Grudniowy szczyt Rady Europejskiej w Brukseli w ostatni piątek był debiutem nowego premiera Rzeczpospolitej na arenie międzynarodowej. Oczywiście szef rządu w Warszawie nie jest na europejskich salonach postacią anonimową, bo przez przeszło dwa lata regularnie uczestniczył w ECOFIN czyli strukturze grupującej ministrów finansów krajów członkowskich UE. Jako pierwszy w historii szef resortu finansów rządu RP zaproszony został na posiedzenie eurogrupy, która zrzesza ministrów finansów krajów strefy euro. Teraz wystąpił w nowej roli i zaczyna do niej przyzwyczajać parterów i z naszego regionu Europy, i ze starej Unii. Co ciekawe nie był jedynym „debiutantem” na tym szczycie, bo również po raz pierwszy pojawił się nowy premier Republiki Czeskiej Andrej Babisz, skądinąd Słowak z urodzenia. Mimo zmiany aż połowy premierów w Grupie Wyszehradzkiej, współpraca w V4 przebiegać będzie raczej bez zakłóceń.
Na szczycie omawiane były sprawy dla Polski bardzo ważne i to w trzech obszarach. Pierwszy to polityka obronna. Drugi to polityka społeczna, edukacja i kultura. Wreszcie trzeci to polityka imigracyjna.
Gdy chodzi o działania Unii Europejskiej w obszarze obrony, dla Polski szczególnie istotne jest zapewnienie komplementarnego, uzupełniającego charakteru działań UE wobec NATO i współpracy w ramach Paktu Północnoatlantyckiego krajów członkowskich Unii. Szczególnie istotna dla nas jest flanka wschodnia, stąd też będziemy kontynuować nie tylko współpracę z Amerykanami w kontekście zwiększania ich obecności wojskowej w Polsce oraz Brytyjczykami również stacjonującymi w naszym regionie Europy. Zresztą w tym tygodniu w stolicy RP ma być premier Jej Królewskiej Mości Theresa May wraz z ministrami spraw zagranicznych, obrony i kanclerzem skarbu w ramach cyklicznych corocznych konsultacji międzyrządowych polsko-brytyjskich, co ustawia relacje Warszawa-Londyn na specjalnym, wyjątkowym poziomie. Istotna jest jednak kontynuacja współpracy w ramach trójkąta Warszawa-Bukareszt-Ankara, który zapoczątkowany w 2016 roku rozwija się mimo zamachu stanu w Turcji i pewnych turbulencji politycznych w tym kraju oraz olbrzymich demonstracji antyrządowych w Rumunii.
PESCO – nie tylko dla Berlina i Paryża
Formuła PESCO – unijnej polityki obronnej przyjęta była przez stronę polską z oporami i zastrzeżeniami. Zwłaszcza zgłaszał je resort Antoniego Macierewicza. Formalnym wyrazem tych wątpliwości był też specjalny list ministrów spraw zagranicznych i obrony rządu RP, który skierowany został do wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej i Wysokiej Przedstawiciel odpowiedzialnej za politykę zagraniczną i bezpieczeństwo Federiki Mogherini. List ten zyskał rangę oficjalnego polskiego stanowiska dołączonego do dokumentu końcowego PESCO. Gdyby publicystycznie podsumować polskie obawy względem wspólnej unijnej polityki obronnej, której zresztą Jarosław Kaczyński domagał się w 2005 roku (sic!), to można by zaznaczyć, że nie chcemy, aby z jednej strony beneficjentem ekonomicznym tejże polityki były wyłącznie niemieckie i francuskie fabryki przemysłu obronnego, a z drugiej, aby PESCO wiązało politycznie ręce krajom członkowskim Unii w ich relacjach zewnętrznych, choćby z Rosją.
Jednak jest jeszcze jeden już nie geopolityczny aspekt funkcjonowania PESCO. Chodzi o kwestie stricte ekonomiczne, choć oczywiście związane z polityką, bo jak pisał Thomas Mann: „Nie ma nie-polityki. Wszystko jest polityką”. Mówiąc wprost, rzecz w tym, aby unijne środki przeznaczone na politykę obronną szły nie tylko i nie głównie do niemieckich i francuskich fabryk związanych z przemysłem obronnym, żeby również Polska była beneficjentem tych zamówień. Chodzi więc o zapewnienie tychże zamówień i inwestycji dla polskiego przemysłu zbrojeniowego. Dodatkowo jednak chodzi też o wspieranie w tym kontekście polskich małych i średnich firm (MSP) oraz polskich przedsiębiorstw o średniej kapitalizacji (mid-cap) w sektorze obronnym. Dla polskiego ucha brzmi bowiem wręcz fenomenalnie to, że Unia Europejska wreszcie chce się bronić i, że pacyfistyczne mrzonki wyrzucane są na śmietnik. Rzecz w tym, że diabeł tkwi w szczegółach (izraelskie przysłowie brzmi odwrotnie: Bóg siedzi w szczegółach...). Jest rzeczą fundamentalną czy spora unijna kasa przeznaczona będzie na rozkręcenie francuskich i niemieckich fabryk czy też jednak odpowiednio duży kawałek tego obronnego tortu będzie przeznaczony dla Polski i naszego przemysłu obronnego.
