W ostatnich dniach zabiedzony i sfrustrowany naród karmi się pięknymi hasłami polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Dziennikarze prześcigają się we wmawianiu rodakom, jaki to prestiż, albo okazja do promocji Polski na szerokim forum. Przypomina mi to czasy panowania cesarza Nerona. Władca karmił wynędzniały lud widowiskowymi scenami cyrkowymi, by odwrócić jego uwagę od problemów zdemoralizowanej władzy i wszechobecnej biedy poddanych. Takie refleksje zrodziła we mnie obserwacja warszawskich wydarzeń z 30 czerwca 2011 roku.
Grzegorz Kołodziejczyk- Zabiło serce Solidarności w Warszawie (zdjęcia)
Przygotowania do „wielkiej fety” w stolicy Polski zakłóciła manifestacja „Solidarności.” Narastający z minuty na minutę tłum ludzi połączyły wspólne hasła niezgody na politykę ekipy rządzącej, zabierającej prawo do godnego życia i podmiotowego traktowania obywatelom RP. Dołączający wciąż do rosnącego tłumu uczestnicy dawali wyraz swojemu niezadowoleniu. Rozliczali polityków ze złożonych przez nich deklaracji wyborczych, które okazały się zwykłymi kłamstwami.
Georgios Dassis - przewodniczący grupy związkowej w Europejskim Komitecie Ekonomiczno –Społecznym ostrzegał przed postawą bierności w naszych narodowych problemach, która rodzi skutki takie jak w Grecji. Polacy się bawią, zapominając o rosnącym z dnia na dzień długu publicznym. Wniosek nasuwa się sam: jeśli nie zadbamy o swoją przyszłość to z popularnego w czasach rzymskich hasła: „Chleba i igrzysk” zostanie w Polsce tylko ostatnie słowo, bo chleba wszystkim nam zabraknie.
Grzegorz Kołodziejczyk