Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Polskie marzenie. Narodowe zarządzanie strategiczne

Referat na konferencję naukową "Wolny rynek.Gospodarka. Prawo. Społeczeństwo." UMSC Lublin

Polskie marzenie. Narodowe zarządzanie strategiczne

Wolnościowy kogiel-mogiel

My wolnościowcy jesteśmy przekonani o istnieniu pokładów ludzkiej energii, która wyzwolona w formie przedsiębiorczości prowadzi do zbawiennych skutków. Ludzie żyją łatwiej, dostatniej i są majętniejsi. Potrafimy w sposób naukowy udowodnić, że rozwiązania wolnorynkowe prowadzą do wzrostu bogactwa. Maksymalizują zadowolenie konsumentów. Optymalizują zużycie czynników produkcji. W wielkiej rywalizacji pomiędzy kapitalizmem, a komunizmem system wolnorynkowy nawet empirycznie dowiódł swojej wyższości.

Mimo to stanęliśmy. Stanęliśmy z jakąś taką bezradnością przynamniej od wybuchu światowego kryzysu finansowego. Potrafimy wykazać, że wielki kryzys jest skutkiem godzenia państwa w przedsiębiorczość. Ale nie potrafimy przekonać większości wyborców do koniecznych i dobroczynnych rozwiązań. Opowiadamy, że jedna szkoła wolnorynkowa mówi coś tam, inna swoje coś tam. Jeden z naszych autorytetów jedno, drugi tamto. Bywa, że podgryzamy się wzajemnie w imię czystości idei. A ludzie w swojej masie nie tylko tego nie rozumieją, ale nawet nie słuchają. I jest klops.

Pragnienia ludzi

"Słuchajcie, słuchajcie mamy dobrą nowinę." Dopuśćmy wolność gospodarczą, a będzie się żyło dobrze i szczęśliwie. To nasza „jedynie słuszna” misja. Tymczasem wyborcy nasłuchali się takich dobrych nowin sporo podczas każdej kampanii wyborczej. I olewają je. Pokazują wała politykom nie chodząc na wybory i krzycząc: nie ma na kogo głosować.

Użyłem słowa misja. To początek krótkiej wycieczki po zarządzaniu strategicznym. Teoretycznie misję mamy dobrą. Gdy zagrożona jest ludzka wolność, zamordyści potrafią spotkać się z wkurzeniem. Pokazały to protesty antyActa. A jednak zawłaszczanie przez urzędników wolności gospodarczej nie budzi już takich emocji. Być może zatem misja jest chybiona, albo nie potrafimy przekazać jej językiem marzeń i pragnień Polaków.

Wolność gospodarcza. Co ma dać Polakom wolność gospodarcza? Przytłaczająca większość ankietowanych Polaków zawsze na pierwszym miejscu pragnień stawia szczęście rodzinne, pracę i dobre wynagrodzenie. To są preferencje których nie można pomijać, jeżeli chcemy aby nasze marzenia stały się rzeczywistością. Tym bardziej, że praca i płaca są naturalnymi sprzymierzeńcami braku trosk materialnych rodziny, w tym gdy przychodzi decyzja o poczęciu dziecka.

Wysokie miejsce w hierarchii wyborców dla pracy i płacy wprost wymuszają, aby drabinkę celów zacząć właśnie od nich. Tylko w ten sposób przekaz wolnościowców będzie mówił o tym, o czym marzy większość Polaków, którzy jednocześnie są wyborcami. Nie wiem czemu, ale wolnościowcy stronią od tych tematów. Pozwolili, aby zostały zawłaszczone najczęściej przez lewicę: słynne pracy i chleba.

Pracy i chleba

Propaganda na temat pracy i płac to dla wolnościowców istny ugór. Wręcz temat wstydliwy. Z jednej strony 14 % bezrobocie (GUS marzec 2013). To średni poziom. Wśród młodzieży już przekroczyło wg metodologii UE 28 % (Eurostat kwiecień 2013). Z drugiej strony płace, których średnia wysokość w Polsce daje nam piątą pozycję w Unii. Od końca. Za nami tylko Litwa, Łotwa, Rumunia i Bułgaria. Średnio Polak zarabia na godzinę 7,8 euro, Brytyjczyk 21,6, Włoch 27,4, Niemiec 30,4, Francuz 34,2, a lider Szwed 39 euro (Eurostat kwiecień 2013). Bieda z nędzą. I tak jest. To nie tylko powszechne odczucie Polaków, ale twarda rzeczywistość.

