Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Prezydent kontra prezes

Na prawicy trzeszczy, bo prezydent wykonał manewr, który w każdego rodzaju relacjach międzyludzkich – nie tylko w polityce, chociaż w polityce to się jeszcze wyostrza – oznacza wojnę. Taki mianowicie, że zmienił reguły gry.

Zmiana reguł gry zawsze kończy się tak samo, czyli konfliktem i rozłamem (w polityce), zerwaniem znajomości (w życiu towarzyskim), rozwodem (w małżeństwie). Każdy, kto porwał się kiedyś na taką zmianę w relacjach z mężem/żoną, sąsiadem, kolegą, ciocią, wujkiem, sekretarką wie, że akurat ta reguła wyjątków nie przewiduje.

Pierwsza zmiana reguł gry dokonała się dawno temu na linii Andrzej Duda – Zbigniew Ziobro. Ten drugi tego pierwszego wprowadzał do polityki i go w niej promował (przynajmniej tak mówią), ten pierwszy temu drugiemu się postawił w kluczowym momencie – kiedy ten drugi robił rozłam w partii. Ten drugi temu pierwszemu poczytał to za nielojalność, ten pierwszy uwolnił się od wpływu tego drugiego. W dodatku życie potoczyło się tak, że to ten pierwszy osiągnął sukces na skalę, o jakiej marzył ten drugi. Konflikt murowany, i to konflikt śmiertelny – kto nie widzi, że w tle obecnego zamieszania ogromną rolę odgrywa himalajskiego rozmiaru antypatia pomiędzy prezydentem i ministrem sprawiedliwości, ten ma klapki na oczach przymocowane mosiężnymi żelaznymi zatrzaskami.

Druga zmiana reguł gry dokonała się niedawno na linii Andrzej Duda – Jarosław Kaczyński. Ten pierwszy się temu drugiemu postawił i pokazał, że już nie będzie go słuchał, czym dał do zrozumienia, że uważa się za równorzędnego partnera. W polityce to posunięcie spektakularne, które oznacza wciśnięcie czerwonego guzika z napisem „po uruchomieniu procedury będziecie się niszczyć zawsze wtedy, kiedy to nie będzie fundamentalnie sprzeczne z waszym własnym interesem politycznym”.

Z tego już nigdy nie będzie bodaj „życzliwej neutralności”, co najwyżej osławiona „szorstka przyjaźń” w ramach doraźnych obopólnych korzyści. Tym tropem trzeba iść, żeby się rozeznać w sytuacji.

Każda porządna teoria musi opierać się na twierdzeniu naczelnym, zwanym aksjomatem; nie ma więc powodu, żeby i moja skromna się na takim nie oparła. Moim aksjomatem jest zdanie: Prezydent Duda konfliktu z Jarosławem Kaczyńskim nie chciał.

Można oczywiście przyjąć założenie przeciwne – że prezydent od dłuższego czasu knuł za plecami i kombinował z pomysłami powołania własnej inicjatywy politycznej, jest to jednak założenie karkołomne, bo sugerowałoby bezprzykładną polityczną nierozumność prezydenckiego zaplecza. Prezes Kaczyński sprawuje rząd dusz nad tak liczną grupą wyborców, że absolutnie nikt bez jego poparcia na prawicy nie ma na zaistnienie cienia szansy. Prezydent Duda, jak na razie – i nie jest to twierdzenie wartościujące, ale faktualne – nie świeci własnym światłem, świeci jedynie światłem odbitym.

