Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Pasy cnoty w akademikach

Wydawało mi się ostatnio, że żyję w kraju, w którym palącym problemem, zajmującym całe społeczeństwo, jest sytuacja prawna związków partnerskich, homo- i heteroseksualnych; w kraju, gdzie pochody pierwszomajowe zostały zastąpione przez parady równości, a samotne matki i samotni ojcowie ( o ile znajdzie się taki wyjątkowy sąd, który mężczyźnie przyzna opiekę nad dzieckiem) nie muszą już nosić na piersi szkarłatnej litery.

Słowem – w kraju tak wyzwolonym obyczajowo, że dzieci-kwiaty z epoki hippisów ze swoimi hasłami rewolucji seksualnej znalazłyby się daleko na prawo od awangardy naszych rodzimych Timothych Learych .

Moje życie studenckie pozbawione było jednego nader ważnego doświadczenia -  życia w akademiku. Jako mieszkance podwarszawskiego  Pruszkowa po prostu mi nie przysługiwał, a i wygoda wynikająca z  całodobowej obsługi  (prawie jak w najlepszym hotelu), polegająca na karmieniu, obszywaniu, praniu i porządkowaniu wszystkiego wokół mojej osoby nie skłaniała do wyniesienia się z domu.

 Miesiąc pobytu w akademiku na Kickiego w związku z odbywaniem praktyk robotniczych w zajezdni tramwajowej na Kawęczyńskiej zaowocował tylko dwoma pamiętnymi do dzisiaj doświadczeniami – ujrzeniem pierwszy i ostatni raz w życiu żywej pluskwy waletującej wraz z rzeszą koleżanek w studenckim pokoju i prawie strajkiem etatowych pracownic zajezdni w związku z naszą praktykancką  nadgorliwością, polegającą  na zbyt dokładnym sprzątaniu i myciu tramwajów.

Oczywiście życie w akademiku nam, mieszkającym z rodzicami i podlegającym w związku z tym pewnym ograniczeniom, szczególnie uciążliwym jeśli chodzi o kontakty intymne z płcią przeciwną, jawiło się jako owoc zakazany, acz pożądany. Opowieści o bujnym życiu erotycznym, waletowaniu, alkoholowych ekscesach i uczuciowo-partnerskich roszadach sprawiały, że gorąco zazdrościliśmy naszym kolegom tego trochę kołchozowego, a jednak nader wyzwolonego życia.

Oczywiście opisuję zamierzchłą przeszłość, która jest dla dzisiejszych studentów równie odległa jak  średniowiecze z obyczajem zakuwania w pasy cnoty białogłowych, zostawianych przez rycerzy na długie lata wypraw krzyżowych…

A owe wspomnienia akademików z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku dopadły mnie w związku z informacją, że w Łodzi, na osiedlu Politechniki Łódzkiej,  student może zamieszkać ze studentką jedynie wówczas, kiedy przyniosą pisemną zgodę…rodziców. O tym, jaką zgodę musi uzyskać para składająca się ze studentów jednej płci, autorzy medialnego doniesienia milczą. Nie dopytują także władz uczelni, czy może myślą o wprowadzeniu pasa cnoty dla tych studentów, którzy zgody rodziców na intymne kontakty w akademikach nie posiadają ( specjalnie nie piszę dla „studentek”, bowiem – co nie jest wszystkim wiadome – pasy cnoty dla mężczyzn również były w użyciu)  Dodają jedynie, że generalnie uczelnie nie mogą się zdecydować, czy wypada pozwolić na wspólne mieszkanie studentom bez ślubu.

Śmiać mi się chce, kiedy pomyślę, jakie balony nadmuchują wyzwolonymi hasłami aktywiści ruchów żądających poklasku wszystkich dla swoich żądań wykreślenia z naszej obyczajowości zachowań akceptowanych przez pokolenia i podporządkowania większości zasadom, jakie chcą powszechnie wprowadzić. I ciśnie mi się na usta pytanie, czy mają pisemną zgodę rodziców na takie działania…   

Aleksandra Jakubowska

Data:
Komentarze 2 skomentuj »

Pani Aleksandro. Poruszyła Pani świetny temat idiotyzmów w polskim szkolnictwie państwowym. Z takimi ewidentnymi nieznajomościami prawa spotykam się codziennie jako uczeń LO. Mimo tego iż zgodnie z artykułem 9 oraz 11 kodeksu cywilnego pełnoletnim jest ten kto ukończył lat osiemnaście wraz z czym uzyskuje pełną zdolność do czynności prawnych oraz art 92 kodeksu rodzinnego który mówi o wygaśnięciu włądzy rodzicielskiej w chwili osiągnięcia osiemnastego roku życia, w większości szkół od pełnletnich ucznów wymaga się podpisanych przez rodziców zgód na wycieczki czy usprawiedliwień mimo tego iż takie dokumenty nie mają najmniejszej mocy prawnej podobnie jak zgody na zamieszkanie które opisała Pani powyżej. Cieszę się że ktoś wreszcie podjął ten temat bo widoczna głupota boli. Pozdrawiam

Jak lewicowa osoba pisze, ze laduje na "prawo" to wiedz, że coś się dzieje.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.