Czy ta rzeczywistość ma jakieś odzwierciedlenie w kategoriach makroekonomicznych, na podstawie których można podjąć konkretne decyzje gospodarcze w celu wyrwania nas z biedy i nędzy? Oczywiście, że tak. Na najbardziej ogólnym poziomie można posłużyć powszechnie uznawanym wskaźnikiem zamożności Produkt Krajowy Brutto per capita (na osobę) z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej walut. Mam nadzieję, że nie będziecie zaskoczeni wynikiem, że Polska zajmuje w tej klasyfikacji czwarte miejsce od końca w Unii Europejskiej (69 % średniej unijnej) przy czym kolejne zajmują Łotwa 57 %, Rumunia 47 %, i Bułgaria 45 % (Eurostat grudzień 2012). Prawda, że pozycja bardzo podobna jak w klasyfikacji wynagrodzeń? Nie może być inaczej, albowiem wynagrodzenia są istotną częścią składową PKB.

W wartościach bezwzględnych (ale nadal według parytetu siły nabywczej) PKB per capita wynosi w Polsce 16,2 tys. euro, Włoszech 25,2 tys., Francji 27,2 tys., W. Brytanii 27,3 tys., Niemczech 30,3 tys., liderem jest Luksemburg 68,1 tys. (Eurostat 2011). Dochody w Polsce (PKB to w zasadzie suma wszystkich dochodów w gospodarce w ciągu roku) są niższe od poziomu w największych gospodarkach Unii o ok. 40 %. Innymi słowy, aby poziom zamożności wyrównał się, PKB Polski per capita powinno się zwiększyć ok. 1,7 razy. Wtedy dochody w Polsce osiągną mniej więcej poziom włoskich, francuskich, brytyjskich i niemieckich. I teraz zaczyna się marzenie.

Polak zamożny jak Niemiec, Francuz czy Brytyjczyk

Osiągnięcie poziomu zamożności w Polsce takiego jak w największych krajach Unii Europejskiej wymaga wzrostu PKB per capita 1,7 raza. Załóżmy stałość w krótkim okresie rzędu 10 lat liczby pracujących (generalnie liczby ludności). Wówczas taki wzrost PKB per capita będzie identyczny z dynamiką wzrostu samego PKB. Dla wzrostu 1,7 raza w ciągu 10 lat PKB powinien co roku rosnąć o jakieś 6-7 %.

Dodatkowo musimy uwzględnić spodziewany wzrost PKB w krajach, które gonimy. W czasach niekryzysowych jest on rzędu 2-3 % rocznie. W takim wypadku tempo wzrostu PKB w Polsce powinno wynosić 8-10 % rocznie. Innymi słowy jeżeli przez 10 lat nasze PKB będzie rosło 8-10 % rocznie to nasze dochody, w tym płace osiągną poziom liderów gospodarczych Unii Europejskiej. To wspaniała perspektywa. Polacy zarabiający jak Niemcy, Brytyjczycy, Francuzi. Po co emigrować i tułać się po świecie?

Wzrost 8-10 % jest ambitny, ale nie wygląda na nieziszczalne marzenie. Dynamikę rzędu 7 % rocznie osiągnęliśmy w pojedynczych latach ostatniego dwudziestolecia. Z kolei gospodarka Chińska przez ostatnie 30 lat średniorocznie rozwijała się dokładnie w tempie 10 %. Jeżeli chce się, to można. No to teraz pomądrzę się jak.

Czynniki wzrostu

Jak na ekonomistę przystało mógłbym Was zanudzać jakimś „fajnym” modelem wzrostu gospodarczego. Trochę pracy, trochę kapitału i rozbujamy się. Ale po co? Skoro mamy empiryczny przykład 10 % wzrostu gospodarczego będącego naszym celem. To oczywiście Chiny. Jak Chiny osiągnęły taki wynik? To problem budzący zrozumiałe zainteresowanie całego świata. Również Europejskiego Banku Centralnego. W raporcie (EBC luty 2013) wymieniono następujące czynniki, które wpłynęły na zatykającą dech w piersiach globalną ekspansję Chin:

  1. liberalizacja gospodarki po 1978 r.
  2. akumulacja kapitału,
  3. kapitał ludzki.

