Wulagryzm jako signum temporis naszej współczesności
Szambo wulgaryzmów rozlewa się szeroko i obejmuje już prawie bezgranicznie wszelkie obszary społecznej geografii poza jej nielicznymi tylko , marginalnymi wyjątkami i sytuacjami .
Coraz częściej, niezależnie od miejsca, od okoliczności i od podmiotów, słyszymy słowa powszechnie uważane za wulgarne. Oswajamy się z nimi, stępiają one naszą wrażliwość , coraz mniej na nie reagujemy i coraz częściej sami ich używamy. Szukając coraz bardziej wyrazistych określeń sięgamy po coraz bardziej " wyszukane" retoryczne figury. Oczywiście wciąż niezagrożone wydają się być podstawowe, stanowiące niekwestionowany rdzeń naszego języka i najczęściej używane k.... p.... h.... oraz wszelkie podobne, pochodzące od nich niezliczone wersje i kombinacje .
Kulturowy egalitaryzm sprawił, że wulgaryzmy nie są już wyłączną własnością społecznych nizin . Wulgaryzmy zadomowiły się już na dobre również w obszarze społecznych wyżyn .
Nasz niby elitarny "gorszy sort" klnie i bluzga w najlepsze a zdesperowana niemocą ''totalna'' daje upust swojej frustracji malując nawet na murach wulgarne hasła.
Wulgaryzmy stają się również integralną częścią publicznego przekazu. Spopularyzowana dawno temu prostacka figura celebryty Jurka O. "róbta co chceta", niezmiernie skutecznie zainfekowała społeczeństwo wirusem chamstwa przyczyniając się do szybszej erozji kultury języka . "Mówta co chceta" to ewidentnie nieodrodna progenitura tego kulturowego przewrotu .
Zniknęły bariery obyczajowej przyzwoitości. Wulgarnemu słownictwu towarzyszą też coraz bogatsze zestawy wulgarnych gestów i nieprzyzwoitych zachowań. Upadek obyczaju przyspieszył w galopującym tempie.
Jak zatem wkrótce wyglądać będzie tez nasz codzienny, potoczny język?!. Jego przyszłość i kształt wyznacza coraz większe przyzwolenie na chamstwo, przymus wszelkiej maści tolerancji i bezkrytyczny permisywizm. Do coraz szybszej językowej degradacji, znakomicie przyczynia się również nasze powszechne "smartfonowe" uzależnienie. Zło, grzech, skandal, doprawione często wulgaryzmami, korzystają z nieograniczonych możliwości przekazu i stają się naszą codziennością . Docierają do nas niezmiernie łatwo , szybko i skutecznie, oswajając ze sobą naszą świadomość i naszą wrażliwość.
Prawda, jak anachronicznie pobrzmiewają używane kiedyś i uznawane wtedy za soczyste określenia takie jak choćby „'cholera'' czy „psia kość ''? Teraz niepodzielnie króluje już k....p.... h...
Jeszcze niedawno bardzo popularne " kurde" wcześniej znane jako "kurdebalans" częściowo też już zanika i ustępuje miejsca bardziej dosadnym figurom.
Niewielu używających słowa "kurde" zdaje sobie sprawę z jego ciekawego historycznego pochodzenia . Dawno temu, bo przed II Wojną Światowa , w maszynowni naszej słynnej łodzi podwodnej Orzeł, ważną rolę pełnił przyrząd z francuska opisany jako "Cours de balance". Mechanik, nie znający języka francuskiego , raportując kapitanowi jednostki Henrykowi Kłoczkowskiemu , dobrze władającemu tym popularnym kiedyś w sferach wyższych językiem, używał oczywiście spolszczonej wersji nazwy tego przyrządu w postaci znajomo brzmiącej figury "kurdebalans".. Prześmiewczo traktowane „kurdebalans”, dość szybko „zeszło na ląd” i na długie lata przyjęło się jako popularny surogat przekleństwa. Z czasem, „kurdebalans” postanowiło zgubić swój ważny „balansowy" człon i zaczęło funkcjonować już samodzielnie jako proste „kurde”.Wydaje się ,że pomału i ono, coraz rzadziej używane, odejdzie do retorycznego lamusa i zapewne w przyszłości całkowicie ustąpi pola naszym tradycyjnym i sprawdzonym wulgarnym nawykom mownym...