Jajko w koszulce gotuje się w wodzie bez skorupki, do momentu ścięcia się białka. Jajko można przygotować po benedyktyńsku (na grzance z chleba), po wiedeńsku (w szklance), po francusku oraz od niedawna po łucku (jajko w koszulce podawane na marynarce).
Ktoś chyba robi sobie z nas jaja.
Kiedy trzej młodzi poznaniacy obrzucili jajkami i pomidorami świtę Aleksandra Kwaśniewskiego w Paryżu w 1997 roku, szef ochrony prezydenta Tadeusz Fox podał się do dymisji. A przecież rzucone jajka nawet nie trafiły w Kwaśniewskiego, tylko w jego małżonkę, szefa protokołu MSZ Jana Piekarskiego i w kilku ochroniarzy. Ale ponieważ jajka rzucili członkowie Radykalnej Akcji Antykomunistycznej, którzy celowali w komunistów, rozpętała się burza i młodzieńców ciągano latami po sadach. Groziło im nawet 3 lata więzienia, skończyło się na 3 miesiącach w zawieszeniu, od których odwoływała się zaciekle prokuratura.
Kiedy runął prezydencki TU-154 w Smoleńsku w kwietniu 2010 roku, nikt nie podał się do dymisji, mało tego, ówczesny szef BOR mały Janicki dostał z czasem nie tylko awans, ale i medal za całokształt.
Po niedawnych jajach w Łucku rozpoczęło się ględzenie w mediach na temat braku wyszkolenia BOR, nieścisłych procedur, błędów i tak dalej. Padły nawet śmiałe pytania takie jak: czy można było ufać ukraińskiej ochronie i jej procedurom ? Podobne pytania nigdy nie padły w mediach mainstreamu po tzw. „katastrofie smoleńskiej”. Nie było na to pozwolenia.
Ktoś chyba robi sobie z nas jaja.
Nic dziwnego, że PiS zainwestował w ochronę dla Jarosława Kaczyńskiego.
Jaki prezydent, taki zamach