Prezydent tego konfliktu nie chciał, a jednak się zdecydował, będąc w pełni świadomym, że oznacza to zmianę reguł gry, czyli koniec dobrych czasów. Znajduję tylko jedno intelektualnie uprawnione wytłumaczenie – Andrzej Duda uznał, że podpis pod taką reformą sądownictwa przyniesie mu więcej strat niż (i tak opłakany w skutkach) konflikt z prezesem. Prezes Kaczyński postawił prezydenta pod ścianą, dając mu do wyboru opcję złą (przestaniemy się lubić na dobre) albo bardzo złą (najwyżej nie wybiorą cię na drugą kadencję). W elektoracie PIS-u niechętnie przyjmuje się „wymiękanie”, czyli odstępstwo od kierunku, jaki wskazał prezes, ale skoro nawet (nadchodzi niezawodny argument z autorytetu) persona tego formatu, co prof. Nowak, chwali prezydenta, świadczy to o tym, że sytuacja była co najmniej niejednoznaczna. Generalnie jest tak, że elektorat PIS nie miał problemu z tym, że prezes Kaczyński, przez Ziobrę, chciał zapewnić sobie właściwie wyłączny wpływ na obsadę prezesów sądów, KRS i SN, bo prezesowi ufa, ale ci, którzy prezesowi nie ufają albo ufają mniej, mieli pełne prawo mieć z tym problem. Nie ma powodów, żeby się na to obrażać, takie są fakty – PIS jechał bardzo ostro po bandzie, na granicy wszelkich norm i obyczajów, a prezydenta mogła ta jazda wyrzucić z toru.

Najciekawszym jest pytanie, co dalej? Tego oczywiście nie wie nikt, kilka spostrzeżeń jednak się nasuwa. Dla obu stron korzystniejsze byłoby załagodzenie konfliktu, ale tu nie ma symetrii – w obecnej sytuacji to prezydent bardziej potrzebuje PIS-u, niż PIS prezydenta. Andrzej Duda ma mniejsze pole manewru, bo on wyborów bez elektoratu PIS nie wygra, PIS natomiast zawsze może spróbować sił z innym kandydatem. Tutaj sprawa się jednak okropnie komplikuje – otóż wybory parlamentarne są przed prezydenckimi. Jeśli PIS powtórzy sukces i wygra samodzielnie, otrzymawszy kolejny raz bardzo mocną legitymizację, pokusa, żeby pożegnać prezydenta z żyrandolem będzie ogromna – co tu dużo gadać, Andrzej Duda może być prawie pewny, że go nie wystawią. Ale, ale – jeżeli PIS nie będzie rządzić samodzielnie, a w koalicji, dajmy na to, z Kukizem, wtedy pozycja prezydenta rośnie proporcjonalnie do wzrostu znaczenia Kukiza. Dla PIS-u mimo wszystko będzie lepiej mieć „niepokornego”, „rozkraczonego”, ale jednak bliskiego sobie (przynajmniej ideowo) prezydenta, niż rzucić się w wir niepewnej walki i przegrać wszystko.

Myślę, że taka jest stawka zbliżenia prezydenta z „Kukizami”. Próba odpalenia własnej partii przez Andrzeja Dudę byłaby próbą szaloną, bo doprowadziłaby do furii i prezesa, i jego elektorat, co pogrzebałoby wszelkie szanse. Natomiast polityczna współpraca z Kukizem – nie tyle nawet strategiczna, ile taktyczna, polegająca na tym, że Kukiz nie startuje w wyborach i popiera prezydenta, a prezydent jest „patronem”, czy też „zwornikiem” koalicji PIS – Kukiz, może być przez Andrzeja Dudę uznana za korzystną.

Sto tysięcy detali i milion przypadków będzie miało wpływ na ostateczny bieg wydarzeń, niemniej z dzisiejszej perspektywy sytuacja, przynajmniej w grubym zarysie, wygląda tak. Niezbyt optymistycznie, bo nawet jeśli Andrzej Duda nie będzie chciał, to interes polityczny będzie popychał go w  kierunku gry na nie całkowite, ale znaczące osłabienie PIS i pozycji prezesa. Niestety, zmiana reguł gry nie przewiduje wyjątków. Jest jak jest, lepiej nie będzie. Wygląda wręcz na to, że lepiej to już było.

Data:
Kategoria: Polska

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.