Kilka słów o historii tej zasady (z mojej Historii myśli liberalnej. Wolność, wlasność, odpowiedzialność, rękopis dostępny tutaj):
Podczas bardzo aktywnej agitacji kupców na
rzecz wolnego handlu i wolnej przedsiębiorczości w latach 1680.
intendent króla Ludwika XIV w Rouen w swoim raporcie przedstawił opinię
dwóch ważnych kupców z tego miasta; 5 października 1685 roku René de
Marillac napisał do swego ministra (controller-general), że dwóch kupców zadeklarowało, iż:
Największą tajemnicą jest pozostawić handel całkowicie wolnym; ludzie są dostatecznie zachęcani przez dbałość o swoje własne interesy. … Nigdy produkcja, a także handel, nie znajdowały się w bardziej opłakanym stanie jak wtedy, kiedy przychodziło nam do głowy by powiększać je poprzez działania władzy.
Jeden z owych kupców-bankierów, Thomas Le Gendre (1638-1706), przypuszczalnie po raz pierwszy, ukuł sławne określenie laissez-faire. Wielki osiemnastowieczny leseferysta i polityk Anne Robert Jaques Turgot napisał, że Le Gendre miał powiedzieć do Jean-Baptiste Colbert (1619-83), Laissez-nouns faire (zostaw nas w spokoju; dajcie nam swobodę działania i ruchu). Colbert był jednym z najbliższych współpracowników Ludwika XIV, zwolennika merkantylizmu, za którego przyczyną dokonała się w tamtym okresie centralizacja gospodarki Francji.
Niektórzy uważają, że powiedzenie to padło po raz pierwszy z ust francuskiego intendenta handlu Jean Vincent de Gournay (1712-59) na zebraniu fizjokratów w r. 1758. Przypisywane jest także Francois Quesnay’owi (1694-1774) i markizowi d’Argenson (Pamiętniki, 1736r.). Inna legenda głosi, że właśnie Le Gendre, zapytany przez Colberta o spotkanie biznesmenów na którym dyskutowano w jaki sposób państwo może im pomóc, miał odpowiedzieć „laissez nous faire” (niech nas zostawią).
Powodem tego przypomnienia jest wywiad jaki udzielił Saul Singer, dziennikarz, publicysta i współautor książki Start-up Nation, Sebastianowiu Stodolakowi z Obserwatora Finasowego: Izrael to jeden wielki start-up. Już sam początek („Powszechne jest mniemanie, że innowacyjność bierze się z wydatków na badania i rozwój. To nieporozumienie, bo to wydatki na badania i rozwój biorą się z innowacyjności”), zachęca do przeczytania wywiadu, a może nawet całej książki (http://www.amazon.com/Start-up-Nation-Israels-Economic-Miracle/dp/0446541478 (polecam kliknąć na okładkę (Look inside)), http://startupnationbook.com/, polecam tam mapę start-upów: http://startupnationbook.com/startup-map/).
(Nawiasem mówiac, ten fetysz wskaźnika nakładów (ogólnie, ‚fetysz wskaźników’ – jak to nazywam) na badania i rozwój (B+R) ustalany na 3% PKB, najbardziej mnie denerwuje, bo nie chodzi przecież o to, by wydawać te pieniądze, ale by wydawać je rozsądnie, efektywnie i tyle ile potrzeba, a nie tyle ile wydaje się biurokratom. Toż to czystej wody socjalizm. Za czasów PRLu też myślano w tych kategoriach: ‚stopa akumulacji powinna być ustalona na poziomie 20-25%, bo musimy dogonić Zachód, który wydaje na inwestycje ok. 15-17%’. I co z tego typu myślenia wynikło?)
Z wywiadu wybrałem kilka, jak mi się wydaje, najważniejszych zdań:
„Start-upy nie powstają dzięki wysiłkom rządu, powstają w gospodarce oddolnie i spontanicznie. Ale fakt faktem, że izraelski rząd ma na swoim koncie pewne działania, które ułatwiają funkcjonowanie firmom z branży zaawansowanych technologii. … rząd nie utrudnia życia start-upom, nie nakłada na nich wysokich podatków i przesadnych regulacji. … Wracając do start-upów, chciałbym zauważyć, że rządy, kiedy zabierają się za ich wspieranie, popełniają dwa zasadnicze błędy. Po pierwsze budują parki technologiczne, w których w ich mniemaniu start-upy będą zakładane. Nic bardziej mylnego. Innowacyjny młody biznes zamiast w takich ekskluzywnych enklawach, woli otwierać swoje biura tam, gdzie już tętni życie, kultura i gdzie można napić się dobrej kawy. Innowacje lubią najfajniejsze części miasta, a nie te, które wskazuje im rząd. Po drugie, powszechne jest mniemanie, że innowacyjność bierze się z wydatków na badania i rozwój. To nieporozumienie, bo to wydatki na badania i rozwój biorą się z innowacyjności. … W trakcie tej służby ludzie często wysyłani są na realne misje, muszą realizować cele oraz uczyć się balansowania pomiędzy rozsądkiem a ryzykiem. Uczą się też pracy w grupie i tego, czym jest przywództwo. Ale w armii uczą się także jeszcze jednej rzeczy, która jest niezwykle ważna dla rozwoju ducha przedsiębiorczości. Mianowicie skłonności do poświęceń. Nabywają świadomość tego, że są na tym świecie idee, za które warto walczyć, dla których warto robić wyrzeczenia, a czasem nawet oddawać życie.”
Dobrze byłoby gdyby to przesłanie Singera trafiło do naszych polityków i ‘manipulatorów gospodarczych’, którzy mają pełne gęby frazesów o wspieraniu innowacyjności, budowie inkubatorów przedsiębiorczości, parków technologicznych, centrów transferu technologii, klastrów, wędek technologicznych, autostrad technologii, … (nieraz sam jestem pod wrażeniem inwencji ludzi, którzy wymyślają te nazwy; sądząc po tym, to są na prawdę kreatywni ludzie, szkoda tylko, że marnują swe talenty na wytwarzanie ‘pary w gwizdek’)