Kupił ją Andreas, miał już osiem dziewczyn, które zmusił do posłuszeństwa. Julia zacięła się i zamknęła w sobie. Kiedyś z pomocnikiem wywiózł ją do lasu i kazał kopać dół, zaczęła uciekać. Kiedy ją złapał, przyłożył pistolet do głowy. Modliła się, czekając na śmierć. Był wściekły, zainwestował dwadzieścia tysięcy, bo dziewczyna była ładna, liczył na to, że inwestycja zwróci się w kilka miesięcy. Teraz nie tylko nie chciała pracować, ale jeszcze działała demoralizująco na inne dziewczyny, które zaczęły wybrzydzać na klientów. Musiał szybko coś zrobić. Wcześniej pracował dla Global Amber Service, czasami służył u Gi, zdobył jego zaufanie. To Gi dał mu lokal, kiedy Andreas powiedział, że chciałby podziałać na własną rękę. Oddawał uczciwie dwadzieścia procent firmie, ludzie z GIS podsyłali mu klientów. Interes się rozkręcał, nagle trafił na Julię. To był dla niego poważny problem, nie uwzględnili tego nawet w biznesplanie, który robił z księgowym z firmy, zanim Gi dał mu lokal. Wszystko szło dobrze, przy ośmiu dziewczynach wyciągał średnio dziesięć tysięcy euro dziennie. Czterem ochroniarzom płacił po pięć tysięcy miesięcznie plus premie. Kiedy kupił Julię, wynajął apartament, w którym miała pracować. Czynsz wynosił pięć tysięcy. Jej opór zaskoczył go i doprowadził do wściekłości. Najpierw trzymał ją w piwnicy bez wody i jedzenia. Kiedy nie zmiękła, zbił ją pasem przez mokry ręcznik, żeby nie robić śladów. Kiedy jednak zrozumiał, że się nie ugnie, pobił ją tak, że była cała posiniaczona, w takim stanie nie mógł jej udostępnić klientom. Zrozumiał wtedy, że to chybiona inwestycja. Poprosił o spotkanie z Gi.
Chen codziennie odwiedzał Vivien w szpitalu, tego dnia czuła się lepiej, uśmiechała się do niego, ale nie mówiła, bo jeszcze była zbyt obolała. Chen mieszkał w jej mieszkaniu, Bianka i Andrei też tam nocowali. Peter czasami wracał do Heindok, czasami nocował z nimi wszystkimi. Mieszkanko nie było duże, ale się mieścili. Wieczorami Chen wychodził pobiegać, rano ćwiczył godzinę na skwerku. Teraz jednak mieszkanie było zatłoczone. Kilkanaście osób siedziało w krąg i rozmawiało. Miny mieli poważne. Pierre opowiadał o sytuacji w Brukseli i o zaginionych ludziach. Czasami ktoś dodawał coś od siebie. W pewnej chwili Chen przeprosił wszystkich, powiedział, że idzie pobiegać, dołączyło do niego kilka osób. Po powrocie rozmawiali dalej, ale atmosfera stała się luźniejsza. Po jedenastej wszyscy zasnęli, rano większość wyszła na skwer, poćwiczyć z Chenem. Po powrocie utworzyła się kolejka pod prysznic. Bianka, obudzona przez wychodzących najpierw patrzyła przez okno, potem wyszła na skwer, patrzeć co oni robią. Była zafascynowana, w drodze pod siedzibę GIS podeszła do Chena i spytała co to takiego, co robili na skwerze.
To elementy Tai-Chi i Kung-Fu. Odpowiedział z uśmiechem, polubił tę skromną kobietę.
Długo to robisz?
Będzie prawie trzydzieści lat.
Czy ja jestem za stara, żeby się nauczyć?
Można zacząć w każdym wieku, jeśli chcesz, możemy zacząć od jutra.
Andrei też może?
Oczywiście.
Postaram się go namówić.
Kiedy dochodzili do swoich schodów, już z daleka widzieli, że Lamborghini stoi, jak stało. Dwaj barczyści mężczyźni w garniturach stali obok auta. Kiedy Chen dochodził, skłonili się i już chcieli odejść, gdy Chen poprosił ich gestem o pozostanie. Podszedł i powiedział – ten samochód, ze wszystkim, co jest w środku, zostanie przekazany na cele charytatywne. Mężczyźni skłonili się ponownie i odeszli.