Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Suma wszystkich strachów

Apokalipsa - strachy na lachy bez ziarnka prawdy?

Suma wszystkich strachów

Wszystkim, którzy swoim rozumem, pracą i wszelką inną pomocą wspierają poszukiwania Prawdy.

 

Wśród nas są tacy którzy czują, że nadchodzą zmiany. Czują, że nadchodzi jakaś katastrofa. Wygląda na to, że przeczucia znajdują potwierdzenie w napływających informacjach.

W systemie bankowym Stanów Zjednoczonych znaleźliśmy olbrzymie rezerwy finansowe w dyspozycji banków i rządu Stanów Zjednoczonych („Drukarze”). Rezerwy nawet ponad stukrotnie przekraczają okres względnego „pokoju” i świadczą o jakimś prognozowanym załamaniu lub wojnie. Ponadto władze Stanów Zjednoczonych podejmują kroki mające charakter rozwinięcia mobilizacyjnego. W dniu 11 stycznia 2010 r. prezydent Barack Obama wydał rozkaz wykonawczy o powołaniu Rady Gubernatorów. Kompetencję do powołania tego organu prezydent posiada na podstawie art. 1822 ustawy o uprawnieniach w zakresie obrony narodowej z 2008 r. która reguluje wydatkowanie środków budżetowych przez Departament Obrony. Zgodnie z oficjalnym komunikatem prasowym Rada ma usprawnić współpracę pomiędzy rządem federalnym, a władzami stanowymi w zakresie ochrony przed wszystkimi niebezpieczeństwami zagrażającymi Amerykanom. Jej zadania są ukierunkowane raczej wewnętrznie i dotyczą m.in. działań Gwardii Narodowej, obrony kraju, wsparcia niewojskowego oraz integracji działań militarnych na obszarze Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie rząd federalny gromadzi olbrzymie rezerwy ziemi wewnątrz kontynentu amerykańskiego. Mają one być przeznaczone na cele rolnicze, leśne, górnictwo i energetykę, a więc zapewniające podstawowe dobra dla przeżycia (żywność, energia).

Przyglądając się ekonomice Chin („Smocze tajemnice”) dostrzegliśmy przejawy mobilizacji gospodarki. Bezprecedensowe ograniczanie chińskiej konsumpcji na rzecz zwiększania jakiś inwestycji rodzi pytania o przyczynę prowadzenia takiej polityki gospodarczej. Polityki, która bynajmniej nie jest pokłosiem kryzysu gospodarczego, a jest konsekwentnie rozwijana przez nowe chińskie kierownictwo pod przywództwem prezydenta Hu Jintao od dziesięciu lat. Istotne pogłębienie tej polityki nastąpiło w ciągu 2009 r. W lutym 2010 r. chiński parlament przyjął ustawę o narodowej mobilizacji w celu obrony. Chińczycy podkreślają, że jej normy mają posłużyć w czasie wojny lub klęsk żywiołowych. Dotyczą one zarządzania zasobami ludzkimi, mocami produkcyjnymi oraz rezerwami strategicznymi.

Również w Polsce po cichu prowadzi się przygotowania w kierunku wprowadzenia stanu wyjątkowego („Dzień Niepodległości”„Tajne posiedzenie Rady Ministrów”). I co zaskakujące podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, na podstawie przygotowanych aktów prawnych, już dokonuje się inicjacji organów i instytucji. W sierpniu 2008 r. rozpoczęło działalność Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Na przełomie 2009 i 2010 r.doszło w nim do lawiny dymisji. Najważniejszą dymisję zawiózł osobisty posłaniec premiera Donalda Tuska. Okoliczności te wskazują, że Centrum z jakiegoś powodu jest bardzo ważnym i cennym dla polskich polityków organem administracji. W dniu 16 kwietnia 2009 r. Rząd skierował do Sejmu projekt ustawy powołującej Narodowe Siły Rezerwowe, których głównym zadaniem jest zwalczanie i likwidacja klęsk żywiołowych. Ustawa została błyskawicznie przyjęta w dniu 27 sierpnia 2009 r. i weszła w życie w dniu 1 stycznia 2010 r. Już w drugiej połowie 2010 r. wojskowe komendy uzupełnień rozpoczynają nabór do NSR.

Zbieżność chronologiczna oraz przedmiotowa powyższych zdarzeń może nie być przypadkowa. Jeżeli przypadku nie ma, to zagrożenie uzasadniające obserwowane przejawy mobilizację ma charakter ogólnoświatowy. Jakie zagrożenie?

Załamanie gospodarcze

Kryzys gospodarczy, który eskalował jesienią 2008 r. ma charakter ogólnoświatowy. Transmisja kryzysu z gospodarki amerykańskiej do reszty świata nastąpiła za pośrednictwem światowego systemu finansowego, a zwłaszcza systemu bankowego. Banki zostały wstrząśnięte niespłaceniem wymagalnych zobowiązań (m.in. z tytułu CDS wyemitowanych przez AIG). Wystąpił drastyczny wzrost nieufności i wyschnięcie międzybankowego rynku pieniężnego.

Psychologiczny odwrót od ryzyka był również przyczyną pękania kolejnych baniek spekulacyjnych, przeceny aktywów, strat na derywatach, zmniejszenia wirtualnej wartości majątku zgromadzonego przez konsumentów i przedsiębiorców (głównie nieruchomości i akcje). Załamanie kursów giełdowych i cen nieruchomości rozlało się na cały świat.

Ostatnim dotychczasowym kanałem transmisji kryzysu był handel zagraniczny. Spadający popyt powstrzymujących się od konsumpcji i inwestycji konsumentów oraz przedsiębiorców zdusił zapotrzebowanie na dobra importowane, co w globalnej gospodarce wywołało kolejną reakcję łańcuchową. Dotknęła ona również te kraje w których ekscesy spekulacyjnej nie występowały lub były stonowane.

Przez miniony rok nie zrobiono nic (!) w celu wyeliminowania fundamentalnych przyczyn kryzysu. Wysiłek polityków i bankierów sprowadzał się do maskowania przyczyn kryzysu oraz do propagandy mającej na celu wzbudzenie wśród przedsiębiorców i konsumentów optymizmu. Obiektywnie patrząc jest to jedyna dla nich metoda, aby utrzymali wpływy i władzę. Sięgnięcie do fundamentów oznacza bowiem zdemaskowanie ich jako sprawców kryzysu, a tym samym sprawców spekulacji, zadłużania i zubażania społeczeństw i narodów, aby dzielić i rządzić.

„Wielkiej tajemnicy Obamy i Barosso” wzmiankowaliśmy o przyzwoleniu polityków na fałszowanie balansów banków. Obecnie opinia o wirtualności bilansów bankowych zaczyna zdobywać uznanie wśród ekonomistów. Tym samym dłuższe utrzymywanie w tajemnicy informacji o niewypłacalności największych banków świata zachodu („Czy grypa dobije światową gospodarkę”) w strachu przed runem na banki jest coraz mniej prawdopodobne. Co gorsze toksyczne aktywa trafiają do banków centralnych, co skutkuje ryzykiem totalnej utraty zaufania do systemu bankowego i pieniądza (zagrożenie hiperinflacją) z konsekwencją w postaci rozpadu systemu gospodarczego i przebiciem dna Wielkiego Kryzysu z 1929 r. Opinia publiczna jest coraz bliżej uzyskania informacji o konkretnych bankrutach. Rezerwa Federalna poniosła spektakularna porażkę przed amerykańskim sądem w sprawie o ujawnienie szczegółowych danych o udzielanej pomocy finansowej. Rynek giełdowy może być bardzo wrażliwy na tego typu informacje, albowiem do inwestorów zaczyna przebijać się zaniepokojenie, że politycy i bankierzy po prostu kłamią.

Kursy akcji na świecie w czasie Wielkiego Kryzysu i obecnego kryzysu

 sumawszytskichstrachow1.jpg  

Źródło: http://www.voxeu.org/index.php?q=node/3421

Napędzana drukiem pieniądza spekulacyjna hossa 2009 r. wyraźnie wyhamowała i to mniej więcej na poziomie takim jak kształtował się poziom kursów akcji na świecie w analogicznym momencie Wielkiego Kryzysu. Pęknięcie tej bańki otwiera drogę do dna leżącego nawet poniżej 50 % obecnych cen aktywów.

Politycy promujący ukrywanie machlojek bankowych nie mają najmniejszych skrupułów, aby fałszować również rachunki narodowe zwłaszcza w zakresie dynamiki Produktu Krajowego Brutto.

„Zielonych pędach” opisywaliśmy, jak Amerykanie żonglują rachunkami narodowymi w zakresie Produktu Krajowego Brutto, aby informować świat o wychodzeniu z recesji. Artykuł ten powstał w oparciu o pierwszy i drugi szacunek PKB Stanów Zjednoczonych za III kwartał 2009 r.  „Ożywcze” bodźce okazały się mieć źródło w sponsorowanej budżetowo wymianie samochodów, zmianie stanu zapasów, wzroście wydatków wojennych i wydatków na ochronę zdrowia (grypa?).  A jednak mimo korekty okazały się nie do utrzymania. Biuro Analiz Ekonomicznych zmuszone było, aby częściowo zdjąć odium śmieszności, po raz trzeci oszacować amerykański PKB w III kwartale 2009 r. Oczywiście w dół...

Amerykanów w fałszowaniu statystyk prawdopodobnie przebijają Chińczycy („Smocze tajemnice”). Braku spójności ich danych o rachunkach narodowych nie dał się długo utrzymywać w poufności z uwagi na ryzyko kompromitacji. Chiński Narodowy Urząd Statystyki oficjalnie potwierdził, że dane statystyczne są niepewne, a odpowiedzialność za to zepchnął na władze „lokalne”, które zawyżają dane o swoich „osiągnięciach” gospodarczych. W tej sytuacji media głównego nurtu zostały zmuszone do publicznego ostrzegania o stanie chińskiej gospodarki (Bloomberg i wzmianka za PAP), a wśród spekulantów zaczęły się zakłady oparte o założenie załamania gospodarki Chin. Pojawiają się również opinie o pogłębieniu światowego kryzysu po coraz bardziej prawdopodobnym chińskim kolapsie.

