Musiał mocno się skoncentrować, komputery prowadziły procedury, ale to on podejmował kluczowe decyzje. Z wysokości 300 metrów opuszczał się w dół. Już dużo wcześniej wylączył ogrzewanie gazów, więc balon traci wyporność. Zaczęły pracować pompy, które zbierały wodór z wewnętrznej powłoki i tłoczyły w butlach pod ciśnieniem. Na końcu wirniki zaczęły mocny ciąg w dół. Ziemia przybliżała się coraz szybciej. Laserowe czujniki kierowały cumowaniem. Wysokie słupy tworzyły lekki owal, taki jak kształt wszystkich stutysięczników NEOSu. Dokoła rozmieszczone były stanowiska pięćdziesięciotysięczników i dwudziestotysięczników. Drobnica od dziesięciotysięczników w dół miała bazę kilka kilometrów dalej.
Marek miał teraz czas. Poszedł do dużej hali z salą gimnastyczną. Przebrał się w dresy, rozgrzał się i zaczął robić formy. Po pól godzinie wszedł Chen. Marek skończył formę i poszedł powitać przyjaciela. Chen przyleciał z bazy pod Fujin, z powrotem poleci dalej, do Chabarowska i Sapporo.
Po kilku formach przeszli do Sali kendo. Wzięli drewniane, treningowe miecze i zaimprowizowali walkę. Po kilkunastu minutach odłożyli miecze. Marek wyjął katanę z Kioto, wykonaną pod koniec XX wieku i ciął wzdłuż bambusowy klocek o grubości uda dorosłego mężczyzny, cięcie wyszło prosto.
Kilka minut ćwiczył podejście do słomianej kukły i cięcie, Chen patrzył w milczeniu. Na koniec Marek odłożył katanę, obaj poszli do łazienki, przebrali się i poszli na kolację.
W restauracji było pustawo, większość ludzi zajęta była rozładunkiem. Zamówili barszcz i kaczkę po pekińsku z ryżem. Siedzieli nad czarkami herbaty, rozmawiali o technicznych problemach. Chen zauważył że Marek jest zamyślony. Patrzyli sobie w oczy, znali się od dawna.
Kiedy ostatnio katana zabiła człowieka?
Chen spochmurniał i odrzekł – kilkanaście lat temu w jakiejś bójce, od tamtego czasu nikt nie słyszał o niczym podobnym. Chcesz kogoś zabić?
Marek nic nie odpowiedział. Nagle pomiędzy nimi wyrósł mur.
Pamiętaj że zawsze zapłacisz za wszystko co zrobisz. Jesteśmy przyjaciółmi, ale wyznajemy wspólne wartości. Wiesz że przechodząc na drugą stronę, odchodzisz od nas.
Marek skinął głową. Wstali od stolika i wyszli z restauracji. Przeładunek prawie się kończył. Marek szedł do balonu Chena, Chen do Markowego. Podali sobie ręce i rozeszli się bez słowa.