W artykule „Dopłacamy do Unii” przedstawiłem mechanizm propagandy o środkach unijnych. Rzekomy wielki sukces Donalda Tuska miał swoje 5 min. w prounijnych mediach. Jego blask istotnie przygasł, gdy porozumienie w sprawie wieloletniej ramy finansowej 2014-2020 zostało odrzucone przez Parlament Europejski. Mimo tego na poziomie ministerialnym agitacja nie ustała. Minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska ogłosiła, że z Unii dostaniemy już nie tyle 72,9 mld euro środków spójności, ale aż 82,1 mld euro. Cudowny wzrost to efekt przeliczenia cen stałych, którymi posługiwano się dotychczas na ceny bieżące (uwzględniające inflację w strefie euro).
Pół biedy, że pani minister informuje o przeliczeniu czegoś, co Parlament Europejski odrzucił. Kiedyś w końcu coś zatwierdzi. Ministerstwu zabrało jednak ponad dwa miesiące przeliczenie cen stałych na bieżące! Takiej operacji, przy utrudnionym w stosunku do rządu dostępie do danych, dokonałem w ciągu tygodnia od zakończenia szczytu w Brukseli. Wszystkie źródła i wyniki opublikowałem (Dopłacamy do Unii-źródła). Wśród nich jest informacja o obiecanych środkach na politykę spójności w cenach bieżących, które oszacowałem na kwotę 82,2 mld euro.
Kwota ta nie odbiega istotnie od wartości podanej przez minister Bieńkowską. Podanie jej po upływie blisko trzech miesięcy od szczytu jest zatem kolejnym zabiegiem propagandowym mającym na celu stworzenie iluzji wspaniałomyślności Unii Europejskiej. Tymczasem rzeczywistość jest inna, o czym pisałem w artykule „Euro zamiast czołgów”.