Blisko rok temu odbył się w Londynie szczyt G20. Po roku do historii przechodzi właściwie tylko to,  że był. Przed narodami ukrywano wszystko, co tylko można z wiedzy o kryzysie. Zapewniano o konieczności przeciwstawiania się protekcjonizmowi. A dzisiaj? Maska obłudy opada.

Na dzień dzisiejszy nie są jeszcze podejmowane takie retorsje w polityce handlowej, jak w czasie Wielkiego Kryzysu (cła o charakterze zaporowym). Walka toczy się głównie w sposób pośredni z wykorzystaniem m.in. kursu walutowego. Główni przeciwnicy to Stany Zjednoczone i Chiny. Chińczycy utrzymują de facto stały kurs juana w stosunku do dolara amerykańskiego. Polityka kursowa umożliwiała im osiąganie stałej nadwyżki handlowej (nadwyżka eksportu nad importem), która zapewniała nadwyżki dewiz. Dewizy lokowali w papiery wartościowe, w których dominują papiery dłużne rządu Stanów Zjednoczonych. W czasie koniunktury gospodarczej nikomu to nie przeszkadzało. Ba przyjmowano za dobrą monetę to, że Chiny finansowały utracjuszowską politykę amerykańską (podwójny deficyt – fiskalny i handlowy). Jeszcze na początku kryzysuAmerykanie błagali Chiny o dalsze inwestycje w obligacje amerykańskie. Dobry wujek z Chin przestał być dobry, gdy amerykańscy politycy poczuli oddech wściekłych bezrobotnych Amerykanów. Rząd amerykański, przy wsparciu amerykańskiej pierwszoligowej profesury zaczął wywierać bezpardonowe naciski na Chińczyków, aby umocnili juana względem dolara, co teoretycznie zwiększyłoby amerykański eksport i zmniejszyło import z Chin do Stanów Zjednoczonych. Sytuacja robi się śmieszna, bo jednocześnie rząd amerykański zadłuża się na potęgę i nadal wypatruje głupiego Jasia, który udzielał by mu pożyczek. Głupim Jasiem nie zamierzają być Chińczycy, poczynając od studentów śmiejących się w twarz sekretarzowi skarbu USA, po władze, które zapowiedziały wycofywanie się z inwestycji w amerykańskie papiery dłużne i konsekwentnie od trzech miesięcy wysprzedają amerykańskie obligacje. Obecna polityka amerykańska ma na celu eksport kryzysu do Chin. Z punktu widzenia sytuacji społeczno-politycznej w Chinach oznacza to cios w podstawy władzy chińskiej partii komunistycznej. Marginalnie zauważmy, że chęć wyrównania obrotów handlowych Ameryki z Chinami przy jednoczesnym oczekiwaniu, że Chiny nadal pożyczałyby środki rządowi Stanów Zjednoczonych oznacza presję na generowanie przez Chiny nadwyżki na rachunku kapitałowym bilansu płatniczego. Innymi słowy Amerykanie oczekują, że Chińczycy będą wysprzedawać swój majątek narodowy w zamian za dolary, które z powrotem trafiłby do Stanów w formie pożyczek dla rządu. Perfidia amerykańskich polityków walczących o zachowanie władzy jest daleko posunięta.

Wojna handlowa stanowi bardzo poważne zagrożenie dla całego świata. Upadek światowego handlu w trakcie obecnego kryzysu na przełomie 2008 i 2009 r. przebijał dynamikę spadku handlu zagranicznego w czasie Wielkiego Kryzysu.


Obroty handlu zagranicznego na świecie w czasie Wielkiego Kryzysu i obecnego kryzysu

 sumawszytskichstrachow2.jpg  

Źródło: http://www.voxeu.org/index.php?q=node/3421

Po solidnej dawce iluzji monetarnej w 2009 r. na początku 2010 r. obroty handlu zagranicznego osiągnęły poziom mniej więcej jak w analogicznym momencie Wielkiego Kryzysu. Innymi słowy handel międzynarodowy jest obecnie w równie złym stanie jak 80 lat temu.

Na światło dzienne wychodzę pierwsze sygnały o olbrzymim skandalu na światowym rynku złota. Pierwszym ostrzeżeniem, że dzieje się coś niedobrego było wycofanieRothschildów z rynku złota w 2004 r. Było to o tyle zaskakujące, że interesy ze złotem były istotą ich działalności przez całe wieki od czasu kantorku we FrankfurcieW 2007 r. poinformowano o „pękaniu” sztabek złota w Banku Anglii. Następnie zaczęły się pojawiać pogłoski, że na międzybankowym rynku złota krążą wolframowe sztabki platerowane złotem, do złudzenia przypominające prawdziwe złote sztabki. Informacje o oszustwie pojawiły się po zbadaniu w październiku 2009 r. przez Chińczyków transportu złota, które pochodziło ze Stanów Zjednoczonych. Do tej pory informacje te miały charakter plotki, ale na przełomie 2009 i 2010 r. niemieckie Pro7 pokazało fałszywą sztabkę złota przesłaną do przetopienia przez bank. Wzrasta zatem prawdopodobieństwo, że na światowym najbardziej strzeżonym (również przez służby specjalne) międzybankowym rynku złota doszło do gigantycznej malwersacji. Ewentualne potwierdzenie tych doniesień oznacza nie tylko załamanie rynku z ostatnim na świecie bezpiecznym aktywem, ale przede wszystkim szok psychologiczny dla konsumentów i przedsiębiorców na całym świecie, po którym nie należy się spodziewać optymizmu konsumpcyjnego i inwestycyjnego, a raczej lawinowej paniki.

Z naszego polskiego punktu widzenia sytuacja na rynku złota miałaby charakter uboczny (rykoszet), gdyby nie to, że polskie oficjalne rezerwy złota 3,309 mln uncji (102,9 t) o obecnej wartości ok. 3,6 mld dolarów w ponad 90 % nie znajdują się ani w skarbcach NBP, ani nawet w Polsce. „Ktoś” użyczył je „komuś” za granicą, i rzekomo spoczywają w „jakiś” bankach. Dawniej można by pomyśleć: pewne jak w banku, a jeszcze dodatkowo uzyskiwać wynagrodzenie za wypożyczenie lub zysk z inwestycji. Ale po upadku Lehman Brothers, po tolerowanych przez władze na całym świecie oszustw księgowych, po wypłynięciu informacji o złotopodobnych sztabkach wolframowych, być może polskiego złota już nie ma…

III Wojna Światowa

W drugiej połowie XX w. głównymi aktorami globalnego konfliktu były Stany Zjednoczone oraz Związek Radziecki. Mimo lokalnych starć w Ameryce Łacińskiej, Azji Południowo-wschodniej, Afryce i na Bliskim Wschodzie konflikt nie przybrał charakteru globalnego starcia zbrojnego. W XXI w. oś geopolitycznych zmagań doznała przesunięcia na terenie Azji. Rolę drugiego światowego mocarstwa obejmują Chiny. Musi to rodzić napięcia w stosunkach Stany Zjednoczone-Chiny („Wojna USA-Chiny”), które mogą przerodzić się konflikt zbrojny.

Rozognione punkty zapalne istnieją.

Tajwan to z jednej strony niezatapialny lotniskowiec, obecnie faszerowany bronią przez Stany Zjednoczone. Wyspa, z której można wykonać błyskawiczny atak na najważniejsze ośrodki społeczno-gospodarcze Chin. Ale Tajwan to także urażona duma Chińczyków. Zbuntowana prowincja, którą konsekwentnie chcą włączyć w organizm państwowy. Urażona duma ma racjonalne podłoże, kontrola Tajwanu to wysunięcie rubieży obronnej kontynentalnych Chin o setki kilometrów na wschód. Chińczycy półoficjalnie zapowiedzieli czym grozi Stanom Zjednoczonym obrona Tajwanu. W 2005 r. gen. Zhu Chenghu oświadczył, że „jeśli USA stanęłyby w obronie Tajwanu, Chiny dokonałyby nuklearnego ataku na setki amerykańskich miast”. To nastawienie nie uległo osłabieniu, wręcz przeciwnie. W lutym 2010 r. oficerowie armii chińskiej wzywali do odwetu(omówienie w j. polskim) wobec Stanów Zjednoczonych z wykorzystaniem oprócz środków politycznych, militarnych i dyplomatycznych również ekonomicznych. Wypowiedzi te zostały opublikowane w państwowej chińskiej agencji informacyjnej Xinhua, co pozwala je traktować jako półoficjalne ostrzeżenie.

Każda światowa potęga ma korzenie gospodarcze. Gospodarka potrzebuje surowców. Im większa, im bardziej mocarstwowa, tym więcej. Chiny generują coraz większy popyt na surowce. Gdy wydajność pracy Chińczyków zbliży się do wydajności pracy świata zachodniego ich popyt na surowce będzie wielokrotnie wyższy od popytu Zachodu. Nie może dziwić spięcie interesów chińsko-amerykańskich na Bliskim Wschodzie. Chiny dla swoich celów strategicznych budują związki gospodarcze w Iranie, Iraku, Arabii Saudyjskiej i Azji Środkowej. Siedemdziesiąt lat temu inna aspirująca do roli wschodzącego mocarstwa azjatycka potęga była ogranicza przez świat Zachodu w dostępie do surowców. Wojna Stanów Zjednoczonych z Japonią rozpoczęła erę atomową.

