To początek political fiction po gorzowsku. Następca wziął łopatę i zaczął sprzątać. Szybko okazało się, że nowa sytuacja prowadzi do napięć, bo przecież miało być tak pięknie a teraz pojawiły się kolejne wyrzeczenia. Cóż musiało być trochę gorzej, żeby wkrótce było lepiej. Skracając historię – nowy wyprowadził firmę na prosto a nawet poszerzył działalność i napełnił kasę. Ooo pomyśleli politycy. Takim funkcjonującym bytem z pełną kasą, to nawet mój szwagier nieudacznik byłby w stanie zarządzać. Przecież to mechanizm jak Polska długa i szeroka działający sprawnie i cieszący się coraz lepszą opinią, ba dla wielu miast będący wzorem.
No , ale przecież tego nowego prezesa trzeba jakoś wysadzić z siodła. Pierwsze podejście – trzeba go zniechęcić. Na początek seria publicznych pytań podczas spotkania z miejskimi rajcami. Ehhh… ten który został oddelegowany do odczytania pytań nie potrafił zrobić tego poprawnie. Tak tak, to skomplikowany język. Widać było, że został przygotowany dokument, którego wcześniej nie przeanalizował, ale próbował brnąć dalej, stawiając tezę, że coś jednak jest na rzeczy z tym prezesem. Trzeba mu się dobrze przyjrzeć. Przerwa taktyczna też była potrzebna.
Nowa strategia odpaliła drugie podejście do „uśmiercenia prezesa”. Ni stąd ni zowąd pojawiła się klasyczna polityczna wrzutka, którą podłapały „zainteresowane” media. Pojawił się anonim… nie wiadomo czy nie podpisała go jedna osoba, czy może 1000. To pozostaje w kwestii domniemań. Anonim podwołuje się na trudną przeszłość, mówi o tym, że w firmie jest prześladowanie, mobbing, wyzysk… i wrzuca to radnym na polityczny młyn. Nawet głupi by skorzystał… Sam będąc radnym, chodź to robota wybitnie niewdzięczna, też bym się nim politycznie pożywił. Taką kiełbasą grzechem byłoby pogardzić, nawet nie wiedząc, że bierze się udział w cudzej grze a jej kierunek został dawno i jasno określone - prezes musi odejść, bo firma dobrze funkcjonuje a mój szwagier chętnie zasiądzie w jej zarządzie.
Bardzo ładny scenariusz. Po tej wrzutce trzeba przyznać, że prezes podjął wyzwanie. Wydał oświadczenie i wskazał w nim, że słynny Gall Anonim użył magicznego argumentu - Prezes nie jest stąd i w związku z tym nie może tu pracować. Z nami może być tylko ktoś swój, który na wszystko się zgadza. Tymczasem prezesa postanowili bronić nawet pracownicy, tak tak tej firmy w której jest tak bardzo źle a mobbing jest na pożarku dziennym. Napisali list o treści - w dużym streszczeniu – proszę się od nas od.... i o zgrozo podpisało go z imienia i nazwiska ponad 100 osób. Jak to zestawić z anonimem pracującym dla szwagra szykującego się do posady prezesa, wychodzi polityczny klops. Ktoś tu powinien się zacząć martwić… a nowy prezes szwagier, chyba jeszcze nie tym razem rozsiądzie się w wygodnym fotelu.
Czytanie między wierszami. To cenna umiejętność. Pozwala zrozumieć marne wrzutki, ułomne czytanie trudnego dokumentu na sesji oraz ciekawe dywagacje radiowe radnego słynnej matki. Powiem więcej. Jest spora grupa osób, która umie i lubi to robić. Jest też w tym bardzo systematyczna. Dzięki temu bardzo skrupulatnie poszerza swoją dokumentację. Wszystkim czytającym życzę miłego dnia. Pozdrawiam szczególnie tych rajców o których była tu mowa.