Uwolnienie przedsiębiorczości to miód na serce każdego wolnościowa. Ograniczenie wpływu państwa na gospodarkę, zmniejszenie kompetencji biurokracji i kosztów utrzymania biurokracji, likwidacja ingerujących w wolność przepisów. Polska zajmuje 41 miejsce na świecie według Globalnego Wskaźnika Konkurencyjności (Word Economic Forum 2012-2013). Chiny zajmują 29 miejsce. Liderami są Szwajcaria, Singapur i Finlandia. Jest duże pole do działania i to bynajmniej nie egzotyczne. Dla gospodarki chińskiej oszacowano, że liberalizacja dodała do wzrostu PKB dodatkowe 3-7 % rocznie. To mniej więcej poziom całej dynamiki PKB w Polsce w ostatnim dwudziestoleciu.

Akumulacja kapitału, czyli inwestycje produkcyjne dodały do dynamiki PKB w Chinach ok. 4-5 % rocznie. Inwestycje w Chinach to przypadek szczególny. W Polsce inwestujemy ok. 21 % PKB (podobnie jak w Europie), a w Chinach inwestycje sięgają aż 48 % PKB (Bank Światowy 2011). Są zatem dwa razy większe w stosunku do PKB niż w Europie. Jak Chińczykom to się udało? W Chinach nie ma powszechnego systemu emerytalnego oraz ubezpieczeń zdrowotnych. Większość Chińczyków musi oszczędzać na starość, gdy wzrosną wydatki na leczenie oraz gdy nie będzie już sił do pracy. Czy w Polsce możemy zwiększyć oszczędności i inwestycje w analogiczny sposób? Czemu nie. „Wystarczy” w końcu po męsku ujawnić, że system ubezpieczeń społecznych jest niewypłacalny i konieczna jest jego likwidacja. W czasie procesu likwidacji będzie wprowadzona wolność ubezpieczeń społecznych, a stary system będzie likwidowany z poszanowaniem praw nabytych. To naturalny postulat dla wolnościowców. Być może nawet rodzący najwięcej pozytywnych emocji u młodego pokolenia.

Na kapitał ludzki składa się wykształcenie, rozwój nauki i innowacyjność. W gospodarce chińskiej te nakłady zdynamizowały PKB o dodatkowe 0,5-1,0 %. Jak to wygląda w Polsce? Ponad 50 % młodych Polaków kończy studia, ale chyba już nawet większość nie może znaleźć satysfakcjonującej pracy. Dlaczego? A bo nakłady na naukę stanowią w Polsce 0,3 % PKB. Nie ma zapotrzebowanie na pracę osób wykształconych. Tak niski udział to jednocześnie szansa. Relatywnie niewielkim wysiłkiem (np. oszczędności dzięki cięciom w administracji) ten udział można nawet zwielokrotnić (np. potrojenie do ok. 1 % PKB). Czy jest to do pogodzenia z ideami wolnościowymi. A dlaczego nie? Czyż państwo nie ma chronić swych obywateli? Czyż państwo nie powinno wydawać środków na cele wojskowe? Dlaczego Polacy nie mają rozwijać najbardziej innowacyjnych technik o pierwotnym przeznaczeniu militarnym, które stopniowo mogłyby trafiać do sektora cywilnego? I tym sposobem zapewniać Polsce strategiczną przewagę gospodarczą, a młodym talentom samorealizację na ojczystej ziemi.

Polityka regionalna

W każdym społeczeństwie większość stanowią osoby o przeciętnym talencie do innowacyjności. Powiedzmy sobie szczerze znalezienie brylancików nie jest codziennością. Co z tymi przeciętnymi, którzy mają mniejsze szanse na karierę naukową? Postawmy trudniejsze pytanie. Co z całymi regionami Polski o wysokim bezrobociu i niskich płacach: Podkarpacie, Lubelszczyzna, Warmia, Mazury, Podlaskie, Zachodniopomorskie, Ziemia Lubuska. Kujawsko-Pomorskie? Te tereny pozostają w tyle. Nawet wyludniają się. Mieszkańcy wyjeżdżają za pracą do wielkich aglomeracji miejskich lub za granicę. Jakoś nie chce tam napłynąć kapitał. Nie powstaję zakłady, przemysł, usługi. PKB na osobę jest tam najniższy w całej Polsce. Ale to jednocześnie szansa. Niski poziom ze statystycznego punktu widzenia umożliwia zdynamizowanie wzrostu, łatwiej i szybciej rosnąć z niskiego poziomu, niż ze średniego. Gospodarcza pustynia Polski stanowi jej szansę. Nawet bezrobocie na tych terenach można postrzegać jako szansę. To przecież pragnący szczęścia, pracy i płacy potencjalni pracownicy i przedsiębiorcy.

