Ludzie renesansu, tacy jak da Vinci, Kopernik, Michał Anioł czy Rafael od dawana fascynują, inspirują i urzekają. Czy sportowcy także mogą być ludźmi renesansu? Moim zdaniem jak najbardziej. Człowiek renesansu był nie tylko głodny wiedzy, lecz również: ciekawy, otwarty, poszukujący nowych rozwiązań i wszechstronny.
Wszechstronność była cechą bardzo często spotykaną wśród sportowców II RP. Najwszechstronniejszym był bez wątpienia, Wacław Kuchar: piłkarz, lekkoatleta, hokeista, łyżwiarz i gimnastyk. Ta historia będzie poświęcona najwszechstronniejszemu sportowcowi „zimowemu” II RP. Co ciekawe był on nie tylko sportowcem ale i artystą. Malował, tańczył i pisał wiersze. Był postacią bardzo ciekawą i wciąż jest inspiracją dla wielu ludzi.
Część z Was już z pewnością domyśliła się o kogo chodzi. Naturalnie o Bronisława Czecha. Bronek urodził się 25.07.1908 w Zakopanem. Miał brata oraz dwie siostry. Po matce odziedziczył talenty artystyczne (była ona hafciarką), po ojcu zamiłowanie do szybkiej jazdy. Jeździł szybko nie tylko na nartach ale również na rowerze oraz motocyklu. Jego jazdę na rowerze mieszkańcy Zakopanego dobrze zapamiętali.
Wspominali, po latach, małego chłopca, który pedałował na stojąco, ledwo wystając znad ramy, siodełko było dla niego za wysoko. Już wówczas przejawiał cechę konieczną dla dobrych sportowców – zawziętość. Jego największą miłością był jednak narty.
Narty i góry, to właśnie były jego główne miłości. Na nartach potrafił wszystko: skakać, biegać, zjeżdżać a nawet ... tańczyć. Potrafił zatańczyć na nartach walca, tj. stworzyć taki ciąg ewolucji na nartach, że sprawiały one wrażenie, jakby rzeczywiście tańczył. W trakcie swojej kariery zdobył 24 tytuły mistrza Polski w biegach, skokach, zjazdach, slalomie, kombinacji norweskiej i alpejskiej oraz w sztafetach. Jego wszechstronność, była chyba jednocześnie przyczyną braku medali na imprezach międzynarodowych.
Oprócz już wcześniej wymienionych sportów uprawiał jeszcze: lekkoatletykę, tenis stołowy, taternictwo, szybownictwo, pływał na kajakach, dodatkowo jeszcze grał na skrzypach i akordeonie, wystąpił również w filmie. Jakby mało mu było adrenaliny, był również prekursorem jazdy ekstremalnej na nartach, popularnego dzisiaj ski-ekstreme. Na co dzień był ratownikiem górskim. Oj ciężko pomyśleć kiedy znajdował czas na sen? Jego siostra śmiała się, że nie miał nawet czasu żeby się ożenić. Mam nadzieję, że wymieniłem większość jego pasji (wspominałem, że malował na szkle?). W przeciwieństwie do Marusarza, miał słabe warunki fizyczne. Nie był ani silny, ani wysoki. Braki natury nadrabiał cechami charakteru i techniką.
W swojej karierze sportowej, wielokrotnie był krok od medalu. Trzykrotnie pukał do wrót raju na igrzyskach olimpijskich. W 1928 był 10 w kombinacji norweskiej i 37 w skokach. W 1932 - 18 w biegu na 18 km, 7 w kombinacji norweskiej i 12 w skokach. W 1936 – 20 kombinacji alpejskiej, 7 w sztafecie 4x10 km, 33 w biegu na 18 km, 16 w kombinacji norweskiej i 33 w skokach. Na mistrzostwach świata najwyżej był w kombinacji norweskiej – 4 w 1929 i 5 w 1927. Na swoich ostatnich igrzyskach olimpijskich występował w podwójnej roli – zawodnika i trenera.
Kiedy zaczęła się wojna naturalnie nie mógł pozostać bezczynny. Został kurierem. Swoją działalność utrzymywał w tak głębokiej konspiracji, że nawet najbliższa rodzina o niczym nie wiedziała. Kiedy znikał z domu, na kilka, kilkanaście dni, wracał milczący, dopiero po dłuższych namowach odpowiadał, że odwiedzał narzeczoną. Ta po latach stwierdziła, że niestety ale w tamtym okresie nie widywali się wcale.
W przeciwieństwie do Marusarza nie wpadł podczas akcji. Pewnego dnia odwiedził go Sepp Roehrl – były trener, specjalizujący się w zjazdach. Sepp był Austriakiem, kilka lat przez wojną został trenerem polskich zjazdowców. Teraz odwiedził Bronka jako oficer gestapo. Miał dla niego propozycję „nie do odrzucenia”. Albo zostanie trenerem niemieckich juniorów, albo trafi do obozu. Bronek wybrał to drugie.
Do Auschwitz trafił, pierwszym transportem. Dla strażników, przestał być człowiekiem, został numerem, dokładnie numerem 349.
Ludzka natura wciąż pozostaje tajemnicą. Jesteśmy istotami, pełnymi tajemnic nieobliczalnymi, i sprzecznymi. Często zastanawiałem się nad tym jak artyści musieli czuć się w Auschwitz? Nie wiem czy było im trudniej niż innym, równocześnie jestem przekonany, że lżej na pewno też nie. A takim człowiekiem był przecież Bronisława Czech. Z jednej strony – twardziel, biegacz, narciarz. Z drugiej wrażliwy artysta, piszący wiersze, malujący kwiaty na szkle czy górskie pejzaże. Ta wrażliwa strona jego natury musiał być strasznie poruszona tym co tam się działo.
Z drugiej jednak strony, to ona znajdowała pewne ujście w tych straszliwych warunkach. Bronek wciąż pisał wiersze, malował i rzeźbił. Jego najbliższym przyjacielem w tym obozie był, rzeźbiarz Franciszek Xawery Dunikowski. On był też światkiem jego śmierci. Bronek długo nie dał się jej złamać. Spędził w obozie prawie 4 lata. Niewielu się to udało, mógł z niego wyjść bez problemu. Wielokrotnie otrzymywał propozycję, trenowania niemieckich sportowców, wszystkie odrzucał.
5 czerwca 1944 o godzinie 12.00 siedział w oknie szpitalnego obozu. Razem z Dunikowskim słuchali skocznych utworów muzycznych granych przez Cyganów. Był piękny słoneczny dzień, umarł bezboleśnie na udar serca. Cyganie kiedy się o tym dowiedzieli, zagrali marsz pogrzebowy.
Jeśli dziś zastanawiacie się, czemu nie ma już ludzi renesansu pamiętajcie, że oni mieli dużo więcej do odkrycia. Dziś w czasach których rządzi mamona, rzadko znajdujemy czas na drobne przyjemności, czy pasje. Warto jednak znaleźć go choć troszkę. No na pewno nie tyle, co Bronek ale choć troszkę.
A ludzi takich jak Czech, Marusarz – już nie ma. Wojna i czas przemijający są bezlitosne, bez względu na dokonania.Pamięc pozostaje na wieki.
Cześć i Chwała Bohaterom