Mieliśmy okazję chodzić do tego samego liceum im. Frycza Modrzewskiego w Warszawie, ale niestety kompletnie go z tych lat – nie pamiętam, czy zwyczajnie nie zauważyłem. Piszę o tym ponieważ dotąd mimo jego tzw. kariery dziennikarskiej też go w zasadzie nie zauważałem, ot jeden z dziennikarzy prezenterów – o wizerunku „kujonka” skrywającego się za potężną oprawką okularów – jak za parawanem uśpionych możliwości płatów czołowych.
Analityczność owego wizerunku – kojarzy mi się z kompensacyjnymi działaniami maltretowanego dziecka w szkole. Dziecko – kujon – nie zdobywa uznania ani na boisku szkolnym, ani w peletonie uwodzenia koleżanek, ani w szaleństwach twórczych, ale zdaje się wysyłać kompensacyjny sygnał: pamiętajcie, szanujcie mnie, bo nie dam wam ściągać na historii, geografii czy religii – oraz uważajcie: mam chody u nauczycieli w szkole i u samego dyrektora.
Jak sobie obserwuję Mrozowskiego- dziennikarza, choć formalnie dziennikarstwa nigdy nie studiował, a w zamian został absolwentem Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie to widzę w nim: „ni psa ni wydrę“, bo ani aktora ani teatrologa ani publicystę – natomiast jego wizerunek aż „kipi“ od potrzeb kompensacyjnych, czyli usilnej potrzeby przykrycia, płytko skrywanych i nie uleczonych kompleksów. Owo ukrywanie widać po mimice twarzy, ostatnio coraz częściej prezentuje zdegustowaną minę „psa srającego na pustyni“ oraz po bardzo charakterystycznej pozie - wybitnego znawcę każdego prezentowanego tematu, też symptomatyczne zblazowanie znudzonego profesorka bez tytułu.
W sumie ma taki wizerunek kilka zalet. Za oprawkami jarzy się bowiem paniczny strach w oczach – by nie podpaść newralgicznym osobom. Człowiek taki jeśli nie ma poparcia kogoś ważnego w tle czy za kulisami – ze strachu – gotów zjeść swoje oprawki, gdy ktoś mocniej tupnie i będzie przekonywał, że nie konsumował nigdy nic lepszego – idealny kandydat dla wszelkiego rodzaju graczy jako wtyczka, donosiciel, kabel, wiewiórka, kolaborant – przynajmniej wizerunkowo.
Na temat jego warsztatu dziennikarskiego – można napisać cały elaborat dla studentów pierwszego roku dziennikarstwa pod tytułem: Czego dziennikarz – prezenter czy o zgrozo! publicysta demonstrować – bardziej niż komunikować, prawić – bardziej – niż przedstawiać - nie powinien . Zwrócę uwagę na jedną, jakże charakterystyczną postawę – manierę: prezentowania swojej wszechwiedzy i zblazowanego stosunku przed przedstawieniem problemu z pozycji nawet nie komentatora a „uprzedzającego“. Pomijam jego wiecznie sztucznie zadziwioną minę i pretensjonalne kontrolowanie wzrokiem ustawionych kamer i operatorów – na wszelkie świata strony …. Jakby chciał podkreślić, że ma kontrolę nad wszystkimi rekwizytami w studiu – i tak poza zasięgiem widzów.
Nie mniej boski jest Maciej Knapik – w każdym zdaniu skamlący o uznanie Mrozowskiego – guru. Już nawet czoło zaczął marszczyć – podobnie, niczym panienka pragnąca zestroić swój okres z okresem, silniejszej redakcyjnej koleżanki, pozującej na supermana, choć chwilowo bez pelerynki we wcieleniu dziennikarza Jamesa Clarka. Samo zestawianie tematów, gdzie problemy zjednoczonej Europy sąsiadują z kobietą – pogryzioną przez psa w Pcimiu Dolnym, jest swoistym kuriozum, choć w takich chwilach profesor Mrozowski – wyraźnie się ożywia i lituje zarówno nad losem psa jak i nieszczęsnej kobiety.
Piotr Tymochowicz