Uniżył siebie samego. Nie dlatego, że jest masochistą, nie dlatego, by odegrać scenkę. To uniżenie się, to nie jest cierpienie ostatnich dni życia. To uniżenie rozpoczęło się, w momencie Wcielenia. Bóg nieogarnięty, nienazwany staje się człowiekiem z wszystkimi etapami rozwoju, aż do śmierci. Bóg stał się człowiekiem. Ten, który jest Wszystkim, uczył się mówić, jeść, chodzić. To, co dla nas jest normalnością, dla Niego było uniżeniem się. Jest Bogiem, który z Józefem uczy się przybijać gwoździe, pierze swoje ubrania, przemierza setki kilometrów. Bóg dał się ograniczyć, by być bliżej nas. Kiedy my próbujemy na różne sposoby uczynić z siebie bożków, których inni mają podziwiać, czcić, oddawać hołdy, On staje się kimś śmiertelnym. To uniżenie, to nie jest to samo, co uniżenie nasze – ludzkie. On, który wie wszystko, ogranicza swoją wiedzę. On, który jest Życiem, stanął wobec śmierci swoich bliskich, przyjaciela, ludzi chorych i opuszczonych. On, który jest Królem, klęka przed brudnymi nogami swoich uczniów i myje im nogi. On, który stoi za początkiem każdego życia, zostaje przybity do drzewa i zabity. Nie skorzystał ze sposobności, by być równy Ojcu, ale dla nas stał się równy nam.
Przez to, że On się uniżył, my możemy dziś być odważni, możemy się do Boga porównywać, możemy być bezczelni. Rozpoczynający się dramat wcale nie jest nieszczęśliwy, to dramat zwycięstwa. Nie mamy być posępni i smutni, ale uczyć się być drugim, nie pierwszym. I jeśli znaczę cokolwiek, dla kogokolwiek, jeśli jestem w stanie powiedzieć, zrobić coś dobrego, to tylko przez to, że poznałem Jezusa Chrystusa uniżonego, człowieka takiego jak ja, który nigdy mnie nie potępia, ale zdejmuje ze mnie moje słabości i grzechy. To wszystko po to, by każdy język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca.