Niezwykły list Józefa Bąka do Redakcji Gazety Wyborczej.
Nie mogąc już żyć zgodnie z obowiązującą w naszym domu tradycją, kiedy w każdą niedzielę, zabierałem całą swoją rodzinę na zakupy do pobliskiej Galerii i do mojego ulubionego Kauflandu (a jak zauważyłem, brak tych wypadów osłabia teraz nasze rodzinne więzi), siedząc w domu i serfując sobie po internecie, z niedowierzaniem przyjąłem informację, jakoby Gazeta Wyborcza zanotowała kolejny historyczny spadek sprzedaży - największy spośród wszystkich gazet i czasopism obecnych na rynku.
To niemożliwe, kolejny fake news wymyślony przez prawicę, aby tylko uderzyć w serce Zjednoczonej Opozycji - pomyślałem sobie od razu. Pisali tam, że spadło nam, aż prawie o 20%, w porównaniu do zeszłego roku - roku złych rządów PiS. Ale, że dziwnym trafem to niemal tyle samo procentów, o ile mniej będą zarabiać teraz wszystkie posły sejmowe (nawet te Bogu ducha winne posły, co są w Opozycji Totalnej), od razu wzbudziło to u mnie podejrzenie. Bo jak coś pisze prawica lub mówi PiS albo Kaczyński, to wiadomo z góry, że musi być to kłamstwo. Przez to uznałem, że była to zwykła lipa, o której każdy z nas przecież wiedział, że z nienawiści do Obywateli RP i feministek, prawicowi faszyści, chcą nas tylko taką wyssaną z brudnego palucha informacją, jak zwykle zgnębić, podzielić i zastraszyć, abyśmy się bali.
Uznałem zatem, że jest to taka sama lipa, następny szyderczy fake news, który powstał znowu pod osłoną nocy na Nowogrodzkiej. Nie trzeba przypominać wszystkim czytelnikom Gazety Wyborczej, gdzie wcześniej postanowiono wyprodukować i spreparować fałszywe kwity, aby uderzyć w nasze Narodowe Dobro, jakim jest Lech Wałęsa. Ale dzięki wnikliwemu i żmudnemu śledztwu, przeprowadzonemu przez Dziennikarzy Śledczych Gazety Wyborczej (moim subiektywnym zdaniem najlepszych Dziennikarzy w tym kraju) okazało się, że były to oczywiście fałszywki, które podrzucono Pani Generałowej Kiszczakowej, by móc manipulować opinią publiczną, tymi przecież nic nie wartymi świstkami papieru. Na szczęście, Dziennikarze Śledczy GW, odnaleźli naocznych świadków tej nędznej prowokacji, którzy zeznali (mimo grożącego im niebezpieczeństwa - zemsty prokuratora Ziobry), że Pani Generałowa została zahipnotyzowana przez Antoniego Maciarewicza. Będąc pod wpływem obłędnego wzroku i szalonych oczów Antoniego, pozbawiona własnej woli, udała się do siedziby IPN. Co gorsza, by uchybić czci Pani Generałowej, Maciarewicz nakazał Jej zażądać pieniędzy za wskazanie miejsca, gdzie znajdują się spreparowane fałszywki, oczerniające Pana Prezydenta, Lecha Wałęsę. Bezwolna, wskazała więc I-pe-en-owcom szafę, w której znajdowały się podrzucone tam wcześniej kwity( podrzucone w stylu, w jakim działają PiSowcy, czyli pod osłoną nocy). Z tego co udało się ustalić, całą akcję przeprowadził Bartłomiej Misiewicz albo jakiś gościu o nazwisku Pisiewicz. Wyleciało mi teraz z głowy imię tego gagatka, ale nazwisko zapamiętałem dobrze - Pisiewicz. Kilku świadków jednak twierdziło, że była to robota samego Kaczyńskiego, z powodu jego osobistej zemsty na Lechu Wałęsie, za to, że puścił Jarka Kaczyńskiego w samych skarpetkach.
Prawda jednak na szczęście wyszła na jaw.
Dzięki wspólnemu wysiłkowi i wytężonej pracy Dziennikarzy i Redaktorów Gazety Wyborczej, naszych wspaniałych artystów, jak chociażby Agnieszka Holland, Krysia Janda, Jurek Stuhr, czy wielu innych bezinteresownych ludzi pokroju Mateusza Kijowskiego, Władka Frasyniuka, albo Józefa Piniora, udało nam się przekonać wszystkich Obywateli RP, że były to nic nie znaczące, nieszczęsne świstki papieru, sporządzone przez małego dyktatorka i jego populistyczną świtę pisowskich eunuchów.
