Trudno jednak nie odnieść wrażenie, że artykuł nie ma nic wspólnego z relacją, jest ewidentnie manifestem politycznym, a wręcz fake newsowym atakiem. W rzeczywistości sytuacja wygląda tak - firma buduje drogę. Mieszkańcy czekali na to dobre 20 lat! Drogowcy chcą wywołać jak najmniej zamieszania i jednocześnie wykonać pracę szybko. Niestety konieczne jest czasowe zamknięcie ulicy, jednak z możliwym dojazdem m.in. dla służb ratowniczych.
W odpowiedzi na urzędowy komunikat, tłumaczący konieczność zmian i zaproponowane rozwiązania, szanowna redaktor naczelna/właściciel…(żenada) - bo tak się podpisuje, odpicowała swoje polityczne gąsienice w swoim małym czołgu i próbuje się przebić przez plac budowy. Na prywatnym blogu, sponsorowanym przez „kto co da” ogłasza miastu i światu już nikt nie dojedzie - ani kobiety w ciąży, ani do staruszki która zaprószyła ogień…ani do nikogo! Widać robi to świadomie, albo nie czyta ze zrozumieniem, bowiem w komunikacie miasta stoi czarno na białym, że dojazd służb jest zapewniony! Nic dziwnego w opinii redaktor/właściciel to detal - nie pasuje do koncepcji, bo jedyna słuszna teza została już postawiona, teraz tylko trzeba ją obronić.
Obrana strategii szybko okazuje się jasna - jak hejtować prezydenta za to, że po 20 latach buduje ludziom drogę przez którą przez 2 tygodnie nie będą mogli śmigać swoimi autami…? Odpowiedź opisała na swoim blogu redaktor naczelny/właściciel (gratulacje dla tych którzy zdołali dobrnąć do końca wywodu).
Droga pani redaktor naczelna/właściciel - więcej miłości mniej złośliwości. Pani praca, to klasyczny przykład dziennikarstwa zaangażowanego. Uwagi pod tytułem nie pchaj się na afisz jak nie potrafisz, nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, jedynie są zapisem prywatnych uczuć wobec włodarza miasta. Natomiast, gdyby informacja o starcie w zbliżających się wyborach okazała się prawdziwa, byłby to skandal o jakim nikomu się nie śniło!