Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

I z kogo się śmiejecie?

Rozgrywki PO-PiS nie budzą we mnie szczególnych emocji. Dawno już przekonałem się, że PO nie da mi nic, czego nie dawał mi PiS, i na odwrót. Obie partie są w fundamentalnych kwestiach bliźniaczo podobne – przede wszystkim we wprowadzeniu „plemienności” i „moralności Kalego” jako podstawowej, omal konstytucyjnej zasady polskiego życia publicznego. W przypadku PiS mam trochę czystsze sumienie, bo nigdy na nich nie głosowałem, ale żadne to pocieszenie.

 urna_wyborcza-200x300.jpgKiedy piszę ten tekst, jeden z organów państwa, ten przeznaczony do ogłaszania wyników wyborów i referendów jeszcze biedzi się z wyliczeniem ilu warszawiaków wzięło udział w referendum oraz ustaleniem, ilu głosowało na tak a ilu na nie. Ten organ, kluczowy dla procedur wyborczych działa dokładnie na miarę polskiej demokracji.

W PO dziś radość i śmiechy – sam premier – łaskawca nasz największy – oficjalnie witał się z warszawskim świtem (o reakcji świtu wiemy, niestety niewiele). Otóż okazało się, że błagania prezydenta Rzeczypospolitej i jej premiera o nieuczestniczenie w demokratycznej procedurze oceny pracy ich warszawskiego wasala, pani na  Warszawie odniosły skutek. Według badań (bo po kilkunastu godzinach po zamknięciu lokali na dane z komisji nie ma co liczyć, więc wyliczenia są obarczone jakimś błędem) w referendum wydano 345 000 kart do głosowania, 344 tys głosów było ważnych, z czego 322 tys. było za odwołaniem p. Gronkiewicz. Żeby zakotwiczyć te dane warto przypomnieć wyniki wyborów z 2010 roku – na obecną prezydent głosowało 345 737 wyborców a na wszystkich jej kontrkandydatów 303 312 – czyli elektorat czysto negatywny p. prezydent wzrósł o 20 tys. wyborców. Można liczyć jak PO, że wszyscy nieobecni przy urnach są fanami tej partii – ale wiadomo że to śmieszne. To znowu zakotwiczmy – w 2010 roku w wyborach brało udział 649 049 warszawiaków. W zderzeniu z liczbami bezwzględnymi „triumf” PO robi się mniejszy.

Na pewno sukcesem PO jest wystraszenie kolejny raz PiSem i retoryką, która wydawała się być już zgraną. Obie partie ściśle ze sobą współpracowały w wykazaniu, że poza nimi nie ma form życia w Warszawie i w Polsce . Niżej podpisany usłyszał o sobie, że jest sługusem PiSu itp. To tylko kolejny sygnał, ze nie dorośliśmy jeszcze do rozmowy o sprawach istotnych dla państwa czy miast. Wystarczy źle oceniać rządy jakiegoś partyjniaka, żeby nikt nie słuchał racjonalnych argumentów i przykładów – jesteś od razu zapisany do partii przeciwnej. Bo nasza ci ona (Hanka) to najlepsza z definicji jest i basta! Mgła wściekłej partyjności zasnuwa oczy najinteligentniejszym nawet komentatorom, którzy są w imię mitycznego dobra, związanego z wygraną tej czy innej partii zapomnieć o zasadach i nie zauważać niszczenia ustroju.

Rozgrywki PO-PiS nie budzą we mnie szczególnych emocji. Dawno już przekonałem się, że PO nie da mi nic, czego nie dawał mi PiS, i na odwrót. Obie partie są w fundamentalnych kwestiach bliźniaczo podobne – przede wszystkim we wprowadzeniu „plemienności” i „moralności Kalego” jako podstawowej, omal konstytucyjnej zasady polskiego życia publicznego. W przypadku PiS mam trochę czystsze sumienie, bo nigdy na nich nie głosowałem, ale żadne to pocieszenie.

Politycy PO, w imię pomocy koleżance nie cofnęli się przed zdeprecjonowaniem idei referendum jako takiego. I nie chodzi mi nawet o apele partyjne – niesmaczne, ale trudno. Po raz pierwszy głowa państwa (prezydent) i osoba nr 4 w porządku konstytucyjnym (premier) powiedzieli obywatelom – zostańcie w domu. Bo demokratyczne procedury są dobre, kiedy Kali bić, ale kiedy bić Kalego…

Sankcjonowanie przez osoby pełniące najwyższe funkcje autorytetem państwowym zachowań absencyjnych, bo tego wymaga dzisiejszy interes partyjny, jest psuciem demokracji. A psucie zawsze wraca – bo jutro kto inny, przeciw wam obroni swoją koleżankę. Bo jutro ogłosicie referendum krajowe w jakiejś sprawie, a przeciwnicy danego rozwiązania wezwą do absencji. A no to zasymulujmy: w 2003 roku 17 584 085 Polaków odpowiadało na pytanie – czy jesteś za przystąpieniem do UE. Dla ważności potrzebna była frekwencja 14 932 485 wyborców. Głos na nie oddało 3 935 655. Przeliczcie sobie, co by było, gdyby istniały wówczas PO i PiS z ich logiką, że nieobecność jest formą politycznej decyzji? W tej logice, udane referendum to takie, w którym bezwzględna większość wyborców jest za. Bo nie wierzę, by po wczorajszej nauczce ktokolwiek, kto będzie przeciw w konkretnej sprawie, poszedł głosować. Referendum jako narzędzie demokracji w Polsce umarło, dobijane zgodnie, przez władzę i opozycję.

W Warszawie od wieczora słychać śmiechy. Radosna PO obwieszcza triumf, jest już pewna wygranej w przyszłorocznych wyborach. Nikt nie zastanawia się nad przyszłymi kosztami wczorajszego referendum. Nie ma w PO Gogola, który by zapytał: I z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!

Data:
Komentarze 1 skomentuj »

A co ciekawe, na niskiej frekwencji w wyborach parlamentarnych najbardziej zyska PiS. I moze sie okazac ze te ich 25-30% stałego elektoratu, przy niskiej frekwencji bedzie oznaczało np. 45% wynik. Z jednej strony na złośc moznaby czegoś takiego PO życzyć a z drugiej strony czy zrobienie na złość PO to wystarczajacy powód, żeby miec znowu PiS u władzy ?

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.