Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Węgierska próba

Węgrzy usiłują zerwać ze spuścizną komunizmu i rozbić postkomunizm, czyli „układ”. Dlatego zagłosowali na Viktora Orbana i jego Fidesz. Przypomnijmy, że formacja ta wywodzi się z środowiska podobnego do Polskiej Unii Demokratycznej i Unii Wolności.

Fidesz przeszedł ewolucję od socjalliberalizmu do narodowego konserwatyzmu.

Była to metamorfoza bardziej dramatyczna niż marsz Porozumienia Centrum, które przejęło idee, program i rolę Zjednoczenia Chrześcijańsko- Narodowego, gdy wynurzył się na scenie politycznej kraju jako PiS. Orban i Fidesz przeszli z euroentuzjazmu na pozycje eurosceptyczne. Ich antykomunizm przestał być retoryczny. A kryzys gospodarczy spowodował, że węgierscy centroprawicowcy zastąpili preferencje libertariańskie interwencjonizmem państwowym.

Przypomnijmy. W 2010 r., po serii skandali we władzach postkomunistów Orban i jego alianci zdobyli prawie 53 proc. głosów w wyborach, co dało im około 2/3 miejsc w parlamencie. Fidesz i jego koalicjanci przygotowali się do przejęcia władzy. Mieli nowe prawodawstwo łącznie z nową konstytucją, którą parlament przegłosował i która właśnie weszła w życie. Celem jest całkowite odcięcie się od sowieckiej kolonii znanej jako Węgierska Republika Ludowa, przywrócenie ciągłości z Węgrami przedwojennymi oraz wyrugowanie postkomunizmu z życia publicznego.

To ostatnie jest najtrudniejsze, bowiem wymaga daleko idących zmian w życiu gospodarczym, społecznym i kulturowym państwa. Nie wystarczą decyzje polityczne, by usunąć macki czerwonych i różowych z banków, gospodarki, sądów i – szczególnie – mediów. Formacja ta zdobyła swą pozycję pod osłoną sowieckich bagnetów, podczas terroru komunistycznego po 1945 r. W 1989 r. węgierski okrągły stół zalegitymizował ten układ w zamian za wprowadzenie na Węgrzech parlamentarnej demokracji. Uwłaszczona nomenklatura stała się „kapitalistami”.

Aż do 2010 r. system był szczelny. Okresowe zwycięstwa centroprawicy były właściwie bez znaczenia. Czerwono-różowa pajęczyna pozwalała postkomunistom i socjalliberałom torpedować wszystkie reformy, wygodnie przetrwać na zielonej trawce, a lewicowy monopol w mediach działał tak, jak stalinowscy inżynierowie dusz, rozsiewając antynarodową i antykonserwatywną propagandę, demobilizując społeczeństwo poprzez propagowanie patologii jako norm. Polacy doskonale znają ten model. Po wyborczym zwycięstwie Fideszu postkomuniści i ich socjalliberalni sojusznicy zawyli natychmiast o rzekomych „zagrożeniach dla demokracji”, „naruszeniu wolności słowa”, „podminowywaniu niezależności sądów,” „skrajnym nacjonalizmie” i – naturalnie – o „antysemityzmie.” I natychmiast uderzyli do swoich przyjaciół za granicą. Wsparcie idzie z USA, a szczególnie z Unii Europejskiej. Straszy się Węgrów sankcjami i izolacją.

Węgierskich postkomunist& oacute;w i socjalliberałów na Zachodzie popierają ludzie o podobnym im profilu ideowym. Zwykle to byli sympatycy Związku Sowieckiego, prawie zawsze weterani rewolucji kontrkulturowej lat sześćdziesiątych. Dołączyli do tego wściekłego chóru również brukselscy biurokraci i aparatczycy internacjonalistycznych instytucji finansowych jak World Bank czy International Monetary Fund. Siły te atakują i izolują Węgry.