Lecz wracając do duchowej lektury Polaków i Polek, (jaką od blisko już 30 lat jest Gazeta Wyborcza), coś jednak nie dawało mi spokoju w sprawie rzekomego, historycznego spadku sprzedaży słynnej GW. Co prawda, od pewnego czasu trochę niepokoiłem się, że w dodatku specjalnym do Gazety Wyborczej, Redaktorzy nie załączają się już opornika, którego dumnie noszę w klapie, jako znak protestu przeciwko faszystowskiej władzy, którą wybrało tylko 15% ze wszystkich ludzi, którzy mogli pójść do urn i zagłosować. Dla świętego spokoju, zajrzałem więc na stronę internetową Komitetu Obrony Demokracji, gdzie czytelnik może otrzymać zawsze rzetelne i sprawdzone informacje. Ku mojemu zaskoczeniu, strona ta od kilku miesięcy była prawie nieaktywna! Pomyślałem od razu, że to musi być sprawka pisowskich hakerów, którzy bojąc się ujawnienia prawdy o PiSie, walczą brudnymi metodami, by zamknąć usta broniącym demokracji Obywatelom RP.
Będąc już naprawdę mocno zdenerwowanym, zadzwoniłem do mojego bliskiego, zawsze dobrze poinformowanego przyjaciela z dawnych czasów, w których dochowaliśmy przecież jakiejś tam kultury, by wyjaśnił mi tę sprawę z KODem i Gazetą Wyborczą. Odpowiedział krótko, po wojskowemu (bo mój znajomy to nie byle kto -pułkownik wojskowy), że strona Komitetu Obrony Demokracji upadła, ponieważ ktoś z publicznych zbiórek przeznaczonych na cele KODu, zwędził całą kasę. Co gorsza, potwierdził też, tę smutną informację o historycznym spadku sprzedaży ukochanej Gazety Wyborczej. Ponieważ znaliśmy się od starych czasów harcerskich, zapytałem go wprost, dlaczego tak bardzo spadła sprzedaż przede wszystkim Gazecie Wyborczej. Dodałem, że ja nadal posiadam roczną prenumeratę i dzięki temu mam nawet zniżkę. A gdy żona nie żąda ode mnie zwrotu reszty pieniędzy, kiedy zrobię zakupy, kupuję nawet drugi egzemplarz Gazety Wyborczej i od lat podkładam ją pod drzwi mojego sąsiada, zaciekłego pisiora, aby zamiast mózgu nie miał wody od tego karmienia się propagandą pisowską.
Mój stary druh, najpierw pochwalił mnie za „właściwe podjęcie kierunku i metody działania operacyjnego” i dodał, że po haniebnej obniżce emerytur wojskowych, tysiące oficerów wojskowych, zaprzestało kupowania i prenumeraty Gazety Wyborczej, z powodu braku środków finansowych. W dodatku Kaczyński, łamiąc Konstytucję, nałożył sankcje gospodarcze, zakazując czytania Gazety Wyborczej w instytucjach rządowych i w spółkach państwowych. Stąd wziął się ten nagły, historyczny spadek sprzedaży ukochanej Gazety Wyborczej.
Wstrząśnięty, pomyślałem o tych polskich rodzinach itych wszystkich urzędnikach, pozbawionych w miejscu swojej pracy, dostępu do źródła rzetelnej informacji, jaką dotychczas mogli czerpać z Gazety Wyborczej. Skąd będą ludzie wiedzieć, kiedy wyjść na spontaniczny protest, gdzie zorganizować zbiórkę lub zablokować wejście posłom PiSu do Sejmu? Jak można skutecznie dać odpór zaczadzonym PiSem? Przed moimi oczami, zaczęły przesuwać się straszne obrazy, w których widziałem całe kohorty Dziennikarzy z Gazety Wyborczej, jak głodni stojąc w kolejce ze spuszczonymi głowami przed redakcją Naszego Dziennika, proszą o zatrudnienie. A Ojciec Dyrektor sprawdza papiery i rechocąc, odsyła każdego po naukę, do Szkoły Medialnej w Toruniu.
Przyznaję, że nawet przez chwilę ogarnęło mnie z tego powodu prawdziwe przygnębienie.
Lecz gdy wieczorem, zobaczyłem w TVN24, w „Kropce nad I” (proszę Redakcję o wybaczenie, że wymieniam nazwę konkurencji), mojego Prezydenta, prawdziwego męża stanu, Bronisława Komorowskiego, ujrzałem malutkie światełko w tunelu. Ze wzruszeniem, wspominam czas, gdy Pan Prezydent Komorowski, spacerując sobie z Obywatelami Stolicy, uśmiechnął się tam gdzie ja stałem. A kiedy został zapytany przez jakiegoś młodego wysłannika, zapewne przysłanego prosto z Nowogrodzkiej, który miał Jemu zadać podstępne pytanie, Pan Prezydent niezbity z tropu udzielił młokosowi genialnej rady, którą zapamiętam do końca życia. Więc nie zamartwiajcie kochani Dziennikarze i Redaktorzy Gazety Wyborczej. Jeśli któregoś dnia pójdziecie z torbami, zastosujcie się więc do rady Pana Prezydenta Komorowskiego - Zmieńcie pracę i weźcie kredyt. I wszystko się samo ułoży.
Z poważaniem:
Józef Bąk ( dla przyjaciół „Oscar”)
https://dorzeczy.pl/obserwator-mediow/58086/Sprzedaz-Gazety-Wyborczej-najnizsza-w-historii.html