Jestem mieszkańcem Gdyni. To miasto ma niezwykłą historię gospodarczą. Jeszcze sto lat temu to była wioska rybacka. Dynamiczna urbanizacja nastąpiła po decyzji rządu o budowie portu w Gdyni. To była inwestycja państwowa. Ale całe miasto, kamienice, sklepy, zakłady przetwórcze i przemysłowe były tworzone przez przedsiębiorczych ludzi z całego kraju. Innymi słowy wokół państwowego zarodka (portu) wykrystalizował diament prywatnej przedsiębiorczości, który dzisiaj jest już legendarny. Gdynia miasto z morza i marzeń.

Dlaczego nie powtórzyć tego sukcesu? Pomarzmy. Uwolnijmy myślenie. Zaszalejmy. Dlaczego gdzieś na Lubelszczyźnie nie miałoby powstać narodowe centrum techniki rakietowej i kosmicznej? Dlaczego gdzieś w Białostockiem nie miałoby powstać nowe miasto wokół kompleksu biotechnologicznego, medycyny kosmicznej, klimatologii? Dlaczego na Kujawach nie zbudować zakładu inżynierii materiałowej, przetwórstwa chemicznego, paliw rakietowych? W Zachodniopomorskim narodowe centrum przemysłu elektronicznego i informatycznego, a na pograniczu Ziemi Lubuskiej i Dolnego Śląska ośrodek badań nad nowymi źródłami energii sięgającymi nie w ziemię – po węgiel, ale w kosmos? Skoro marzymy, uwolnijmy się i lećmy do gwiazd. Czy to duże szaleństwo? Coraz więcej państw, nawet mniejszych od Polski, aktywnie buduje przemysł kosmiczny (np. Czechy). Wystarczy strategiczna decyzja budowy kilku ośrodków naukowych i zakładów zbrojeniowych opartych o innowacyjne technologie, aby stworzyć wokół nich całkowicie prywatne pełne wyzwolonej przedsiębiorczości nowe aglomeracje nadające impet polskiej gospodarce na dziesięciolecia.

Czy dużo do tego trzeba? Po prostu trzeba chcieć i być konsekwentnym. A potem być dumnym że po zaledwie 10 latach dochody Polaków podwoiły się i osiągnęły poziom niemiecki, brytyjski, czy francuski. A po następnych 10 latach nasza gospodarka przerosła gospodarkę Francuską, czy Brytyjską. Wyobraźcie sobie jak to doświadczenie wolności i zamożności będzie promieniować na naszych sąsiadów. Jakie nowe szanse otworzą się przed Polską. Marzcie, określcie cele i konsekwentnie je realizujcie.

Link do informacji o konferencji w Lublinie: http://lublin.mises.pl/

Data:
Kategoria: Gospodarka

Tomasz Urbaś

Jak nie wiadomo o co chodzi... - https://www.mpolska24.pl/blog/urbas1

Ekonomista i publicysta.

Pasjonuje się makroekonomią, polityką pieniężną oraz finansami publicznymi i międzynarodowymi. Miłośnik książek, nauk ścisłych i historii.

Komentarze 20 skomentuj »

Jadę do Lublina :-)

Dziękuję organizatorom konferencji Klubowi Austriackiej Szkoły Ekonomii w Lublinie za zaproszenie do udziału w konferencji :-)

"A bo nakłady na naukę stanowią w Polsce 0,3 % PKB. Nie ma zapotrzebowanie na pracę osób wykształconych. Tak niski udział to jednocześnie szansa. Relatywnie niewielkim wysiłkiem (np. oszczędności dzięki cięciom w administracji) ten udział można nawet zwielokrotnić (np. potrojenie do ok. 1 %). Czy jest to do pogodzenia z ideami wolnościowymi. A dlaczego nie? Czyż państwo nie ma chronić swych obywateli?"
I w tym miejscu można przestać czytać.

