, ponieważ w jedno miejsce, w jednym czasie zbiera się ogromna rzesza ludzka, a wiadomo, że zawsze znajdą się "elementy złe", które potrafią obrzydzić najpiękniejszy nawet pochód. Lekarstwa na to są dwa - współpraca na linii policja -organizatorzy, której jak co roku nie było oraz bezwzględne aresztowania "elementów" robiących najzwyczajniejsze w świecie burdy - do których dochodzi i tak poza marszem. A pragnę przypomnieć, że policja może stosować przymus bezpośredni i nie polega to na tym, że potrzeba piętnastu policjantów do aresztowania jednego chuligana. A marsze są potrzebne. Człowiek idący w marszu, z wieloma ludźmi, których nie zna, ale z którymi czuje specyficzna więź sprawia, że poczucie wspólnoty jest niezwykle silne.
Dlatego liczę, że policja odrobi tegoroczną lekcję lepiej niż zeszłoroczną i wraz z urzędującą p. prezydent na przyszłość spróbuje podjąć jakąkolwiek współprace, bo miejsca, w których dzisiaj odbywały się rozmaite burdy były do przewidzenia i żałuję, że nikt, odpowiedzialny za służby, nie rozmieścił ich tam, gdzie powinny być.
Kacper Sajecki
Ja nie wiem.
"Niektórzy zapewne widzieli w Internecie, bądź nawet pamiętają słynną defiladę na tysiąclecie Polski z 1966r. Czyż serce nie rośnie na ten widok?"
Pewnie dlatego ludziom się je prezentowało w nazistowskich Niemczech, albo Związku sowieckim.
A jak ktoś grał w Hears of Iron. To event o defiladzie zmniejsza niezadowolenie społeczne ^.^
Zgadzam się, że:
"Człowiek idący w marszu, z wieloma ludźmi, których nie zna, ale z którymi czuje specyficzna więź sprawia, że poczucie wspólnoty jest niezwykle silne."
Ale z drugiej strony to się jakoś nazywa, że w grupie i głupie rzeczy przychodzą ludziom inaczej,
O tym przeczytałem tu:
http://netsociety.neon24.pl/post/96283,a-wiec-wojna-3-strategie-obronne
coś takiego
Kiedyś telewizyjny kabaret „Monty Python” wymyślił ministerstwo głupich kroków:
"Odważyłby się ktoś chodzić tak po mieście? A czy krok defiladowy w wojsku jest dużo mniej głupi? Może nam się tak wydawać wyłącznie dlatego, że wykonuje go równocześnie duża grupa osób. Kiedy byłem w wojsku, dowódca nakazał ćwiczenie kroku defiladowego w ten sposób, że główną alejką w jednostce nie wolno było chodzić inaczej. Idąc tamtędy samemu, czułem się okropnie głupio. Wraz z całym oddziałem jakoś mniej. Wyjaśnienie tej różnicy dostarczają nam prace naukowe na temat hipnozy. Tłum działa na człowieka podobnie jak hipnoza, obniżając poczucie odrębności.
Od pewnego czasu każde wiadomości telewizyjne są okraszone pochylaniem się nad ludzkim nieszczęściem. Bardzo wątpliwe, aby manipulatorów cokolwiek obchodził los bohaterów tych reportaży. Po co więc ich pokazują? Początkowo sądziłem, że może współczucie działa podobnie do fizycznego wyczerpania, zwiększając podatność na sugestie. Tyle że wówczas bodziec powinien być nadawany przed głównym przekazem. Dopiero niedawno zrozumiałem, że chodzi o budowanie poczucia wspólnoty. No bo któż nie współczuje dziecku, któremu zostało kilka miesięcy życia? Wszyscy Polacy to jedna rodzina. Wszyscy pochylamy się nad dziećmi i wszyscy myślimy tak, jak podaje dyżurny manipulator."
Ogółem tekst jest masakrycznie ciekawy...
EDIT: A i przypomniał mi się Le Bon i jego psychologia tłumu. Podobno Wałęsa ją czytał [wywiad z Orianą Fallaci]
http://pl.wikiquote.org/wiki/Psychologia_tłumu