wPolityce.pl: Panie Przewodniczący, w trakcie debaty w PE mówił Pan o podwójnych standardach działań KE wobec Polski. Wskazywał Pan, że podobne rozwiązania, jakie w reformie sądownictwa chce wprowadzić polski rząd, funkcjonują także w innych krajach członkowskich. Jednak Frans Timmermans odrzucił zuchwale tego typu argumentację.
Ryszard Czarnecki: W tej polemice Timmermans, jak zwykle opowiadał bardzo nieprecyzyjnie. Nie przytoczył żadnego, dosłownie żadnego rozwiązania, które istnieje w reformie polskiego wymiaru sprawiedliwości i rzekomo łamie praworządność, a którego nie ma w innych systemach. Poza tym, wrócił w czasie swojego przemówienia do czasów studenckich. Nie dodał jednak, że w holenderskiej armii był zatrudniony jako tłumacz rosyjskiego. A szkoda, bo to ciekawy fragment jego życiorysu. Natomiast powtarzał to samo, co było już w czasie czterech debat w PE, gdy po zadanych pytaniach nie odnosił się do żadnych konkretów, faktów, dowodów czy argumentów, które przedstawialiśmy ja i moi koledzy z europarlamentu. Trawestując stare polskie powiedzenie: jak nie wiadomo o co chodzi, to tak naprawdę chodzi o imigrantów. KE jest naciskana przez szereg krajów członkowskich, które popełniły w polityce migracyjnej szereg gigantycznych błędów, a teraz ich społeczeństwo i wyborcy mogą rozliczyć swoje władze, widząc że można było tych kłopotów uniknąć, czego przykładem jest Polska. Dlatego Komisja poddaje nas presji pod różnymi pretekstami, żebyśmy ulegli właśnie w sprawie imigrantów spoza Europy. My się złamać nie damy, ale tę szopkę propagandowo-polityczną Komisji jeszcze długo będziemy pewnie obserwować i w niej uczestniczyć.
Z jednej strony, oczywiście, jest Komisja Europejska, lecz z drugiej, w czasie dyskusji wielu europosłów z innych krajów mocno oskarżała Polskę. Skomentował Pan w czasie swojego przemówienia, że ci ludzie nie argumentują faktami, lecz mitami na temat Polski. Nasuwa się więc pytanie, gdzie jest źródło takiego właśnie zachowania?
To dobre pytanie. Taka postawa wynika w wielu względów. Po pierwsze, ci europosłowie często reprezentują partie, które rządzą lub rządziły, a które odpowiadają za niekontrolowany napływ imigrantów do ich krajów. I jak już mówiłem, w sytuacji gdy pojawiają się takiej kraje jak Polska czy Węgry, które mówią w tej sprawie „nie”, to wyborcy w krajach tych europosłów zadają sobie pytanie: skoro Polska nie wpuszcza migrantów spoza Europy, nie ma tam przemocy i zamachów terrorystycznych, jest krajem bezpiecznym, to dlaczego my, nasze rządy ich wpuściły? Europosłowie ci w pewnym sensie bronią więc skóry, swojej i własnych partii politycznych.
Drugi powód to solidarność plemienna – w sensie plemienia politycznego. Wiadomo, że Europejska Partia Ludowa będzie wspierać należące do jej rodziny PO i PSL wbrew oczywistym faktom, wbrew rzeczywistości i mimo, że w prywatnych rozmowach wielu członków EPP mówi zupełnie co innego.
Wreszcie sprawa ostatnia. Zwracam uwagę, że najbardziej atakowali nas socjaliści, komuniści, lewacy i liberałowie. Ci ludzie po prostu z pobudek ideologicznych nie mogą ścierpieć konserwatywnej i prawicowej Polski, która dba o tradycyjne wartości i jest absolutnie wyjątkiem na skalę Europy. Każdy więc pretekst, żeby uderzyć w Polskę, jest dla nich dobry.
Popisali się nie tylko europosłowie z innych krajów członkowskich, ale także polscy przedstawiciele z PO. Michał Boni dziękował Timmermansowi, a Barbara Kudrycka zachęcała wiceszefa KE do spotkań – o dziwo! - z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Jak nazwałby Pan tego typu zachowanie?
Wspomnę na początek, że cieszę się, że posłowie PiS mówili z głowy, od siebie, a politycy PO korzystali z kartki. Widocznie takie treści trudno zapamiętać. Natomiast w sensie merytorycznym, bardzo się cieszę z tego, że przedstawiciele opozycji doceniają rolę Jarosława Kaczyńskiego w europejskim życiu politycznym, tutaj muszę się z nim zgodzić, ale z tego co wiem, to w napiętym kalendarzu prezesa PiS nie ma czasu na spotkanie z panem Timmermansem. Próba pośredniczenia przez PO w zaaranżowaniu tego spotkania, okazała się nieskuteczna, jak wiele innych rzeczy, które Platforma robi na całym rynku europejskim.
Natomiast to, że Timmermans ma szereg pomocników w Polsce, to może mniej świadczy o nim, a bardziej o tych politykach, którzy zamiast powiedzieć mu, że mają w tej kwestii inne zdanie niż rząd, ale jest to wewnętrzna sprawa Polski, to tak naprawdę wręcz zachęcają siły zewnętrzne do ingerowania. To smutne, ale przecież w historii mieliśmy wiele takich przykładów, nie tylko w czasie rozbiorów, ale i w średniowieczu, że ci, którzy utracili władzę, często pielgrzymowali do obcych tronów, by te załatwiły im powrót do rządzenia w Polsce. Widać, że to się powtarza.
*Rozm. Adam Kacprzak, wPolityce.pl