Pozycja geostrategiczna Chin jest trudna. Bogactwo narodu jest zgromadzone na wschodnich nizinach. Pozostała część Chin to tereny o trudnych warunkach bytowania obejmujące m.in. góry i pustynie.  W rezultacie gęstość zaludnienia jest tam niska. W przypadku wybuchu gorącej wojny Chiny mają w istocie wystawione jak na tarczy całe centrum produkcyjne i ludnościowe stanowiące zaplecze dla sił zbrojnych. Chińska armia jest świadoma tej okoliczności. To przekonanie jest wręcz zakorzenione w chińskich planach strategicznych do tego stopnia, że mówi się o tym oficjalnie. Chiny są gotowe do uderzenia rakietowo-nuklearnego na Stany Zjednoczone nawet kosztem zniszczenia właśnie wschodnich Chin.

W takich warunkach każda wojna z udziałem Chin, w tym również obronna groziłaby unicestwieniem państwowości. Z punktu widzenia życiowego interesu Chin działania zbrojne muszą być przeniesione poza obszar Chin. W takim wariancie Chińczycy mają szansą na przynajmniej zachowanie swego potencjału na zdobytych terenach, w przypadku zniszczenia ich macierzystego centrum społeczno-gospodarczego.  Jeżeli zatem rozważamy możliwość wybuchu konfliktu zbrojnego z udziałem Chin, to strategia wojenna Chińczyków w praktyce musi mieć charakter ofensywny na pozachińskim teatrze działań wojennych. Ofensywa jest koniecznością bez względu na to, czy Chiny zaatakują, czy zostaną zaatakowane. Podkreślmy, że ustalany ofensywny charakter chińskiej doktryny wojennej w pełni współgra z planami strategicznymi ideowych poprzedników chińskich komunistów: stalinowskiej Rosji bolszewickiej do czerwca 1941 r. oraz Układu Warszawskiego z ZSRR na czele w okresie Zimnej Wojny. Chińska strategia ofensywna może mieć dodatkowe umocowanie w ideologii elit chińskich, a nawet w poglądach rasowych (wyższość rasy żółtej).

Położenie geograficzne Chin nie pozostawia wyboru kierunku ataku.

Na południu zdatna do wykorzystania infrastruktura jest skupiona na terenie Indii. Indie jednak mają duży potencjał obronny, na który składa się liczba rezerwistów (spośród 1,15 mld ludności - drugie miejsce na świecie po Chinach) oraz naturalna rubież obronna w postaci najwyższych gór świata - Himalajów. Pozostaje kierunek północy i północno-zachodni.

Rosja z geostrategicznego punktu widzenia to idealny cel ataku Chin. Największe państwo świata (17 mln km2) o potencjale ludnościowym (140 mln mieszkańców) prawie dziesięciokrotnie (!) niższym od chińskiego (1,3 mld mieszkańców). Terytorium rozciągnięte równoleżnikowo, wręcz wyeksponowane niczym cielsko na chirurgiczne uderzenia rozcinające z południa. Bogactwa naturalne, przestrzeń do zasiedlenia, ziemie uprawne.

Zatem bez względu na sposób włączenia, czy sprowokowania Chin do wojny światowej, głównym celem ich ataku będzie Rosja. Sytuacja taka nie jest zaskakująca z historycznego punktu widzenia. Najeźdźcy z Azji podbili Ruś w 1223 r. (mongolsko-tatarska Złota Orda) i dopiero po bitwie na Kulikowym Polu w 1380 r. rozpoczął się proces odzyskiwania niezależności przez Słowian Wschodnich.

Imperium mongolskie

 sumawszytskichstrachow3.gif  

Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Mongol_Empire_History.jpg

Rosja zdaje sobie sprawę z tego, że jest celem ataku Chin. Zdradza to nerwowe postępowanie rosyjskich elit: pompatyczna mocarstwowość, komiczne zachowania w sprawie dyslokacji i ustalenia celów dla taktycznych i strategicznych sił jądrowych, paranoiczna obawa przed środkami antyrakietowymi w Polsce i Czechach. Dowodem na realne poczucie zagrożenia jest oficjalna doktryna wojenna Rosji. W 2010 r. Rosja przyjęła nową doktrynę wojenną, w której zapowiedziała wykonanie uderzenia nuklearnego w przypadku nie tylko ataku nuklearnego (uderzenie odwetowe, istota doktryny odstraszania nuklearnego), ale nawet samego zagrożenia sprawowania władzy przez obecne rosyjskie elity w obliczu ataku konwencjonalnego (uderzenie prewencyjne). Mimo spektakli medialnych Rosja nie jest zagrożona z Zachodu. Ani Polacy nie mają interesu w wojnie na Wschodzie, ani Unia Europejska nie ma w Rosji celów strategicznych. Jedynym potężnym sąsiadem Rosji, stanowiącym dla niej realne zagrożenie są Chiny. Nowa doktryna wojenna Rosji naszym zdaniem jest wymierzona w Chiny. Z punktu widzenia naszych rozważań jest w pełni uzasadniona z wojskowego punktu widzenia. Nuklearne uderzenie wyprzedzające na rozwijane fronty chińskie jest jedyną szansą na przełamanie osłony mobilizacji i zdezorganizowanie sił napastnika. Tylko takie działanie operacyjne umożliwia stępienie ostrza chińskich zagonów. Rosja dobrze wyuczyła się lekcji z  1941 r. kiedy Niemcy z siłami wielokrotnie mniejszymi niż Rosja uderzyli na rozwijane strategicznie doskonale uzbrojone potężne armie Stalina.

W jaki sposób Chiny mogą zaatakować Rosję? Praktycznie pewne użycie broni nuklearnej przez Rosję wymusza wojnę błyskawiczną z szybkim i głębokim wtargnięciem wojsk na terytorium rosyjskie. Atak nuklearny na rosyjskie silosy rakietowe, centra dowodzenia i główne węzły transportowe będzie skojarzony z uderzeniem kosmicznym (zniszczenie satelitów komunikacyjnych, wywiadowczych) oraz lawinowym uderzeniem lotniczym. Za nim natychmiast będą użyte związki pancerne wbijające kliny w obronę Rosjan, rozczłonkowujące ich fronty, uderzające na ich tyły, odcinające od zaopatrzenia, po czym okrążające w gigantycznych kotłach. Do ich likwidacji, okupacji terytorium i czystek etnicznych Chińczycy użyją jednostek zmotoryzowanych.

Rejon mobilizacji oraz ześrodkowania inwazyjnych sił Chin powinien być położony w możliwie najbliższej odległości od celów ataku i to w rejonie z istniejącą infrastrukturą transportową, tak na obszarze Chin, jak na kierunku natarcia. Spójrzmy na satelitarne zdjęcie Ziemi w nocy bezpośrednio obrazujące obszary zurbanizowane na euroazjatyckim teatrze działań wojennych.

Nocne zdjęcie Eurazji

 sumawszytskichstrachow4.gif  

Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/File:Earthlights_dmsp.jpg

Chiny w praktyce nie mają wyboru, co do miejsca ześrodkowania wojsk do ataku na Rosję, w którym istnieje niezbędna infrastruktura. Rozważania możemy ograniczyć do części północno-zachodniej oraz północno-wschodniej Chin. Część północno-wschodnia może stanowić rejon ześrodkowania do ataku na rosyjski Daleki Wschód. Ale krańcowokontynentalne położenie powoduje, że ten kierunek ataku będzie miał znaczenie pomocnicze. Zachodnie Chiny są w praktyce najlepszym miejscem koncentracji do ataku na Rosję.

Wytypowany rejon to brama z Chin do Azji Środkowej. Pomiędzy górami Tienszan, a Ałtajami (ponad 4 tys. m n.p.m.) znajduje się Kotlina i Brama Dżungarska, która otwiera Chiny na Kotlinę Bałchasko-Ałakolską i Pogórze Kazachskie. Kotliny te o powierzchni kilkakrotnie przekraczającej powierzchnię Polski stanowią prastary szlak koczowników z Chin do Azji Środkowej (Kazachstan). Przez nie przebiegała jedna z tras Jedwabnego szlaku.

Z punktu widzenia administracyjnego ziemie te po stronie chińskiej należą do regionu autonomicznego Sinkiang ze stolicą w Urumczi.

Strategiczne znaczenie Sinkiang dla Chin nie pozwala traktować jako przypadków: rozruchów w Urumczi w 2009 r. oraz zabawy w chowanego z Talibami w górach sąsiadującego z Sinkiang Afganistanu i Pakistanu. Nie stanowi również przypadku aktywność dyplomatyczna Chin w tym regionie, a zwłaszcza liderowanie w Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Dobre stosunki dyplomatyczne i gospodarcze z krajami Azji Środkowej są dla Chin bardzo cenne zwłaszcza w przypadku rozwijania na ich terytoriach armii prących na Rosję.

Użycie broni nuklearnej przez Rosję pociąga za sobą konieczność skrytej mobilizacji, ześrodkowania i nagłego nie zapowiedzianego ataku. Powodzenie w sensie wyjścia związków zmechanizowanych, w tym pancernych Chin na rosyjski obszar operacyjny wymaga rozwinięcia sił w czasie krótszym niż godziny i błyskawicznym parciem ord pancernych w głąb przestrzeni operacyjnej Rosjan. Przy tempie natarcia od 20 do 100 km dziennie chińskie zagony mogą pojawić się pod Moskwą  (odległość od Sinkiang do Moskwy ok. 3,5 tys. km) w ciągu od ok. 35 do 175 dni. Szybsze natarcie wymaga pozostawiania izolowanych dużych ośrodków miejskich i zgrupowań przeciwnika. Ich likwidacja może nastąpić w drugiej fazie, po zdezintegrowaniu systemu dowodzenia, zaopatrzenia i upadku morale Rosjan. Przy takiej strategii masowe użycie przez Rosję sił nuklearnych stanowiłoby w istocie samobójstwo i samozniszczenie, którego nie możemy wykluczyć pamiętając o tradycyjnym scytyjskim sposobie prowadzenia wojny (np. wyprawa Persów Dariusza I Wielkiego, ale i przemówienie Stalina z dnia 3 lipca 1941 r., stalinowski rozkaz nr 0428 z dnia 17 listopada 1941 r.). Takie postępowanie przy chińskich zasobach demograficznych oznaczałoby przyspieszenie upadku Rosji.