I tak dziękuję Panu za przeczytanie jakieś 2/3 tekstu. Dorzucę jeszcze trzy zdania bezpośrednio za tym, które Pana zdemotywowało:
"Czyż państwo nie powinno wydawać środków na cele wojskowe? Dlaczego Polacy nie mają rozwijać najbardziej innowacyjnych technik o pierwotnym przeznaczeniu militarnym, które stopniowo mogłyby trafiać do sektora cywilnego? I tym sposobem zapewniać Polsce strategiczną przewagę gospodarczą, a młodym talentom samorealizację na ojczystej ziemi."
Serdecznie pozdrawiam

Aleksander Piński 11 lat 2 miesiące temu
+3

Warto tę analizę uzupełnić o istotny czynnik. Chiny, mając PKB na obywatela według parytetu siły nabywczej dwuipółkrotnie mniejsze od Polski, mają produkcję przemysłową (manufactoring per capita) taką jak Polska (czyli ok 2000 USD). Dla porównania Niemcy mają ok. 8000 USD a Szwajcaria 15 000 USD. Po prostu Polsce potrzebny jest program odbudowy przemysłu, co przy braku ceł może być bardzo trudne o ile nie niemożliwe.

Cła można zastąpić trikiem walutowym. Nabywanie walut obcych przez sektor publiczny (rząd/NBP). Chiny inwestowały je w swoje rezerwy (zwiększenie aktywów) - to forma wojny walutowej i wzrostu długu na świecie (w tym wypadku w USA). A my możemy... spłacać nasz zagraniczny dług publiczny. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Oddłużenie. Bariera przed za dużą konkurencją z importu. A trzecia pieczeń też. Subtelna stymulacja eksportu. Pomysł innowacyjny :D i całkowicie naturalny nawet z puntu widzenia WTO ;-)

Bartłomiej Zhcdy 11 lat 1 miesiąc temu

' Polsce potrzebny jest program odbudowy przemysłu, co przy braku ceł może być bardzo trudne o ile nie niemożliwe.' - słyszy Pan szczęk otwierających się noży w kieszeniach liberałów (tych prawdziwych)? ;-) poważnie mówiąc - a może zamiast wprowadzać cła - obniżać podatki?

Aleksander Piński 11 lat 2 miesiące temu

Prawdą jest, że kraje azjatyckie odchodzą od ceł na rzeczy innych sposobów blokowania zagranicznej konkurencji wejścia na rynek. Ale pytanie: czy one wystarczą, żeby np. odbudować polski przemysł motoryzacyjny? Japończycy rozpoczęli budowę swojego od wyrzucenia montowani Forda i General Motors z kraju. Może tu trzeba szukać inspiracji?

A może szukać tych gałęzi przemysłu, gdzie konkurencji w Polsce nie ma? Zamiast przemysłów XX w. rozważmy przemysły XXI w.

Aleksander Piński 11 lat 2 miesiące temu

Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy sobie odpuścić motoryzację. Na samochody popyt jest, był i będzie. Dlaczego mamy oddawać pieniądze, które Polacy wydają na auta koncernom z innym krajów? W Japonii 94 proc. sprzedanych aut jest japońskich, w Korei chyba 97 proc. jest koreańskich. Jak chcemy być bogaci, to nie możemy sobie odpuszczać tak ważnych gałęzi przemysłu. Przemysł samochodowy pobudza rozwijanie własnego know-how i jest tam dużo dobrze płatnych miejsc pracy.

Ale to może być tak, jak na początku XX w. inwestować w produkcję dorożek :D

Takich informacji nie sposób ignorować:
"3,5 zł za godzinę, czyli niecałe 600 zł miesięcznie – za taką stawkę są gotowi podjąć pracę białostoczanie na „pełnym etacie”, czyli od poniedziałku do piątku w 8-godzinnym trybie pracy!" weekendy.http://www.czasbialegostoku.pl/artykul/praca-za-560-zl-za-miesiac-jest-mnostwo-chetnych
Potwierdzenie jednej z tez artykułu "Polskie marzenie".

Trafny przegląd zróżnicowania regionalnego Polski pod względem rozwoju gospodarczego. Bezskuteczność środków pomocowych z UE:
http://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/analizy/skazani-na-podzialy/

Przebija się do głównego nurtu:
"Za mało także mamy inwestycji, zwłaszcza prywatnych - podkreśla były szef NBP"
"Inni ekonomiści zwracają też uwagę na niską stopę oszczędności w polskiej gospodarce"
"- Problemy z produktywnością gospodarki oznaczają, że w dłuższej perspektywie wolniej rosną dochody gospodarki na mieszkańca, czyli dobrobyt Polaków - zauważa Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska."
http://finanse.wp.pl/kat,102634,title,Najgorszy-rok-dla-gospodarki-od-upadku-PRL-u,wid,15800605,wiadomosc.html

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.