O co chodzi? O cel strategiczny: sprzeciw wobec dekomunizacji, jak również o partykularne kroki taktyczne Orbana. Węgierska centroprawica wymyśliła, że interwencją państwową i polityką prospołeczną ochroni Węgrów przed skutkami kryzysu i złamie monopol postkomunistów na finanse i gospodarkę. Dlatego postczerwoni ubrali się w szatki wolnorynkowców i wyzywają Orbana i kolegów od socjalistów zagrażających wolności gospodarczej. Aby wolne Węgry funkcjonowały dobrze nawet wtedy, gdy Fidesz przegra w przyszłości wybory, Orban i koledzy wprowadzili nowe prawa, w tym i wczesną emeryturę, aby skontrować interwencjonizm czerwonych i różowych sędziów. Dlatego postkomuniści trąbią o zamachu na niezależność sądów. I udają cierpiętników za sprawę wolności słowa.

Niestety na Zachodzie, oprócz lewackich b. dzieci-kwiatów – prawie nikt nie rozumie, że na Węgrzech toczy się spóźniona o ponad 20 lat kontrrewolucja bez przemocy. Zachód widzi to tak: Orban i jego sojusznicy staczają się ku autorytaryzmowi, są przeciwnikami wolnego rynku i wolnej prasy. Ubliża się Orbanowi, wyzywając go od Putinów i Łukaszenków.

Naturalnie, jest to nieprawda. Po prostu nie ma innego sposobu niż prawodawstwo i interwencjonizm państwowy, by pokojowo rozbić układ okrągłostołowy i pogonić postkomunistów i ich socjalliberalnych sojuszników.

Premierowi Orbanowi przyszło działać właściwie w międzynarodowym osamotnieniu. W Unii Europejskiej ma ręce związane częściowo na swoje życzenie. Trzeba było przeprowadzić dekomunizację Węgier przed wejściem do Unii. Najpierw reformy, a potem integracja. Orbanowi się śpieszyło, poparł wejście do UE, a to się teraz odbija negatywnie na jego działaniach. Jego dzieło jest również zagrożone światowym kryzysem gospodarczym. Węgrzy zapożyczyli się po uszy, szczególnie dławią ich długi hipoteczne. Rząd starał im się pomóc poprzez interwencję na rynkach finansowych i w banku centralnym, ale wywołało to furię dłużników i instytucji międzynarodowych. Orban się wycofuje. Powoduje to też automatyczny odwrót, a na razie przynajmniej spowolnienie ofensywy przeciw nomenklaturze postkomunistycznej.

Wojna z czerwonymi i różowymi mediami trwa, ale jej wynik jest raczej przesądzony. Orban obiecał bowiem Brukseli, że złagodzi kurs, zmodyfikuje nowe prawo medialne. Zresztą tak długo, jak nie ma równie silnych mediów patriotycznych, prawicowych, konserwatywnych, bój z lewicową prasą i telewizją skazany jest na niepowodzenie. Fideszowi i jego aliantom pozostaje internet, ale to nie wystarcza, bo tolerancjoniści starają się i tą platformę zawłaszczyć.

Okazuje się, że system okrągłostołowy – jak każdy cwany pasożyt – wpił się nie tylko w karki Węgrów, ale dostosował się do obowiązującego na świecie systemu politycznej poprawności. Nastąpiła konwergencja postkomunistów postsowieckich z postkomunistami i postlewakami zachodnimi. A ci ostatni kontrolują teraz większość instytucji w UE i struktur międzynarodowych.

Sprawa nie jest jeszcze przesądzona. Orban może jeszcze coś dla Węgier ugrać. Trzymajmy za niego kciuki, również dlatego, że węgierskie dzieło jest próbą pokazania, że można osiągnąć antykomunistyczną sprawiedliwość w ramach systemu liberalnej demokracji parlamentarnej. Jak nie uda się Orbanowi i jego kolegom, którzy doszli do władzy z potężnym mandatem demokratycznym, że przeciwnicy okrągłostołowego układu i postkomunizmu w całej post-Sowiecji zaczną szukać innych rozwiązań. Np. 400 000 Węgrów zamiast pokojowo demonstrować postanowi rozwiązać problem czerwonych i różowych tak, jak w 1956 r. A to będzie bardzo smutne.

Marek Jan Chodakiewicz

Felieton pierwotnie ukazał się w Tygodniku Solidarność, u nas publikujemy za zgodą Jerzego Kłosińskiego, Redaktora Naczelnego T.S.

free counters

Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.