Cel w postaci zdobycia i utrzymania nowych terytoriów wymusza użycia naziemnych jednostek mobilnych. Do przemieszczania i zaopatrzenia tych jednostek niezbędna jest infrastruktura drogowa i kolejowa. Na jej budowę w czasie natarcia nie będzie czasu. Wymusza to skorzystania z istniejących korytarzy transportowych. Dzięki temu można z dużym prawdopodobieństwem wytypować główne kierunki natarcia Chińczyków.

Główną oś transportową Rosji stanowi Kolej Transyberyjska. Uderzenie w jej kierunku z Sinkiang spełni dwa cele. Po pierwsze zapewni dostęp do infrastruktury transportowej dla własnych wojsk. Po drugie nastąpi przecięcie rosyjskiej arterii transportowej, rozczłonkowanie frontów i uniemożliwienie przerzutu rosyjskich odwodów. Ten kierunek ma w praktyce jedną niedogodność. Obrońcy mogą oprzeć się o wielkie naturalne rubieże obronne – rzeki Ural, Wołgę, Don oraz Dniepr. Wołga w środkowym i dolnym biegu osiąga szerokość rzędu kilometrów.

Ograniczenie forsowania rzek jest możliwe przy natarciu z kierunku południowego z rejonu Kaukazu. Wówczas rzeki mogę wręcz wspomóc natarcie, jako niezniszczalna droga transportu. Rozwinięcie sił chińskich w tym kierunku jest możliwe poprzez środkowoazjatyckie państwa muzułmańskich Turków oraz Iran. Kierunek południowy przy okazji umożliwia zdobycie przez Chiny kontroli nad złożami ropy naftowej nad Zatoką Perską.

Ekspansja Chin na Bliskim Wschodzie jest wyraźnie dostrzegalna. Pod koniec 2009 r. Chińczycy zainwestowali w największe irackie złoże ropy naftowej. W lutym 2010 r. Chiny umocniły swoja obecność w Iranie zacieśniając współpracę w zakresie wydobycia gazu i ropy naftowej. Iran uzyskuje jawne poparcie Chin przeciwstawiających się eskalacji sankcji Rady Bezpieczeństwa ONZ w związku z irańskim programem atomowym. Jednym z najważniejszych sygnałów o chińskich interesach na Bliskim Wschodzie są umowy o współpracy z Arabią Saudyjską – dotąd tradycyjnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. Kontakty dyplomatyczno-gospodarcze Chin mogą być zapowiedzią odwrócenia sojuszy bliskowschodnich włącznie z sojuszami militarnymi. Taka ewentualność oprócz bliskości chińskiej potęgi może mieć również swoje źródło w antagonizmie izraelsko-arabskim oraz ideologicznym parciu islamu nie tylko przeciwko judaizmowi, ale również chrześcijaństwu. W takim wypadku południowy kierunek ataku na Rosję przez Kaukaz (być może z wariantem przez Bałkany) byłby bardziej prawdopodobny i to być może z udziałem nowych arabskich sojuszników.

Kombinacja kierunku północnego (stepowego) oraz południowego (kaukaskiego) umożliwia wyjście armii chińskiej na tyły Rosjan oraz okrążenie głównych sił rosyjskich. Rozbicie Rosji otworzy Chinom wrota do Europy.

Kierunki natarcia Chin

 sumawszytskichstrachow5.gif  

Politycy mogą włączyć Europę do światowego konfliktu zbrojnego znacznie wcześniej. Rosjanie będę poszukiwać sojuszników. Tradycyjnym europejskim sojusznikiem Rosji są Niemcy. Bogate kontakty polityczne, biznesowe oraz agenturalne Rosji w Niemczech ułatwią nawiązanie więzi sojuszniczych. Już obecnie elita niemieckich polityków i generalicji przebąkuje o przyjęciu Rosji do NATO. Nie ukrywa się przy tym, że celem ma być: „znalezienia balansu w związku z polityczną, ekonomiczną i strategiczną dynamiką wielkich azjatyckich mocarstw”. W tym kontekście warto się również zastanowić, czybudowa za wszelką cenę gazociągu północnego przypadkiem nie ma na celu uczynienie z narodów Europy swoistych zakładników Rosji dla wymuszenia pomocy wojskowej w konflikcie z Chinami. Po nawiązaniu przez Rosję aliansu z NATO Chińczycy mogą rozważać wykonanie ataku wprost na europejskie tyły frontu rosyjskiego, aby ująć Rosję w gigantyczne kleszcze. W takim wypadku na kierunku chińskiego natarcia znajdą się Bałkany i... Polska.

Władymir Putin szuka również sojuszników u potencjalnych nieprzyjaciół swojego nieprzyjaciela. W Indiach został jednak przyjęty z rezerwą. Wydaje się, że przywódcy Indii zdają sobie sprawę z rosnącego zagrożenia i relatywnie bezpieczni nie chcą wystawiać swojego państwa na chińskie ciosy.

Kiedy Chiny mogą być gotowe do wojny światowej?

Rozległość teatru działań wojennych wymusza użycie dziesiątek tysięcy samolotów, czołgów, transporterów, samochodów i ciągników. Ich produkcja zajmuje czas i zasoby gospodarki narodowej. Tak było w Rosji i Niemczech w latach trzydziestych XX w. W„Smoczych tajemnicach” wykazaliśmy, że w Chinach w 2009 r. zagadkowo wzrosła produkcja „traktorów” do 54 tys. sztuk ... miesięcznie. Równolegle zwiększono produkcję kerozyny o 50 %. Kerozyna jest paliwem lotniczym, ale może również służyć do napędu nowoczesnych silników turbowałowych w czołgach, które umożliwiają osiągnięcie przez czołg prędkości nawet do 90 km/h (np. amerykański M1 Abrams). O 20 % wzrosła również produkcja chemikaliów, które mogą być użyte do wytwarzania materiałów wybuchowych. Istnieją przesłanki do stwierdzenia, że produkcja ta była finansowana nie tylko z kredytów bankowych (chińska odpowiedź monetarna na kryzys), ale również z wydatków państwowych, które doprowadziły do poważnego deficytu budżetowego i wzrostu długu publicznego, który jest ukrywany przez władze chińskie.

Jednocześnie w  2009 r. w Chinach nastąpiło niebywale szybkie odbudowanie importu, mimo że światowy popyt na chińskie produkty tak istotnie nie wzrósł.

Import Chin

 sumawszytskichstrachow6.gif  

Źródła:

http://www.chinacustomsstat.com/CustomsStat/OperateForm/StatNewsViewAllow.aspx?guid=0ae0bff0-2be2-449b-9bde-c1e2d33bc303

http://www.chinacustomsstat.com/CustomsStat/OperateForm/StatNewsViewAllow.aspx?guid=c59e96a7-341b-4d5b-9c5e-9d4fc936c7a7

http://www.chinacustomsstat.com/CustomsStat/OperateForm/StatNewsViewAllow.aspx?guid=c737ca18-61e0-4e02-b041-4105ebb84310

Import Chin drastycznie spadał od października 2008 r. do stycznia 2009 r. o ok. 50 %. Tymczasem już od lutego 2009 r. import stopniowo odbudowywał się, aby  w styczniu 2010 r. przekroczyć wartość ze szczytu koniunktury latem 2008 r. Wzrost chińskiego importu nie jest przypadkowy. Stanowi oficjalną politykę Chin. Premier Wen Jiabao oczekuje zniesienia ograniczeń w eksporcie do Chin nowoczesnych technologii ze Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Przykładem zaskakującego wzrostu chińskiego importu jest węgiel kamienny. Chiny są największym na świecie producentem węgla. A mimo to w ostatnich miesiącach nastąpiło tak wielkie zapotrzebowanie Chin na węgiel, że gwałtownie wzrósł jego import nawet z Kolumbii (odległość 16 tys. km). Import ten wiąże się z popytem chińskich elektrowni i stalowni. Jakie jest jednak przeznaczenie wytapianej stali, a zapewne i metali kolorowych (np. produkcja aluminium jest bardzo energochłonna)?

Nieproporcjonalny do stanu gospodarki import (zwłaszcza przy podejrzeniach o zawyżeniu dynamiki PKB w oficjalnych statystykach) może wskazywać na skorzystanie z okazji (np. tanie zakupy surowców i półproduktów) lub na zwiększanie rezerw strategicznych lub na wykorzystanie do tajnych zbrojeń.

Jeżeli powyższe dane obrazują efekty mobilizacji gospodarki na potrzeby sił zbrojnych, to Chiny już osiągnęły wielokrotną przewagą w uzbrojeniu w stosunku do każdego kraju świata, a być może również w stosunku do całej reszty świata.

Chiny dysponują również wielomilionową nadwyżką demograficzną mężczyzn w wieku poborowym, która nie musi być wyłącznie skutkiem ubocznym chińskiej polityki demograficznej. Może być jej celem. Ponadto w ostatnich tygodniach lutego 2010 r. nastąpiło zadziwiające tąpnięcie na rynku pracy w Chinach. Nagle „zniknęły” takie masy pracowników, że wynagrodzenia równie nagle wzrosły o ponad 23 %. Jeszcze większe zdumienie budzą wyjaśnienia, że zniknęli pracownicy z głębi kraju, którzy nie powrócili do pracy po chińskim Nowym Roku. W głębi Chin nigdy nie było gęstego zaludnienia. Z drugiej strony ta interpretacja może wskazywać, że zaginieni pracownicy z jakiegoś powodu znajdują się rzeczywiście w głębi kraju. Pytanie: odpoczywają, szukają pracy, czy zostali potajemnie zmobilizowani?

