Nie dalej niż 3 dni temu, zaspakajając masochistyczną potrzebę obejrzenia serwisu informacyjnego, natrafiłem na informację, która wywołała u mnie głęboki wstrząs. Długo rozważałem, czy poruszyć ten temat na moim blogu. Nie lubię pisać o zwierzętach, bo tego informacja zasłyszana dotyczyła, ponieważ od czasu gdy rozpoczęła się medialna i społeczna burza i związane z tym petycje uznaję ten temat za przynależny ortodoksyjnym lewakom, którym już nie wystarczy dostrajanie ludzi do swego chorego spojrzenia na świat ale czują niepohamowaną chęć do regulowania także świata zwierząt.
Informacja dotyczyła sprzedaży zwierząt rasowych nie pochodzących z hodowli. W myśl niedawno przyjętych przepisów, które zostały uchwalone po medialnym wykreowaniu problemu maltretowanych zwierząt, obywatelowi nie wolno sprzedać takiego psa, powinien on go co najwyżej oddać za darmo. Poziom absurdu w artykule stanowiącym takie prawo, przekracza moją możliwość nieskomentowania takiej sytuacji. Dlatego, rzecz jasna moim skromnym zdaniem, to czynię.
Pragnę oświadczyć, że nie jestem zwolennikiem katowania zwierząt, dzieci ani jakichkolwiek istot żywych. Jednak zwracam uwagę, że skala problemu znęcania się nad zwierzętami zostało mocno przerysowana, o ile wręcz nie wykreowana przez media. Zresztą analogiczną sytuację można było obserwować, a w zasadzie można obserwować, w przypadku "rodziców znęcających się nad dziećmi". Zarówno w jednym jak i drugim przypadku, nieznaczny procent/promil patologicznych jednostek społecznych, powoduje traktowanie całego społeczeństwa jako patologiczne. W przypadku dzieci klaps stawia się niemal na równi z okładaniem dziecka do nieprzytomności. W przypadku zwierząt, karze się ludzi, którzy nie godzą się na kastrację swoich rasowych pupili, umożliwiają im prokreację i odsprzedają małe, niejednokrotnie by móc zapewnić „godne życie” swoim ulubieńcom. Nikogo przecież nie trzeba przekonywać, że utrzymanie i pielęgnacja zwierzęcia kosztuje, a im większe zwierzę tym więcej. Jednak walcząc z marginesem, który sprzedawał zwierzęta w nieludzki sposób, katując je do samego końca zabroniono sprzedaży poza hodowlanej. Uznano, że od zarejestrowanej hodowli można wyciągnąć konsekwencje za złe traktowanie. Natomiast sprzedaż bazarowa została uznana za zło, które w imię postępu cywilizacyjnego należy bezwzględnie zwalczać. W konsekwencji obecnie każdy sprzedający i kupujący, który zostanie złapany na dokonywaniu transakcji zostanie ukarany mandatem.
Co tak naprawdę, powoduje u mnie wzrost ciśnienia w tej sytuacji? Fakt, że ktoś kto się nie godzi na krzywdzenie swego zwierzęcia przez jego kastrację lub też uniemożliwienie mu prokreacji jest bliski przekroczenia granicy. Niewielu właścicieli rasowych psów i kotów zdecydowała by się na oddanie odchowanych małych za darmo. Nie dziwi mnie to w ogóle. Przecież mają prawo przynajmniej w części starać się pokryć koszty, wynikające z wykarmienia i pielęgnacji, które notabene w trakcie rozmnażania wzrastają. Gdyby tego było mało, część z tych, którzy boją się 500 złotowego mandatu decyduje się oddać potomstwo swoich zwierząt do schroniska. Co dziwne schronisko ma prawo zażądać opłaty za oddawane do „adopcji” zwierzęta. W przypadku nierasowych, mieszańców mogłoby to nie zdać egzaminu, natomiast wśród rasowych jest nagminnym. Taki zabieg jest uzasadniany pozyskiwaniem środków na utrzymanie schroniska. Ale czy jest w porządku dostać psa za darmo, tylko dlatego, że prawo nie pozwala jego właścicielowi odpłatnie znaleźć mu nowego domu i tylko po to by go sprzedać? Po co w ogóle wprowadzać kolejne ogniwo przekazania psa innemu właścicielowi? Przecież pies w schronisku musi jeść, tym samym obciążając budżet schroniska. Przecież schroniska dotowane są z środków publicznych, więc obciążają one obywatela zupełnie niebiorącego udziału w wymianie. Czy nie taniej dla państwa byłoby nie zabraniać odsprzedaży zwierząt? Bo to, że „hodowca” i zwierzęta by na tym zyskały nie podlega żadnym wątpliwością.
Pozwolę sobie jeszcze na koniec zaapelować do „obrońców praw zwierząt”. Jeśli czujecie potrzebę pomagania krzywdzonym zwierzętom, róbcie to z głową. Może rozsądniejszym z waszej strony byłby wolontariat aniżeli zmienianie prawa w taki sposób, by za jakiś czas wszystkie zwierzęta wymagały pomocy. Z pewnością niejednemu zwierzakowi byłoby lepiej, gdyby zamiast podpisywanych przez was petycji i pozyskiwanych coraz to nowszych materiałów ukazujących maltretowane zwierzęta, otrzymał od was dom, miskę jedzenia lub cokolwiek co byłoby dla niego pożyteczne.
Z poważaniem i pozdrowieniami sympatyk zwierząt.