„Nie dla ideologicznych furtek”
Drugi wymiar ostatniego szczytu w Brukseli to polityka społeczna, kultura i edukacja. Polska wspiera proklamację Europejskiego Filaru Praw Socjalnych oraz wyniki Szczytu Społecznego. Jednak rząd RP mocno podkreśla, że wszystkie nowe rozwiązania przyjęte w tym obszarze muszą być transparentne, przejrzyste i opierać się o pewien konsensus. Jednocześnie chcemy egzekwować zapisane, bądź co bądź, w Traktacie Lizbońskim – jakby się on nam nie podobał ‒ prerogatywy i kompetencje państw członkowskich UE. Ów Europejski Filar Praw Socjalnych jest wyłącznie „mapą drogową” gdy chodzi o wspieranie rynków pracy oraz ochrony socjalnej. Jest, powiedzmy „aktem strzelistym”, który do niczego Polski nie zobowiązuje. Z jego sugestii czy rozwiązań polski rząd skorzystać może, ale nie musi, bo politykę społeczną prowadzi kraj członkowski, a nie jest to kompetencją Unii Europejskiej. Niektóre natomiast sformułowania „Filaru” wykraczają dalece poza prerogatywy Unii. Nie może on być nigdy w przyszłości wykorzystywany przez Komisję Europejską jako swoista „furtka legislacyjna” do kreowania nowych obowiązków w obszarze polityki społecznej. Jego zapisy mogą być przyjęte wyłącznie dobrowolnie przez poszczególne państwa członkowskie. Oczywiste, że potrzebne podnoszenie standardów socjalnych w krajach UE musi odbywać się w sposób naturalny, a nie od góry narzucanym przez Brukselę. Te standardy muszą być zakorzenione w ekonomicznych możliwościach poszczególnych krajów tworzących Unię. Próby legislacyjne i pozalegislacyjne ze strony Komisji Europejskiej próbujące normować na przykład równowagę między życiem zawodowym a prywatnym rodziców i opiekunów nie muszą być traktowane przez członków UE niczym pacierz albo mówiąc językiem dla Brukseli bardziej zrozumiałym: coś co jest obligatoryjnie do wykonania. Podobnie kwestie dostępu do ochrony socjalnej, czasu pracy, informacji dla pracowników. Żadna z 20 głównych zasad i praw sformułowana przez Europejski Filar Praw Socjalnych nie może być potraktowana przez państwa tworzące UE na zasadzie „kopiuj-wklej”.
Gdy chodzi o edukację i kulturę, Polska jest przeciwna ujednolicaniu szkolnych programów nauczania w krajach UE. Uważamy, ze należy współpracować z innymi państwami na bazie istniejących już i sprawdzonych instrumentów i form, a nie tworzyć nowe, które mogłyby ograniczać kompetencje i państw członkowskich ‒ i też na przykład uczelni wyższych. Takich „furtek ideologicznych” w obszarze legislacyjnym nie chcemy. A decyzje o konkretnych kierunkach działania w zakresie kultury i edukacji muszą zapadać po dyskusjach i uzgodnieniach wewnątrz Unii. A na to trzeba czasu – długiego czasu.
Polityka migracyjna: konsensus - a nie przymusowe osiedlanie imigrantów
Wreszcie polityka imigracyjna. Polska w dalszym ciągu będzie kontynuować działania w zwalczaniu imigracji do krajów Unii Europejskiej u jej źródeł. Powinniśmy pomagać krajom, z których imigranci wyjeżdżają do Europy, a nie obywatelom tych krajów, którzy tutaj, na Stary Kontynent, głównie w celach ekonomicznych, przybędą. Rzeczpospolita, tak jak ostatnio pisał „Financial Times” jest jednym z liderów, gdy chodzi o przyjmowanie imigrantów i stabilizowanie sytuacji imigracyjnej w Europie. To nasz kraj przyjął w 2016 roku około 60% (sic!) całej nowej imigracji zarobkowej do UE. Przede wszystkim dzięki zaakceptowaniu obecności obywateli Ukrainy – 70% wszystkich pozwoleń na pracę w Unii, to pozwolenia wydane przez Polskę Ukraińcom (!).
Polska ‒ to oficjalne stanowisko rządu Mateusza Morawieckiego – będzie żądać przyjmowania przez UE, gdy chodzi o politykę imigracyjną, tylko rozwiązań akceptowalnych przez w s z y s t k i e kraje członkowskie. Będziemy dalej zdecydowanie sprzeciwiać się wobec wszystkich obowiązkowych mechanizmów „redystrybucji” uchodźców (imigrantów). Deklarujemy też wsparcie dla tzw. zewnętrznego wymiaru polityki imigracyjnej czyli chcemy pomagać „u źródła”, a nie już potem, gdy kolejne setki tysięcy imigrantów znajdą się w Europie.
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (18.12.2017)