Nie możemy wykluczyć, że  Chiny są przygotowane do rozpoczęcia wojny i mogą w każdej chwili dokonać rozwinięcia strategicznego sił zbrojnych (ok. 1-2 miesiące), najpierw w postaci ukrytej mobilizacji (np. pod pretekstem ćwiczeń, operacji antyterrorystycznej, zatrudnieniu przy robotach infrastrukturalnych w głębi kraju, przygotowania do usuwania skutków katastrofy naturalnej), a następnie mobilizacji jawnej, która będzie się odbywać częściowo w czasie trwania działań wojennych. Biorąc pod uwagę przeszkody rzeczne na kierunku natarcia sądzimy, że najdogodniejszy termin w roku kalendarzowym do rozpoczęcia działań zbrojnych to lato, aby związki zmechanizowane osiągnęły wielkie rzeki Rosji już skute lodem.

Dodatkową wskazówkę, do oceny prawdopodobieństwa wybuchu wojny światowej paradoksalnie stanowią negocjacje nad traktatem w sprawie rozbrojenia atomowego. Traktat taki będzie w szczególności zawierał procedury nadzoru nad likwidacją broni atomowej na terytoriach układających się stron. W praktyce w przypadku decyzji kierownictwa politycznego o rozpoczęciu wojny wymusza to wydanie rozkazu do rozwinięcia strategicznego i mobilizacji przed rozpoczęciem nadzoru międzynarodowego nad wykonywaniem traktatu. Przy okazji można wykorzystać czynnik zaskoczenia nad pogrążonymi w pokojowym letargu narodami.

Wojna światowa, nawet jeżeli zostanie sprowokowana przez Stany Zjednoczone, ponownie w większym stopniu dotknie inne niż amerykański kontynenty. Będzie toczyć się głównie na euroazjatyckim teatrze działań wojennych. Jak prawie sto lat temu, oraz jak siedemdziesiąt lat temu. Znowu…


Kataklizmy naturalne

Ostatnie miesiące obfitują w zaskakujące informacje naukowe, które oficjalnie wprawiają naukowców w zdumienie.

W latach 2008-2009 Słońce wykazywało wyjątkowo niską aktywność. Odrodzenie aktywności w lutym 2010  r. przyjęto z ulgą. Spójrzmy jednak na aktywność słoneczną z dłuższej perspektywy. Oznaką większej aktywności jest pojawianie się plam słonecznych. Plamy na Słońcu są metodycznie obserwowane od 1610 r. Zauważono silną korelację pomiędzy ich liczbą, a zmianami stężenia izotopu węgla 14C w szczątkach roślinnych (słoje drzew) oraz izotopu berylu 10Be w rdzeniach lodowych. Dysponując danymi o 14C oraz 10Be z okresu ostatnich ok. 11 tys. lat (za ten okres dostępne są precyzyjnie datowane na podstawie przyrostów słojów próbki drzew) naukowcom udało się odtworzyć zmiany aktywności słonecznej.

Liczba plam słonecznych

 sumawszytskichstrachow7.gif    

Źródło: http://cc.oulu.fi/~usoskin/personal/nature02995.pdf

Słońce od ok. 1940 r. wykazuje rekordową od tysięcy lat aktywność. W tym kontekście przewidywana przez niektórych naukowców większa o 50 % aktywność Słońca w obecnym nowym 24 cyklu nie będzie czymś nadzwyczajnym, a wpisze się w niepokojąca prawidłowość. Słońce może być tak aktywne jak przed ok. 11 tys. lat.

Przejdźmy granicę najmłodszej epoki geologicznej - holocenu (od ok. 11,7 tys. lat temu do dzisiaj). W artykule „Końce świata”wzmiankowaliśmy stężenie izotopu 10Be na przestrzeni ostatnich 110 tys. lat. W szczególności doskonale widoczne są dwa szczególnie duże piki stężenia izotopu. Ok. 63 tys. lat temu doszło do kulminacji na poziomie trzykrotnie wyższym od wyjściowego. Kolejne maksimum wystąpiło ok. 15 tys. lat temu, kiedy przekroczyło średni poziom w holocenie ponad pięciokrotnie. Obie kulminacje są związane z bardzo dynamicznym ociepleniem na Ziemi („Słońce”) i cofaniem lądolodu. Niezwykle silnie zjawisko to wystąpiło w czasie największego piku stężenia 10Be. Na tyle silnie, że lądolód nie tylko wycofał się z połowy terytorium Polski, ale wręcz z Europy  (za wyjątkiem lodowców górskich). Zakończenie ostatniego zlodowacenia było przełomem w rozwoju naszej cywilizacji. Zamiast walczyć o przetrwanie w ciągu zaledwie 10 tys. lat zbudowaliśmy cywilizację ery atomowej.

Izotop berylu 10Be  powstaje głównie w atmosferze z izotopu tlenu 16O oraz azotu 14N pod wpływem promieniowania kosmicznego. Ma zatem pochodzenie kosmogeniczne, niezależne ani od człowieka, ani od obiegu pierwiastków na Ziemi. Pozwala to typować aktywność słoneczną na potencjalnego sprawcę zarówno zmian stężenia omawianego izotopu jak i zmian zasięgu zlodowaceń. Poszukajmy związków o charakterze przyczynowo-skutkowym.

Pomiędzy opadem izotopu 10Be, a aktywnością słoneczną istnieje korelacja odwrotna. Im mniej berylu tym aktywniejsze Słońce, im więcej izotopu tym Słońce mniej aktywne. Izotop 10Be powstaje pod wpływem bombardowania izotopów tlenu 16O oraz azotu 14N  w atmosferze wysokoenergetycznym promieniowaniem kosmicznym. Źródłem promieniowania kosmicznego są gwiazdy oraz procesy zachodzące w centrach galaktyk. Promieniowanie kosmiczne generuje m.in. nasze Słońce. Im większa aktywność słoneczna tym tego promieniowania jest więcej. Z tym, że jest to promieniowanie generalnie niskoenergetyczne. A zatem nie jest ono przyczyną powstawania izotopu 10Be. Wysokoenergetyczne promieniowanie niezbędne do tego procesu napływa do Ziemi spoza Układu Słonecznego (tzw. promieniowanie galaktyczne). Gdy Słońce staje się aktywniejsze, nie tylko generuje więcej niskoenergetycznego promieniowania kosmicznego, ale również wzrasta natężenie jego pola magnetycznego. Promieniowanie kosmiczne to zasadniczo strumień protonów (jądro atomu wodoru), cząstek alfa (jądro atomu helu) oraz elektronów. Stąd pole magnetyczne odchyla te poruszające się ładunki elektryczne. Im silniejsze pole magnetyczne, tym odchylenie większe. Pole magnetyczne Słońca odchyla napływające do Układu Słonecznego wysokoenergetyczne kosmiczne promieniowanie galaktyczne. Aktywność Słońca moduluje to odchylenie. Im Słońce jest aktywniejsze tym jego pole magnetyczne jest silniejsze, bardziej odchyla promieniowanie galaktyczne, mniej tego promieniowania dociera do Ziemi i w atmosferze powstaje mniej izotopu berylu 10Be. Jest to przyczyna odwrotnej zależności pomiędzy aktywnością Słońca, a ilością powstającego w atmosferze izotopu berylu 10Be.

„Myśleniu” przywołaliśmy teorię o wpływie promieniowania kosmicznego na klimat. Promieniowanie kosmiczne sprzyja powstawaniu w atmosferze aerozoli, a te pociągają za sobą kondensację pary wodnej w postaci chmur. Z kolei pokrywa chmur wywołuje efekt cieplarniany, zatrzymując część odbitego od Ziemi promieniowania cieplnego. Podsumowując: większa aktywność Słońca → wzrost pola magnetycznego Słońca → skuteczniejsza osłona Ziemi przed wysokoenergetycznym promieniowaniem kosmicznym → mniejsza pokrywa chmur → chłodniej. Związek przyczynowo skutkowy wydaje się logiczny, a jednak jest coś co nie pozwala zaprzestać dociekań. Sceptycy wpływu Słońca na klimat Ziemi powołują się na teoretycznie zbyt niską wrażliwość klimatu na przywołane oddziaływanie. Teoria nie pozwala wytłumaczyć bardzo dynamicznych zmian, których Ziemia i nasi przodkowie doświadczali. Tak jakby były jeszcze jakieś inne czynniki. Nota bene problem olbrzymiej dynamiki zmian klimatu w przeszłości niepokoi twórców teorii antropogenicznego ocieplenia. Aby zapobiec jej falsyfikacji poszukują oni dodatnich sprzężeń zwrotnych, które ich zdaniem autonomicznie bez udziału czynników zewnętrznych dynamizują zmiany klimatu w oparciu o relatywnie niewielkie zmiany interesujących ich czynników (np. stężenie CO2).

Zastanówmy się, czy niskoenergetyczne promieniowanie kosmiczne naszego Słońca ma jeszcze jakiś związek ze stanem Ziemi.

Niskoenergetyczne promieniowanie Słońca dociera na Ziemię w sposób ciągły. Nazywamy je wiatrem słonecznym. Gdy Słońce jest pobudzone wzrasta natężenie wiatru słonecznego. Szczególnie duże natężenia występuje, gdy na Słońcu dochodzi dokoronalnych wyrzutów masy skierowanych w stronę Ziemi.

Nie budzącym wątpliwości i spektakularnym efektem docierania na Ziemię wiatru słonecznego są zorze polarne. Cząstki wiatru słonecznego odchylane są przez pole magnetyczne Ziemi, ale ich część wpada do atmosfery ziemskiej w rejonie biegunów magnetycznych. Tam zderzają się ze składnika atmosfery powodując ich wzbudzanie i emisję promieniowania widzialnego – zorzy polarnej. Generalnie zorze występują na obszarach za kołami podbiegunowymi. W przypadku szczególnie dużego natężenia wiatru słonecznego można je zobaczyć np. nawet na szerokości geograficznej M. Śródziemnego. Kolor zorzy zależy od wzbudzanego atomu. Dominujący składnik atmosfery – azot świeci na czerwono, bordowo, purpurowo lub niebiesko, tlen na czerwono i zielono, wodór i hel na niebiesko i fioletowo. W 1859 r. praktycznie na całej Ziemi obserwowana zorzę polarną po gigantycznym koronalnym wyrzucie masy. Grozę budziła nie tylko jasność, awarie urządzeń elektrycznych (np. telegrafów), ale również karmazynowy kolor.

Określenia wiatr słoneczny, niskoenergetyczne promieniowanie kosmiczne stwarzają złudzenie, że mamy do czynienia ze zjawiskiem delikatnym, prawie niematerialnym, które co najwyżej sprawia psikusy w energetyce czy telekomunikacji. No bo czegóż więcej można spodziewać się po jądrach atomów wodoru, helu, czy elektronach, które głównie składają się na wiatr słoneczny?

Spójrzmy na przykłady koronalnych wyrzutów masy zaobserwowanych przez satelitę SOHO.

Koronalne wyrzuty masy (film 14 MB)

 sumawszytskichstrachow8.gif  

Źródło: http://soho.esac.esa.int/gallery/Movies/C3may98/C3may98.mpg 

Niebieskie koło w centrum obrazu zasłania tarczę słoneczną. U jego krawędzi (korona słoneczna) dostrzegamy emisję wiatru słonecznego i całe serie koronalnych wyrzutów masy. Porównanie ich skali z wielkością Słońca pozwala na ocenę tak masy, jak i prędkości. Dolny limit masy przeciętnego pojedyńczego wyrzutu ze Słońca to 1,6 mld ton plazmy, zaobserwowana prędkość cząstek waha się od 20 do 3200 km/s. Olbrzymia masa, olbrzymia prędkość, olbrzymia energia. Co więcej wyrzuty są ukierunkowane niczym plazmowe strzały.

Koronalne wyrzuty masy w Układzie Słonecznym

 sumawszytskichstrachow9.gif  

Źródło: http://www.nasa.gov/mission_pages/ibex/IBEXPhoto6.html

Co się dzieje poza zorzami, gdy na drodze wyrzutu plazmy jest Ziemia?

Żeby poczuć namiastkę potęgi Słońca zobaczmy jak ziemska magnetosfera radzi sobie z odchyleniem strumienia cząstek wiatru słonecznego.

Wiatr słoneczny i pole magnetyczne Ziemi (film 20,5 MB)

 sumawszytskichstrachow10.gif  

Źródło: http://www3.nict.go.jp/y/y223/simulation/realtime/movie/2008/test_6.20080226.avi

Wyrzut koronalny to strumień plazmy: jąder atomowych i elektronów posiadających ładunek elektryczny. Poruszające się ładunki elektryczne wytwarzają pole magnetyczne. Oddziaływanie pola magnetycznego poruszających się ładunków oraz ziemskiego pola magnetycznego można porównać do poduszek magnetycznych. Jakby dwa jednoimienne bieguny magnesu odpychały się.

Ziemskie pole magnetyczne prawdopodobnie wytwarzają strumienie płynnego zewnętrznego jądra Ziemi (dynamo magnetohydrodynamiczne).

Przekrój przez Ziemię

 sumawszytskichstrachow11.gif  

Źródło: http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Earth-crust-cutaway-polish.svg&filetimestamp=20070915164716

Pole magnetyczne wytwarzane przez wiatr słoneczny oddziaływując z ziemskim polem magnetycznym wpływa właśnie na tę płynną masę, odkształca ją, zmienia drogi i szybkość konwekcji. Odkształcenia są tłumione, ale i przenoszone przez magmę płaszcza Ziemi. Na tej magmie pływają trące o siebie skorupy kontynentów. Zmiany natężenia wiatru słonecznego generują zmienne pole magnetyczne, które zakłóca stan równowagi w płynnym jądrze, a ono z kolei wpływa na magmę. Impulsy przenoszone przez magmę wstrząsają krami kontynentalnymi i inicjują wyzwolenie napięć tektonicznych m.in. w miejscach styku płyt. Może również dojść do zmiany położenia sąsiadujących płyt tektonicznych względem środka Ziemi, co skutkować będzie znikaniem całych lądów pod powierzchnią wody i jednoczesnym wypiętrzeniem nowych lądów, aż do osiągnięcia nowego stanu równowagi. Jednocześnie magma będzie intensywniej wypływać na powierzchnię po zaburzeniu równowagi w zbiornikach podwulkanicznych. Ulegną wzmożeniu erupcje wulkanów.  Zjawiskom tym mogą towarzyszyć gigantyczne katastrofy ekologiczne. Przemieszczenia i wstrząsy skorupy ziemskiej mogą np. uwolnić związki chemiczne skupione obecnie na dnach mórz. Szczególnie groźne w tym aspekcie jest M. Czarne. Jedna z etymologii jego nazwy pochodzi od koloru wody w głębinach, w której zalegają gigantyczne ilości siarkowodoru. Ruchy tektoniczne w obrębie dna M. Czarnego mogą wyzwolić bombę chemiczną z cuchnącego i śmiertelnego gazu.

W przypadku szczególnie silnego impaktu wiatru słonecznego jego pole magnetyczne może wręcz przydusić ziemskie pole magnetyczne. Przepływ płynnego żelaza w dynamie ulega wówczas takiemu zakłóceniu, że strumień żelaza zaczyna krążyć w przeciwnym kierunku. Ziemskie bieguny magnetyczne odwracają się. Dochodzi do przebiegunowania. Towarzyszą temu szczególnie silne wstrząsy i ruchy tektoniczne oraz wzmożone erupcje wulkaniczne.

Podkreślamy, że bez względu na przyczynę mającego w przeszłości wielokrotnie miejsce przebiegunowania magnetycznego Ziemi towarzyszyć temu z wysokim prawdopodobieństwem będzie intensywna aktywność tektoniczna i wulkaniczna. Zmiana biegunów jest w praktyce równoznaczna ze zmianą kierunku konwekcji strumieni w zewnętrznym jądrze Ziemi, co przez magmę płaszcza Ziemi oddziaływuje na skorupę ziemską. Intensywność ta jest duża z punktu widzenia ludzkiego. Kilkukilometrowe ruchy skorupy ziemskiej to zagrożenie unicestwienia całych państw, narodów, kontynentów. Ale z punktu widzenia planety Ziemia (średni promień 6371 km) są to tylko mało znaczące drgnięcia.

W skrajnym przypadku wyjątkowo potężnego impaktu na Ziemię plazmy słonecznej (wysoka masa, wysoka prędkość) o charakterze potężnego udaru, można sobie wyobrazić jeszcze jedno zjawisko. Pola magnetyczne ziemskie oraz wiatru słonecznego są przeciwstawne. Na ziemskie dynamo działa siła rozrywająca, tłumiona lepkością, grawitacją, napięciem powierzchniowym. Ale może się zdarzyć, że te siły będą za małe. A wtedy… Nie wykluczamy, że skutki takiego zdarzenia z przeszłości są od dziesiątek lat dostrzegalne przez nas w Układzie Słonecznym.

Wzrost wulkanizmu na skutek większej aktywności słonecznej powoduje zwiększenie zapylania atmosfery, co osłabia dopływ promieniowania słonecznego i obniża temperaturę na Ziemi. Liczne i silne erupcje wulkaniczne mogą doprowadzić wręcz do zjawiska zimy wulkanicznej. Zauważmy, że łańcuch przyczynowo-skutkowy: większa aktywność Słońca → wzrost wielkości i częstości impaktów słonecznych wyrzutów masy → wzrost aktywności wulkanicznej  → zapylenie atmosfery → chłodniej działa w tym samym kierunku, co efekt związany ze zmianami pokrywy chmur.

 

Wśród sensacyjnych obserwacji astronomicznych ostatnich kilku miesięcy zadziwiające są zderzenia asteroid i komet.

Preludium nastąpiło 15 lat temu w lipcu 1994 r. W Jowisza uderzyło kilkadziesiąt fragmentów komety Shoemaker-Levy 9, wywołując potężne impakty. Skutkiem największego z nich była plama w jowiszowej atmosferze o średnicy ponad 12 tys. km (rząd wielkości średnicy Ziemi), która powstała po impakcie cząstki komety o wymiarze ok. 2 km, który wyzwolił energię ok. 6 tys. Gt trotylu. Fantastyczny spektakl natury oglądał wówczas cały świat.

Tym większe zdumienie budzi pierwszy z serii ostatnich impaktów. W lipcu 2009 r. niezależny astronom przy absolutnym milczeniu NASA i innych zawodowców odkrył impakt w Jowisza. Przeoczyć impaktu nie można było, albowiem jego efektem stała się plama o wielkości ok. 8 tys. km (ponad jeden promień Ziemi). Dokładnie w tym samym czasie zawodowcy milczeli, gdy kolejny astronom amator odkrył tajemniczą plamę na Wenus o wielkości ok. 1 tys. km. Do dzisiaj nie określono przyczyn jej powstania, wysuwając hipotezę m.in. o wybuchu wulkanu (mimo dotychczasowego przeświadczenia o braku aktywności wulkanicznej na Wenus) lub o impakcie komety.

