Samorządowcy to na ogół jedna wielka rodzina. Niezależnie od tego z której partii, bądź bezpartyjności wywodzi swój mandat. Wszyscy borykają się z podobnymi wyzwaniami i mają podobne problemy. Jednak ta Solidarność ma swój kres i on nazywa się ambicją. Kiedy ambicja zaczyna być doradcą, samorządowca przestaje widzieć swoich kolegów i ich wyzwania a widzi wyłącznie siebie i realizuje swój własny projekt.
Niedawno Wadim Tyszkiewicz ogłosił miastu i światu, że jeżeli PiS wygra wybory to on uda się na emigrację. Po co to zrobił? Czy nie obraził w ten sposób wszystkich swoich wyborców? Jedyne logiczne wytłumaczenie tkwi w tym, że być może zamierza kandydować do parlamentu i to jest właśnie słowo-klucz… jeżeli samorządowiec zamierza kandydować do parlamentu przestaje być solidarny wobec swoich kolegów.
Podobny mechanizm zadziałał prawdopodobnie w przypadku prezydenta Zielonej Góry, który właśnie ogłosił, że podnosi pensję nauczycielom. Postawił tą decyzją resztę samorządowców z województwa w nie lada kłopocie. Rzadko który z nich ma tyle środków co on. O i nie każdy ma sejmik u siebie na miejscu… i nie każdy poszerzył sferę swojego miasta, co pozwala mu otrzymać większą subwencje.
Krótko mówiąc. Jeżeli w imię własne zysków politycznych jesteś skłonny poświęcić relacje z kolegami samorządowcami to oznacza, że przekroczyłeś cienką czerwoną linię.
Za nią nie ma już solidarności dawnego środowiska a nowe jeszcze nie wiadomo czy cię przyjmie.