Jestem bardzo zmartwiony i zaniepokojony sytuacją w Niemczech. Prawie dwa miesiące temu odbyły się tam wybory ‒ a nowego rządu jak nie było, tak nie ma. Gorzej, bo jak słyszymy co najmniej jeszcze miesiąc będziemy musieli czekać. A chodzi przecież o naszego sąsiada i największy kraj UE! Gorzej: ostatnio miała tam miejsce manifestacja prawdziwych, a nie wirtualnych nazistów czyli niemieckich szowinistów, którzy na czele nieśli transparent „Niczego nie żałuję”! Czy to nie nadaje się na debatę w Strasburgu? Czemu też ustępujący rząd RFN głośno nie potępia regularnie podpalanych domów dla azylantów w tym kraju? I dlaczego skala przestępstw z powodów rasowych mad Renem i Sprewą jest setki razy większa niż nad Wisłą? Tak samo jest zresztą nad Sekwaną, gdzie antysemicka przemoc ma miejsce niemal codziennie. W tejże Francji ogranicza się też prawa pracownicze, stan wyjątkowy wciąż faktycznie trwa, władza rządzi za pomocą dekretów. Gorzej, bo jest bezbronna gdy na francuskim terytorium (Alzacja, tuż koło Strasburga!) naziści podpalają pozostałości po niemieckim obozie koncentracyjnym Struthof! Jestem tym wszystkim zmartwiony. Także i tym, że ojczyzna pana Verhofstadta nie rozliczyła się ze swoją przeszłością: człowiek miotający oszczerstwa o Polakach-nazistach nie chce pamiętać, że jego rodacy kolaborujący z Niemcami Hitlera wystawiali Dywizje SS i mordowali Polaków? Czy nie trzeba o tym w końcu porozmawiać na szczeblu UE?
*pełna wersja tekstu, który ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (18.11.2017)