Co jeszcze bardziej zdumiewające dowodnie zaobserwowano coś, co racjonalny umysł ludzki potrafi zinterpretować tylko jako zderzenie asteroid lub komet. W dniu 29 stycznia 2010 r. teleskop Hubble wykonał zdjęcie,  lecącego sobie przez Układ Słoneczny ni mniej ni więcej tylko krzyża.

Krzyż w Układzie Słonecznym

 sumawszytskichstrachow12.jpg  

Źródło: http://hubblesite.org/newscenter/archive/releases/2010/07/image/a/

W momencie odkrycia krzyż znajdował się ok. 300 mln km od Słońca (2 AU – jednostki astronomiczne), czyli za orbitą Marsa na granicy pasa planetoid. Zderzenie asteroid z uwagi na ich relatywnie małą wielkość, wysoką prędkości i olbrzymie odległości (w stosunku do wielkości) należy do kategorii kosmicznych cudów. Jeszcze mniej prawdopodobne jest zderzenie komet, te bowiem w świetle aktualnej wiedzy nie dominują w pasie planetoid.

Okazuje się, że również komety odbywają wręcz swoiste wycieczki na Słońce, w którym giną. Idą jak za rączkę po sznurku. Nawet po kilka na raz, z tego samego kierunku, w odstępie kilku dni. Takie zjawisko nigdy jeszcze nie było obserwowane.

Impakty kolejnych komet na Słońcu

 sumawszytskichstrachow13.gif  

Źródło: http://sohowww.nascom.nasa.gov/pickoftheweek/C3comet_strip.jpg

W krótkim czasie mieliśmy do czynienia z co najmniej kilkoma kosmicznymi cudami. Na tej podstawie można sformułować tezę, że jesteśmy świadkami wzrostu prawdopodobieństwa kolizji w Układzie Słonecznym z udziałem komet i asteroid.

Według współczesnych teorii źródłem komet jest pas Kuipera (wraz z dyskiem rozproszonym) i obłok Oorta. Komety krążą tam po orbitach o niskiej ekscentryczności (bliskich okręgowi). Pojawienie się komet w centrum Układu Słonecznego następuje w wyniku spowodowanej jakimś oddziaływaniem grawitacyjnym zmiany orbit komet poprzez wzrost ekscentryczności (wydłużenie orbity – orbita eliptyczna) i tym samym zbliżenie się orbit do Słońca i wewnętrznych planet Układu Słonecznego, w tym Ziemi. Przykładem obiektu o mocno wydłużonej orbicie jest odkryta w 2003 r. planetoida 90377 Sedna, krążąca pomiędzy dyskiem rozproszonym, a obłokiem Oorta. Jej wielkość (ok. 1400 km, 8.3 × 1020–7.0 × 1021 kg) sugeruje wpływ na wyciągnięcie orbity czegoś bardzo masywnego (niezbędne silne oddziaływanie grawitacyjne).

Powstaje pytanie czy dowodny wzrost częstości kolizji w Układzie Słonecznym, a właściwie wzrost ilości komet „wstrzeliwanych” do  centrum Układu Słonecznego z jego krańców jest powiązany z aktywnością Słońca tylko czasowo, czy również przyczynowo-skutkowo. Innymi słowy czy coś może jednocześnie wydłużać (wyciągać) orbity komet i wpływać na Słońce.

Nie wykluczamy, że taki związane istnieje.

Według magnetohydrodynamicznej teorii powstawania plam słonecznych, czy ogólniej aktywności słonecznej przejawem aktywności Słońca są przebijające się do powierzchni Słońca (fotosfery) strumienie pola magnetycznego jakby wklejone w towarzyszącą im plazmą. Plazma jest obiektem materialnym na które oddziaływuje pole grawitacyjne. Obecnie niepopularna teoria powstawania plam słonecznych uznawała oddziaływanie grawitacyjne (np. szczególnych układów planet Układu Słonecznego), za przyczynę powstawania pływów na Słońcu (analogicznie do ziemskich odpływów i przypływów mórz na skutek grawitacji Księżyca), które okresowo uzewnętrzniają się w formie plam słonecznych. Słońce jest podatne na pływy grawitacyjne z uwagi na swą budowę z plazmy, do której stosuje się zasady mechaniki płynów. Na powierzchni Słońca dostrzeżono np. fale plazmy o charakterze gigantycznego tsunami. Magnetohydrodynamiczny mechanizm powstawania plam dobrze tłumaczy obserwowane zjawiska w krótkim okresie czasu (kilkadziesiąt lat). Ale nie radzi sobie z przyczynami dłuższych okresów czy wzmożonej lub osłabionej (np. słynne minimum Maundera) aktywność słonecznej. Być może czynnikiem modulującym lub nawet synchronizującym (rezonans) pracę słonecznego dynama jest oddziaływanie grawitacyjne. Jakieś pole grawitacyjne może wspomagać „wyciąganie” strumieniu plazmy i skojarzonych z nimi strumieni magnetycznych na powierzchnię Słońca.

Skąd może pochodzić pole grawitacyjne oddziaływujące na Słońce? W kosmosie na jego brak narzekać nie możemy. Słońce nie stoi w miejscu. Krąży wokół centrum galaktyki Drogi Mlecznej. Raz jest bliżej, raz jest dalej. Raz siła grawitacji jest silniejsza, raz słabsza. W swym ruchu obiegowym w Drodze Mlecznej Słońce nie jest samo. Wraz z nim krąży ok. 400 mld gwiazd. Z różną prędkością, po różnych orbitach. Raz zbliżających się wzajemnie, raz oddalających się. Zbliżających się na tyle, że tworzą skupiska - ramiona Drogi Mlecznej

Ramiona galaktyki jako efekt ruchu obiegowego gwiazd (film 83,5 MB)

 sumawszytskichstrachow14.gif  

Źródła:

http://arxiv.org/ftp/arxiv/papers/0901/0901.3503.pdf

http://rqgravity.net/images/spiralmotions/gss.avi

Obecnie Słońce znajduje się w Ramieniu Oriona Drogi Mlecznej. I co tysiące lat mija kolejne gwiazdy.

Odległość między gwiazdami a Słońcem (kropkowany pas – orientacyjne umiejscowienie obłoku Oorta)

 sumawszytskichstrachow15.gif  

Źródło: http://arxiv.org/PS_cache/arxiv/pdf/1003/1003.2160v1.pdf

Zaburzenia grawitacyjne w trakcie ruchu Słońca związane z oddziaływaniem z mijaną gwiazdą najpierw narastają w miarę zbliżania, osiągają maksimum gdy odległość osiąga minimum, a następnie zmniejszają się w miarę oddalenia. W ciągu ostatnich 200 tys. lat gwiazdy mijały Układ Słoneczny wyjątkowo w odległości przekraczającej 2 pc (parseki) tj. ok. 6,5 lat świetlnych. Zbiegiem okoliczności od tego czasu na Ziemi żyje i rozwija się nasz gatunek homo sapiens sapiens („Zaranie”). Sytuacja właśnie ulega zmianie. Układ Słoneczny mija kilka gwiazd w relatywnie bliskiej odległości. Jedną z nich jest Proxima Centauri – obecnie najbliższa Ziemi gwiazda znajdująca się teraz w odległości 4,22 lat świetlnych. Za 27 tys. lat zbliży się ona jeszcze bardziej na odległość 2,9 lat świetlnych. Obłok Oorta rozciąga się od 0,80 roku świetlnego do ok. 3,16 lat świetlnych od Słońca (według niektórych szacunków). Tym samym Proxima Centauri może powodować destabilizację dotychczasowych obiektów w obłoku Oorta m.in. wydłużając ich orbity i wstrzeliwując je do Układu Słonecznego. Zaburzenia w obłoku mogę być zwielakratniane przy wyjątkowo niekorzystnym układzie mijających gwiazd, albowiem siła grawitacji jest addytywna wektorowo. Jako złowrogą ciekawostkę odnotujmy, że za 1,4 mln lat do Słońca zbliży się gwiazda Gliese 710 i to na odległość ok. 0,6-1,0 roku świetlnego wprost przenicowując obłok Oorta.

Ale Słońce mija nie tylko dotychczas widzialne gwiazdy. Wśród mijanych obiektów są również obiekty nie emitujące światła widzialnego. Są nimi m.in. brązowe karły – obiekty gwiazdopodobne o masach poniżej ok. 8 % masy Słońca, w których nie zachodzącą reakcje syntezy jądrowej wodór → hel. Większości takich obiektów jeszcze nie znamy. Jeszcze. Albowiem w grudniu 2009 r. wystrzelono satelitę WISE, który prowadzi obserwację w podczerwieni. Naukowcy spodziewają się odkrycia licznych obiektów gwiazdopodobnych, również mijających Słońce w relatywnie bliskiej odległości.

Gwiazdy i brązowe karły w otoczeniu Układu Słonecznego obecnie oraz symulacja po skaningu przez WISE

 sumawszytskichstrachow16.jpg  

Źródło: http://wise.ssl.berkeley.edu/gallery_brown_dwarf.html

Z perspektywy kilku milionów lat mijanie gwiazd i innych obiektów o istotnym dla Układu Słonecznego oddziaływaniu grawitacyjnym jest zjawiskiem powtarzalnym, prawie periodycznym. Do mijania dochodzi rzadziej (ruch Słońca poza ramionami Drogi Mlecznej) lub częściej (ruch w ramionach Galaktyki). Gdy perspektywę wydłużymy do dziesiątków milionów lat pojawi się dłuższy cykl obejmujący i rozkwit ekosystemów (z rozwojem nowych form życia na skutek mutacji wywołanych promieniowaniem kosmicznym) z ciepłym klimatem (ruch poza ramionami) jak i zagładę części ekosystemów w trakcie zlodowaceń (ruch w ramionach).

