Gdy otóż portal NaTemat miał ledwie 2 lata, a ja byłem już w miarę znanym publicysta zaproponowałem red. naczelnemu Na Temat Tomaszowi Machale, że chętnie prowadziłbym blog na jego portalu. Miałem taki otóż dziwny, bardzo nie polski pomysł, że chyba ciekawie byłoby, aby w tym akurat portalu pojawiał się głos z prawej. Okazało się, ze redakcja portalu, w którym publikuje 900 autorów, moją propozycję odrzuciła. Wolny rynek. Trudno mieć jakiekolwiek pretensje. No prawie. Usłyszałem otóż od miłej pani z portalu, że skoro krytykuję PO to trudno, bym został zaakceptowany jako autor. A ja PO czasem krytykowałem. A czasem pisałem, że PO ma rację. To NaTemat, a nie ja miała problem z różnorodnością poglądów. Mi się zawsze wydawało, że warto, by ludzie się ze sobą spierali. Okazało się, że nie warto.
Napisałem w życiu pewnie 300 czy 400 rożnych tekstów, gros o polityce zagranicznej. Niektóre były lepsze, inne gorsze, ale większość, nieśmiało śmiem twierdzić, wytrzymała próbę czasu i nawet czytana po długim czasie „broni się”. Moje teksty i wywiady ze mną pojawiały się w bardzo różnych mediach: od Rzeczy Wspólnych, salonu 24, Teologii Politycznej, przez Dziennik Gazetę Prawną (Michał Potocki – zawsze będę pamiętał, że dzięki Tobie debiutowałem), Forbes, onet, by – idąc dalej z prawa na lewo – na Krytyce Politycznej skończyć, a i tak wszystkich tytułów, w których gościłem nie wymienię.
Dla NaTemat narodziłem się jednak ledwie wczoraj, dziwnym trafem akurat tego dnia, gdy skrytykowałem PiS. Jak rozumiem chodziło o to, by pokazać, że oto człowiek prawicy przeszedł na „właściwą” stronę. Tylko, że mnie do bycia po właściwej stronie żaden portal Tomasza Lisa nie jest potrzebny. Byłem i jestem po właściwej stronie – tej, gdzie pisze się uczciwie to, co się myśli, a może nawet, jeśli się ją trafnie odczytuje, po prostu prawdę i tym samym władze czasem gani, a czasem chwali. Nic mi po uznaniu tych, którzy ludzi z drugiej strony cytują tylko, gdy ci piszą zgodnie z jedynie słusznymi poglądami. Nie Drodzy Państwo. Chcecie cytować? Voila. Ale wywiadu Wam nie dam. A jak chcecie tekst to tylko za pieniądze. I tanio nie będzie. Nie będzie, bo mam dobre pióro i znam się na tym, o czym piszę. Ale Wam policzę podwójnie. Bo nie chcecie mnie jako publicysty ani eksperta, ale jako politycznej prostytutki, którą będziecie mogli wykorzystać. Nie znam się na prostytucji, ale wiem, ze się jej nie uprawia za darmo. Ale spokojnie – nikt się nie dowie. Bo i tak napiszę tylko to, co uważam, więc zapłacić co prawda zapłacicie, ale tekstu przecież nie opublikujecie.
* Tekst z profilu na Facebook-u Witolda Jurasza za zgodą autora. Tytuł od redakcji.