Komisarz Elżbieta Bieńkowska stwierdziła w niemieckiej prasie, że eurosceptycy są większym zagrożeniem niż Brexit. Wskazuje również na kraje „takie jak Polska”. Platformerska tradycja szukania pomocy za granicą idzie coraz dalej?
Ryszard Czarnecki, europoseł, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego: Parafrazując powiedzenie pani Bieńkowskiej, można o ostatniej wypowiedzi tejże Bieńkowskiej powiedzieć: Sorry, taka obrzydliwość. To skrajnie żenujące, że wydelegowany przez Polskę bardzo wysoki urzędnik, który reprezentuje Polskę w Komisji Europejskiej, w zasadzie przyłącza się do chóru donosicieli na własny kraj, wskrzeszając niechlubne tradycje Targowicy. Rozumiem, że pani Bieńkowska gra w tej chwili o życie po życiu, czyli jakąś posadę po zakończeniu tej kadencji Komisji Europejskiej. Jest w takiej sytuacji jak pan Timmermans, że wie, ze ani rząd Holandii, ani rząd Polski nie przedłuży temu państwu mandatów. Stąd traktuję jej wypowiedź jako taki sygnał, że jest „do wzięcia” przez np. jakąś agendę unijną, ponieważ mówi o Polsce językiem naszych przeciwników, a nie językiem polskiego reprezentanta. To rzeczywiście jest spektakularny przykład przedkładania nad interesy instytucji narodowych interesy prywatnych instytucji, dla których się pracuje.
Bieńkowska mówi także o zagrożeniu próbą objęcia organizacji pozarządowych kuratelą. To ukłon w stronę ludzi pokroju Georga Sorosa?
Każdy pretekst jest dobry, żeby uderzyć we własną ojczyznę. Tak możemy skomentować wypowiedzi jej, Budki i kilku innych polityków Platformy Obywatelskiej. Jak chce się w Polskę uderzyć, to kij zawsze się znajdzie. Jak nie kij Trybunału Konstytucyjnego, to kij praworządności. Jak nie kij wolności mediów, to kij NGO. Wszystko to mówią ludzie, którzy – delikatnie mówiąc – mają bardzo niechętny stosunek do rożnych stowarzyszeń i inicjatyw europejskich.
Pomimo wszelkich prób dyskredytacji Polski przez opozycję, rząd nie rezygnuje z twardej polityki wobec imigrantów. Europejski Trybunał Sprawiedliwości uznał, że nie ma szans na zmianę unijnych regulacji co do relokacji. Nasuwa się więc pytanie, co dalej?
Proszę o nie używanie pojęcia „relokacja uchodźców”. Tu chodzi o wciśnięcie nam na siłę i przymusowe osiedlenie tysięcy nielegalnych imigrantów. Proszę się bynajmniej nie sugerować, że Komisja Europejska chce nas uszczęśliwić sierotami z Aleppo, czy kobietami z dziećmi z innych syryjskich miast. Tutaj chodzi przede wszystkim o 20-30 letnich mężczyzn, samotnych i bez rodzin, którzy bez zbytniego narażenia życia i zdrowia żyją od lat w obozach we Włoszech i Grecji. My zapaliliśmy czerwone światło dla imigrantów spoza Europy, z krajów muzułmańskich. Nie ma mowy, żeby rząd pod naciskiem Unii Europejskiej zapalił zielone światło, ponieważ – skoro jestem już przy metaforze ruchu drogowego – po zapaleniu zielonego światła byłaby katastrofa drogowa. My wyciągamy wnioski z błędnej polityki imigracyjnej innych krajów. A że te kraje są wściekłe na Polskę, to jest to oczywiste, bo Polska pokazuje ich obywatelom, że można i da się prowadzić inną politykę imigracyjną, da się prowadzić politykę zamkniętych drzwi, a nie na oścież otwartych wrót dla imigrantów. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli ustąpić nawet o centymetr.
Polska przypomina, że to Angela Merkel otworzyła drzwi dla imigrantów, ale jednak poza naszym krajem, Węgrami i nielicznymi przypadkami, inne państwa – wydaje się – że o tym zapomniały?
Angela Merkel odpowiada w sposób jak najbardziej telewizyjny – w takim sensie, że te obrazki ludzie będą pamiętać tak dobrze, jak obrazki z upadku muru berlińskiego. Tyle, że wcześniej, przed nią, szereg innych krajów Unii Europejskiej popełniło błędy w polityce imigracyjnej, de facto zachęcając imigrantów do przyjazdu. Bynajmniej nie chodziło tu o uchodźców, którzy uciekali przed wojną, tylko chodziło o tych, którzy chcieli poprawić swoją sytuację materialną. Błędy pani Merkel są oczywiste. Chciałbym, żeby Polska miała dobre relacje z Niemcami, ale dla tych dobrych relacji na pewno nie będziemy kopiować jej błędnej polityki dopieszczania imigrantów. O tym nie ma mowy i tak nie będzie. Podkreślam, że polski rząd troszczy się, blokując imigrację, nie tylko o bezpieczeństwo obywateli, którzy żyją dzisiaj w naszym kraju, ale także tych, którzy będą żyli za 30, 40, albo 50 lat. Jak patrzy się na zamachy terrorystyczne w Europie, to zwykle dokonywane są one przez dzieci lub wnuki tych, którzy do Europy Zachodniej przyjechali. Nie wpuszczając muzułmańskich imigrantów do kraju wyraźnie zwiększamy swoje bezpieczeństwo na kilka dekad.
Zatrzymam się na chwilę właśnie przy kwestii zamachów w Europie, bowiem chciałam zapytać, jak skomentuje pan słowa Dariusza Rosatiego, który na łamach „Super Expressu” stwierdził, że to nie imigranci dokonują zamachów, ale rdzenni mieszkańcy UE?
To kompletna bzdura i wierutne kłamstwo. To nie są żadni rdzenni obywatele Europy. Bardzo często są to ludzie dysponujący paszportami Europy Zachodniej, ale to co innego. W paru przypadkach są to uchodźcy „świezi” – tak było w Paryżu i w Stambule. Ale w wielkiej mierze są to osoby, które przyjechały jako dzieci z Afryki Północnej, czy przyjechali ich rodzice, czy dziadkowie. Ci ludzie się nie zaaklimatyzowali, nie są rdzennymi mieszkańcami Europy. Są gośćmi i to gośćmi, którzy nie przestrzegają reguł i zwyczajów, które wprowadził gospodarz.
Warty uwagi jest również cytat z niemieckiej prasy, który mówi, że w Europie nie ma miejsca na jednorodne państwo. W takim razie jaka ma być przyszłość?
Poszczególne kraje członkowskie Unii Europejskiej powinny i będą tak układać swój ustrój wewnętrzny, jak będą chciały i na pewno nikt nie będzie nam z zewnątrz, z Brukseli, Berlina czy Paryża, narzucał, jak ma wyglądać skład etniczny obywatelstwa, które tworzy Rzeczpospolitą. To nie jest ich sprawa. Niech każdy żyje tak, jak chce i potrafi. Przestrzegam tych wszystkich, którzy chcą meblować polski dom na własną modłę i gospodarzy ustawiać do kąta. Ten numer z dumnymi Polakami nie przejdzie.
*wywiad dla portalu wPolityce.pl (10.09.2017)