Nie jestem detektywem, kryminologiem ani gliniarzem, zatem nie będę wypowiadał się na specjalistyczne zagadnienia związane ze śmiercią młodej kobiety z Dolnego Ślaska. To nie moja dziedzina. I przestrzegam przed politykami, którzy wypowiadają się na każdy możliwy temat: ktoś, kto mówi, że zna się na wszystkim – zwykle nie zna się na niczym.
Można jednak i trzeba tę sprawę – i przecież szereg innych, podobnych – widzieć w kontekście szerszym. Tym, który zahacza o politykę, styk polityki ze służbami specjalnymi, styk polityki ze zorganizowaną przestępczością, wreszcie związki dawnych służb ze światem przestępczym, ich przenikanie się, parasol ochronny otwierany nad podziemiem kryminalnym czy półświatkiem. Wrocław, stolica Dolnego Śląska to w okresie PRL-u silny ośrodek komunistycznych służb specjalnych. Początkowo dlatego, że było to jedno z najważniejszych miast Ziem Odzyskanych czy też „Ziem Zachodnich i Północnych” . Także dlatego, że działało tu dość sprawnie podziemie antykomunistyczne – przypuszczalnie na Ziemiach Odzyskanych najsilniejsze, choć z oczywistych względów nieporównywalne z Mazowszem, Podlasiem czy Lubelszczyzną.
Ponadto działały tu też przez jakiś czas po drugiej wojnie zakonspirowane struktury niemieckie. Dodatkowo Dolny Śląsk był Eldorado dla szabru i szabrowników – które to środowisko służby PRL po 1945 roku też chciały w jakiejś mierze kontrolować, tak jak chciały kontrolować wszystko. Bliskość granicy z Niemcami – komunistycznymi, ale jednak Niemcami ‒ też powodowała nasilenie działalności operacyjnej bezpieki i „wojskówki”. Ten medal miał też drugą stronę: nie jest to tajemnicą, że Dolny Śląsk, podobnie jak Pomorze, w sposób szczególny łączył zainteresowanie wschodnio-niemieckiej NRD-owskiej STASI. Do tego w okresie późniejszym pojawiła się w miarę silna opozycja, dla której było dość szerokie zaplecze społeczne – Dolny Śląsk to jedna z „nowych ojczyzn” dla Polaków z Kresów Wschodnich RP, przymusowo przesiedlonych tu po drugiej wojnie światowej. Na marginesie: nie używam pojęcia „repatriacja”, bo jest ono wyjątkowo zakłamane. Bowiem nasi rodacy z Kresów granicy Rzeczpospolitej nie przekraczali – to granica przekroczyła ich, w związku z tym nie był to żaden „powrót” do ojczyzny, żadna repatriacja.
Po wojnie całe wsie i miasteczka dolnośląskie miały kresową większość. W samym Wrocławiu, do którego ściągały tłumy, ściągały też tłumy ludzi, np. z Podkarpacia czy Świętokrzyskiego, co dziewiąty mieszkaniec pochodził wprost ze Lwowa (11%). To, że przyjęło się mówić, iż Wrocław to „drugi Lwów” wynika z faktu, że jedynym środkiem komunikacji, niemal całkowicie zniszczonej Festung Breslau były po 1945 roku tramwaje. Wszyscy tramwajarze (sic!) w początkowym okresie wywodzili się ze Lwowa, a więc od motorniczego czy konduktora pasażerowie słyszeli wyłącznie lwowski bałak, co potęgowało wrażenie, iż dolnośląska stolica to właśnie „drugi Lwów”. Dodatkowo na wrocławskich uczelniach w pierwszych latach po wojnie dominowała kadra z lwowskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza, co utwierdzało studentów w poczuciu, że Lwów przeniósł się właśnie tu.
Bardzo silne struktury „Solidarności Walczącej” i Niezależnego Zrzeszenia Studentów ‒ który jako jeden z dwóch ośrodków w Polsce (obok Krakowa) zachował ciągłość organizacyjną do Stanu Wojennego ‒ musiały spowodować intensyfikację działań SB i WSW, a także zwiększenie ich aparatu.
Ci ludzie tylko częściowo zmarli. Większość została. Jako wrocławiak słyszałem o licznych powiązaniach ludzi dawnych służb z przestępczością zorganizowaną i działaniami mafii na wielu obszarach. To „krycie” ubeckimi układami i kontaktami przestępców dotyczy, jak słyszymy, także handlu żywym towarem czy narkobiznesu. A przecież te wątki też badane są w sprawach tajemniczych morderstw czy zniknięć młodych Polek w krajach arabskich i nie tylko.
Osobną sprawą jest kwestia zwiększenia infiltracji młodych muzułmanów, którzy przybywają do Polski i na infiltrację zasługują – trzeba sprawdzić, nie tylko czy nie mają kontaktu z ISIS, ale także po prostu z powodu związków z innymi strukturami przestępczymi, głównie funkcjonującymi poza Polską.
Warto znać odpowiedzi na te pytania, aby zmniejszyć możliwość powtarzania się takich sytuacji.
*tekst ukazał się w miesięczniku „Nowe Państwo” (czerwiec 2017)