Ta quasi regularność przy jednoczesnym trudno wyobrażalnym powiązaniu np. zmian klimatycznych z odległymi i to prawdopodobnie najczęściej nie widocznymi gołym okiem obiektami rodzi przeświadczenie, że Ziemia z punktu widzenia klimatu jest obiektem praktycznie izolowanym. Sformułowanie teorii wyjaśniającej dynamiczne zmiany klimatu utrudnia przy tym mała wrażliwość klimatu na pojedyńcze zaburzenie. Jednak jeżeli istotnie przyczyna omawianych wyżej jednoczesnych zjawisk jest ta sama, to przestaje budzić zaskoczenia nagłość zmian klimatycznych na Ziemi. Transmisja zaburzeń (prawdopodobnie głównie grawitacyjnych) spoza Układu Słonecznego odbywa się licznymi drogami.

Transmisja na Ziemię zaburzeń wywoływanych bliskim przejściem gwiazdy lub obiektu gwiazdopodobnego

 sumawszytskichstrachow17.gif  

Każda z dróg z osobna jest za słaba, aby wytłumaczyć dynamikę zmian klimatycznych. Stąd sceptycyzm i powątpiewanie, co do sprawczości każdej z nich, mimo dostrzegania jakiejś korelacji. Ale jeżeli istotnie nie są to przyczyny niezależne, ale współzależne, to ich wspólne działanie jest wystarczające do wywołania takich wahań klimatycznych na Ziemi, jakie już znamy z przeszłości, łącznie z nastawaniem epok lodowcowych i ich ustępowaniem. Podkreślmy również probabilistyczny charakter zjawiska. Mijaniem gwiazd, brązowych karłów i innych obiektów rządzi chaos deterministyczny. Koronalne wyrzuty masy ze Słońca odbywają się w różnych kierunkach. Przeważnie na drodze plazmy nie ma Ziemi. To czy plazma trafi w Ziemię rządzi się przypadkiem. Dalej odkształcenia magmy pod skorupą ziemską nie zawsze wywołają rozładowanie napięć tektonicznych, czy erupcję wulkanu. Tu również rządzi przypadek. I wreszcie przypadek powoduje, czy Ziemia znajdzie się na torze ruchu jakiejś komety wstrzelonej do centrum Układu Słonecznego przez siły grawitacji. W rezultacie zmiany klimatu mają również charakter probabilistyczny. Nie ma możliwości wskazania, że dane zjawisko wystąpi, ale możemy określić czy zmieniło się jego prawdopodobieństwo. Podobnie z tych obiektywnych przyczyn przebiegunowania nie wykazują jakieś stałej prawidłowości np. okresowości. To czy nastąpią zależą od przypadku, a właściwie pecha, że za duży ładunek plazmy za szybko poleci akurat w kierunku naszej planety.

Gdyby na Układ Słoneczny nie działały zmieniające się siły pochodzenia galaktycznego, to na Ziemi panowałaby relatywna równowaga tektoniczna, wulkaniczna i klimatyczna. Przy czym ta ostatnia modulowana byłaby głównie zmianami orbity i osi Ziemi w stosunku do Słońca (cykle Milankovicia). Zmiana sił oddziaływujących na Słońce i Ziemię ze strony pobliskich przemieszczających się gwiazd i innych masywnych obiektów powoduje zaburzenie tej równowagi. Zaburzenia te są szczególnie intensywne przez zbliżaniu się takiego obiektu do Układu Słonecznego jak i przy jego oddalaniu się. Okres maksymalnego zbliżenia może być relatywnie spokojny z uwagi na względną stabilność siły grawitacji (niewielkie zmiany odległości). Zaburzenie grawitacyjne są przy tym akcelerowane poprzez różne współbieżne drogi  transmisji, co skutkuje dynamicznymi odchyleniami klimatu od trendu, często o katastrofalnym dla ekosystemów przebiegu.

To co dzieje się ze Słońcem, jego przemilczany w mediach wzrost aktywności w skali tysiącletniej, może być zwiastunem powrotu do przeszłości. Przeszłości nie tylko Ziemi, ale również człowieka, naszych przodków. Jedna przyczyna może wywoływać jednoczesny wzrost prawdopodobieństwa: olbrzymich ruchów tektonicznych, trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów, impaktów komet i asteroid, zapylenia, ochłodzenia, upadku rolnictwa, cywilizacji. A to wszystko w upiornej krwawej poświacie zórz polarnych na całej Ziemi. Ten obraz część z nas zna…

Suma strachów

Każde z wyżej opisanych trzech globalnych zagrożeń nie jest jednak najgorszym, co może spotkać ludzkość. Z punktu widzenia statystycznego, jednoczesne spełnienie się zarysowanych scenariuszy jest relatywnie mało prawdopodobne. Gdyby nie jedno. One mogą być współzależne.

Ogólnoświatowa skala kryzysu oraz jego głębokość powodują powstawanie naturalnych porównań z Wielką Depresją z 1929 r. nie tylko w kontekście gospodarczym, ale również politycznym i społecznym. Tak jak II Wojna Światowa de facto zakończyła Wielką Depresję, tak kolejna powszechna wojna może być uznawana przez władze za remedium na obecny kolaps. Rządowy popyt na produkcję zbrojeniową, mobilizacja rezerwistów, wojenna kontrola cen, wykorzystywanie patriotyzmu jako narzędzia integrującego narody to sprawdzone narzędzia zahamowania dezintegracji gospodarki i ożywienia wskaźników koniunkturalnych produkcji i zatrudnienia. A przede wszystkim zachowania władzy. Władze akceptują również zniszczenia wojenne, świadome że odbudowa to popyt, produkcja i zatrudnienie. Z tego wąskiego punktu widzenia nie ma znaczenia, że to już któraś odbudowa, stracony czas i zahamowanie postępu materialnego. Jednocześnie gigantyczny popyt militarny, a następnie inwestycyjny rodzi napięcia strukturalne – deficyty budżetowy i handlowy. Tam zaś kryje się interes dla bankierów, którzy szczodrze mogą wykreować pieniądz udzielając kredytów. Tak jak podczas I Wojny Światowej, jak i II Wojny Światowej. I zarobić. Na każdej ze stron.

Jeżeli Ziemię może spotkać planetarna katastrofa naturalna, to przestają budzić zdziwienie przygotowania mobilizacyjne na całym świecie. Samo zwiększenie prawdopodobieństwa katastrofy mogło stanowić dla poinformowanych sygnał do wyprzedaży zagrożonych aktywów („Motyw”), co przekuło kolejne bańki spekulacyjne i detonowało kryzys finansowy i gospodarczy. Kryzys ten może ulec drastycznemu pogłębieniu, po pojawieniu się kolejnych sygnałów zagrożenia, których naukowcy i politycy nie będą w stanie lekceważyć wyrazami zaskoczenia i zdumienia. To wywoła załamanie gospodarcze na rynkach finansowych całego świata, ze szczególnie negatywną wyceną aktywów związanych z terenami zagrożonymi.

Współczesny podzielony świat nie jest przygotowany na zminimalizowanie skutków katastrofy o charakterze planetarnym. Chaos i bezsilność doskonale pokazują lokalne katastrofalne trzęsienia ziemi na Haiti (styczeń 2010 r.) oraz w Chile (luty 2010). Unicestwienie całych rejonów świata będzie stanowiło impuls do ruchów migracyjnych – wielkiej wędrówki ludów. Nasilenie migracji grozi zwiększeniem problemów gospodarczych i społecznych, które już obecnie stanowią nierozwiązywalny węzeł gordyjski (np. islamska imigracja do Europy). W przypadku państw najlepiej zorganizowanych i narodów zdyscyplinowanych migracje mogą przybrać charakter wojny ofensywnej w celu zajęcia nowej przestrzeni życiowej. Dotyczy to w szczególności Chin, których najludniejsza część (wschodnie niziny) jest wręcz wyeksponowana na zniszczenia w wyniku tsunami. Wpływa to na zwiększenie zagrożenia wybuchu wojny napastniczej prowadzonej przez Chiny na euroazjatyckim teatrze działań wojennych. Tylko w ten sposób Chiny mogą zdobyć terytorium dla osiedlenia osób ewakuowanych z zagrożonych zniszczeniem terenów nadbrzeżnych.

Wśród tych z nas, którzy czują zbliżające się katastrofy, są i tacy którzy są przekonani, że nastąpi odrodzenie. Czują, że dojdzie do olbrzymiej zmiany na lepsze. Czują, że stoimy u progu istotnego zmniejszenia ryzyka wojen i wzajemnych rzezi, likwidacji głodu i przyczyn migracji zarobkowych, powiększenia wolności i odrodzenia ludzkiego braterstwa, poznania i zdobywania nowego. Czy i jak jest to możliwe? Mrzonki i rojenia? Cel w zasięgu serca, umysłu i ręki?

Artykuł opublikowany w dniu 21 marca 2010 r. na urbas.blog.onet.pl

__________________________

Autor, specjalista finansów i bankowości, jest jednym z kilku ekonomistów, którzy ostrzegali o grożącej drugiej fali kryzysu, która uderzy w Polskę.

Swoje przewidywania publikuje od 2009 r. w formie bloga, zapewniając każdemu możliwość weryfikacji sądów.

Autor konsultuje praktyków życia gospodarczego w sprawach kryzysu postrzeganego jako zagrożenie, ale i szansa. Uczestniczy w spotkaniach publicznych i niepublicznych.

Data:
Kategoria: Świat

Tomasz Urbaś

Jak nie wiadomo o co chodzi... - https://www.mpolska24.pl/blog/urbas1

Ekonomista i publicysta.

Pasjonuje się makroekonomią, polityką pieniężną oraz finansami publicznymi i międzynarodowymi. Miłośnik książek, nauk ścisłych i historii.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.